Kolejna czekolada od naszej rodzimej manufaktury Beskid, którą kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady jeszcze w starej szacie graficznej - została stworzona z kakao pochodzącego z afrykańskiej Wyspy Świętego Tomasza. Manufaktura zlokalizowana z Węgierskiej Górce, miejscowości leżącej na styku Beskidu Żywieckiego i Śląskiego, sięgnęła po ziarna z niezbyt popularnej lokalizacji. To dopiero moja piąta czekolada z kakao z Sao Tome i już bardzo dawno nie miałam takowej w ustach. Każda dotychczasowa tabliczka przyniosła zupełnie nowe skojarzenia, toteż ciemną Beskid Sao Tome 70% traktowałam jako czystą, białą kartę.
Choć ostatnie czekolady z Beskidu nie porwały mnie szczególnie, już sam zapach roztaczający się nad Sao Tome zapowiadał coś naprawdę miłego, odświeżająco słodkiego. Owa woń przeniosła nas do pełnego kwiatów ogrodu, w którym budził się lipcowy upalny dzień. Rosa perliła się jeszcze na płatkach lilii, rozpościerając przyjemnie wilgotny, lekko perfumowy zapach.
W ustach czekolada z Beskidu po raz kolejny układała się dość zachowawczo, będąc dość suchą i twardą - brak dodatku masła kakaowego jednak nie przechodzi bez echa. Przy pojawiających się tu nutach smakowych owa powściągliwa struktura tabliczki nie stanowiła problemu, nie przeszkadzała w delektowaniu się. Dominowały przede wszystkim słodkie truskawki o zbitym miąższu - ich obecność była wręcz namacalna. Dalej pojawiało się coraz więcej pewnej wodnistej kwaśności o wyraźnie roślinnych konotacjach. Nadal pozostając w truskawkowym tonie, pomyślałam o niewybarwionych, jeszcze niedojrzałych fragmentach owocu oraz zielonych szypułkach. Poza tym, nadal znajdowałam się w zadbanym ogrodzie, w którym jednak pozwolono się puścić odrobinie dzikości pod postacią różnorakich ziół oraz rozbujałych na swych grządkach warzyw.
W ustach czekolada z Beskidu po raz kolejny układała się dość zachowawczo, będąc dość suchą i twardą - brak dodatku masła kakaowego jednak nie przechodzi bez echa. Przy pojawiających się tu nutach smakowych owa powściągliwa struktura tabliczki nie stanowiła problemu, nie przeszkadzała w delektowaniu się. Dominowały przede wszystkim słodkie truskawki o zbitym miąższu - ich obecność była wręcz namacalna. Dalej pojawiało się coraz więcej pewnej wodnistej kwaśności o wyraźnie roślinnych konotacjach. Nadal pozostając w truskawkowym tonie, pomyślałam o niewybarwionych, jeszcze niedojrzałych fragmentach owocu oraz zielonych szypułkach. Poza tym, nadal znajdowałam się w zadbanym ogrodzie, w którym jednak pozwolono się puścić odrobinie dzikości pod postacią różnorakich ziół oraz rozbujałych na swych grządkach warzyw.
W dalszym etapie degustacji owe zioła coraz bardziej pokazywały swe walory, roślinne akcenty kierując w strony nawet odrobinę pikantne. W samym finiszu ewoluowały one w przyjemną goryczkę nugatowo-kawową. Generalnie, przez cały czas pozostawałam w temacie ogrodowym, co sprawiało, że całą degustację wspominam jako rozświetloną i ciepłą. Cudnie było ją jeść w tak krótki zimowy dzień.
Skład: ziarna kakao 70%, cukier trzcinowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz