czwartek, 3 stycznia 2019

MIA ciemna 75% Madagaskar


W ramach uszczuplania najstarszych czekoladowych zapasów sięgnęliśmy w końcu po czystą ciemną czekoladę marki MIA, którą zakupiłam ponad rok temu w sklepie Sekretów Czekolady. MIA to marka tworząca ma bazie wyłącznie afrykańskich surowców, pracująca na madagaskarskim kakao uprawianym przez niezależnych farmerów w dolinie Sambirano. Madagaskarskie kakao ma zarezerwowane szczególne miejsce w moim sercu, przez swą niebywałą charakterystykę - lubię do niego wracać i odkrywać jego kolejne twarze, przedstawione przez kolejne manufaktury.

Madagaskar w wykonaniu MIA to 75-gramowa tabliczka niepodzielona na kostki, z wygrawerowanym logo marki. Kryła w sobie odcienie czerwieni oraz zieleni. O ile pierwsza barwa często spotykana jest w madagaskarskich czekoladach, to ta druga prawdziwie mnie zaskoczyła. Czekolada pachniała pikantnością i ziemią, czymś suchym i świeżym zarazem. Aromat zapowiadał niecodzienne wrażenia - spodziewałam się, że nie będzie słodko...


Miałam rację - nie było słodko. Po pierwsze, czekolada miała konsystencję dość piaskową, choć gładką zarazem. Dobrze rozpuszczała się w ustach, ale pozostawiała po sobie wrażenie drobnych miękkich kryształków. W tych kryształkach zdawała się tkwić moc smaku. Tak... Gdyż, po drugie - od samego początku uderzyła nas niebywałą kwaśnością. Była to cytryna, z wszystkimi swymi cechami - należącymi do soku, skórki, miąższu. Dalej pomyśleliśmy również o żółtym grejpfrucie, nie do końca dojrzałym, a także o pestkach winogron jedzonych wraz z mało jędrnymi owocami. Ta kwaśność była perwersyjnie przyjemna, absolutnie nie przeszkadzała, była wykwintna - choć już bardzo skrajna. Nuty maślankowe to jedynie jakieś tło - mlecznych posmaków było tu niewiele, moc kwaśności osiągała inny pułap.

Dalej uwodziła nas ziemistość. Czułam się trochę tak, jakbym zjadła z własnej twarzy maseczkę z czerwonych glinek... Czerwone, wulkaniczne gleby... Dopiero co wystudzona lawa, która miała w sobie jeszcze tchnienie piekielnego gorąca. Ten skwar przejawiał się przez iluzję pikantności. Chili i pieprz, które pojawiały się gdzieś pomiędzy kolejnymi drobinkami tej sucho-wilgotnej, zwarto-gładko-sypkiej czekolady. Paradoksalnej czekolady, w której mieszały się ekstremalne nuty - w cudownej spójności. Słodycz była tylko majaczącą w tle iluzją... Malinowym oddechem.

 

Niedawno zrobiłam kolejne zamówienie w Sekretach Czekolady. Przygarnęłam do siebie parę tabliczek od MIA, z dodatkami. W ciemno zaufałam firmie, której jeszcze przecież nie wypróbowałam przed następnym zakupem. Dziś bezapelacyjnie cieszę się, że to zrobiłam. Coś czuję, że to będzie nielada przygoda! 

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 75 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 563 kcal.
BTW: 9,8/39,4/38

2 komentarze:

  1. Madagaskar w ich wydaniu też bardzo mi się podobał :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Opisałaś fantastycznie ale sama nie wiem czy glinkowe smaki przypadłyby mi do gustu...
    Wszystkiego dobrego, samych najlepszych łakoci w 2019 roku!

    OdpowiedzUsuń