niedziela, 1 września 2019

Georgia Ramon Pfifferlinge ciemna 70% Dominikana z kurkami


Moje dotychczasowe doświadczenia z połączenia czekolady i grzybów były przykre. Kandierte Preiselbeeren od Zottera była dla mnie zupełnie nieakceptowalna, natomiast Porcini od Naive odebrałam już lepiej, choć nadal jej degustacji nie można było nazwać czystą przyjemnością. Gdy zobaczyłam w ofercie sklepu Sekretów Czekolady tabliczkę od Georgia Ramon z kurkami pomyślałam sobie - do trzech razy sztuka. Skoro każda kolejna degustacja czekolad grzybowych była dla mnie lżejsza, może tym razem będzie naprawdę miło. Poza tym, kusiły kurki - grzyby tak odmienne od znanych już z czekoladowych połączeń borowików. Nie mniej jednak, ciągle odkładałam degustację Pfifferlinge, jakoś brakowało mi do niej śmiałości. W końcu jednak odważyłam się.

Georgia Ramon Pfifferlinge to ciemna czekolada o 70% zawartości kakao z Republiki Dominikany, zawierająca aż 11% suszonych kurek (dzikich, zbieranych ręcznie).


Ciemna, stonowana tabliczka pokryła się już delikatnym nalotem. Z obawą powąchałam ją i całe szczęście nie odczułam nawet śladu wymiocinowej woni, jaka prześladowała mnie przy wcześniejszych doświadczeniach z grzybowymi czekoladami. Pfifferlinge pachniała raczej... rodzynkami. To było pierwsze skojarzenie. Dopiero potem wychwyciłam las, a w nim ukryte połacie kurek. Puszysty i delikatny omlet na maśle z kurkami. To zdecydowanie było apetyczne.

Czekolada sama w sobie była delikatna, z maślanym i lekko orzechowym posmakiem. Resztą, Georgia Ramon ma już wybadane, iż używane przez nich dominikańskie kakao stanowi świetne tło do różnorakich połączeń. Tutaj również te nieskomplikowane ziarna sprawdziły się świetnie. Całość charakteryzuje się gładką strukturą, powoli lecz skutecznie rozpływającą się w ustach (choć mi trafił się jeden maleńki kurkowy paproszek).

Kurki w smaku można było zidentyfikować bezsprzecznie, ale nie wiązało się to z żadnymi przykrymi odczuciami jak w przypadku borowików. Tu grzyby doskonale zgrały się z czekoladą, a samo kakao zupełnie nie przeszkadzało wyrazistemu smakowi świeżych kurek. Poczułam się, jakbym siedząc na drewnianym tarasie domu położonego w środku lasu otrzymała świeżo usmażony na maśle omlet pełen dopiero co zebranych kurek. Niesamowicie aromatyczne, choć subtelne doznania.


Przy opisie sfery zapachu wspomniałam o skojarzeniu z rodzynkami. W smaku również okazało się ono bardzo silne. Wypływało z kurek, a jednocześnie płynęło obok nich, jakby stanowiło łącznik między grzybami a kakao. W tym miejscu pomyślałam o marokańskim tadżinie, z kaszy kuskus podanej z rodzynkami w obłędnie słodkim syropie, delikatną jagnięciną i miękkimi warzywami wprost z wywaru.

To było cudownie zaskakujące doświadczenie. Nareszcie, połączenie grzybów i czekolady zostało dla mnie odczarowane.


Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, suszone kurki 11%.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 518 kcal.
BTW: 11/40/30

2 komentarze:

  1. Też nie ufam połączeniu z grzybami, ale po tym apetycznym opisie chyba się skuszę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Też czułam rodzynki! A oprócz tego całkiem sporo czerwonych owoców, które przy dominikańskim kakao często czuję. Mam jednak wrażenie, że odebrałam ją z o wiele mniejszych entuzjazmem niż Ty. Jakaś taka delikatna... Może mi za maślana? I za "daniowa"? Bo właśnie też mi jakiś omlet po głowie chodził. Opisane przez Ciebie danie z kaszą też by pasowało. Ja w swoich notatkach umieściłam jakieś kurki na maśle z makaronem i w ziołach.

    OdpowiedzUsuń