poniedziałek, 11 stycznia 2016

Lindt Edelbitter Mousse Schwarze Johannisbeere ciemna nadziewana musem z ciemnej czekolady i czarnymi porzeczkami

 
Czas na kontynuację relacji z naszej wyprawy w Góry Kaczawskie! 27 grudnia wstaliśmy równie wcześnie co dnia poprzedniego i udaliśmy się samochodem z Sędziszowej do Wojcieszowa. Wojcieszów to przede wszystkim zakłady wapiennicze, które niesamowicie prezentowały się przed świtem, gdy mijaliśmy je wchodząc już na nasz szlak. Niestety, w rzeczywistości czynią sporo szkody, dewastując piękną górę Połom 667 m n.p.m. (widoczną na jeszcze kolejnym zdjęciu). Na terenie Połomu znajdował się niegdyś rezerwat chroniący m.in. liczne tajemnicze jaskinie. 


 

 

Z Wojcieszowa udaliśmy się na Skopiec 724 m n.p.m., będący najwyższym szczytem Gór Kaczawskich (należy do Korony Gór Polskich). Znacznie atrakcyjniejszy widokowo okazał się sąsiadujący ze Skopcem nieco niższy Baraniec, z którego to zbocza mogliśmy podziwiać wspaniałą panoramę Rudaw Janowickich, Karkonoszy oraz Gór Izerskich. Zresztą, podobny widok (lecz z nieco innej perspektywy - na tyle unikatowej, że plasującej Śnieżkę pomiędzy Sokolikiem i Krzyżną Górą) odsłonił się nam gdy schodziliśmy już w dół do wsi Radomierz, która łączy Kaczawskie z Górami Ołowianymi. To właśnie na łąkach Przełęczy Radomierskiej zatrzymaliśmy się na posilenie dziś opisywaną czekoladą (zresztą, w Radomierzu znajduje się wieża widokowa, ale nie zahaczyliśmy o nią, bowiem czas naglił, a już na samej Przełęczy widoki były wymarzone!).


Lindt Edelbitter Mousse Schwarze Johannisbeere zakupiłam w listopadzie w Niemczech wraz z dwoma innymi Lindtami. Rzeczonego wariantu nigdy nie spotkałam w Polsce. Na zakup zdecydowałam się przez wzgląd na fakt, że próbowane niegdyś czekolady z tej serii (jak żurawinowa, pomarańczowa, truskawkowa czy jagodowo-lawendowa) bardzo mi smakowały. Miałam nadzieję, że i w tym przypadku sukces się powtórzy. Ciemna czekolada o 70% zawartości kakao, nadziewana ciemnym czekoladowym musem i czarnymi porzeczkami - to brzmiało klasycznie i po prostu dobrze!

 150-gramowa tabliczka znacznie ciemnego koloru, podzielona na duże kostki - wyglądała imponująco. Przybliżając nos do jej powierzchni już nie byłam tak pełna podziwu. Aromat czarnej porzeczki przewijał się, lecz sama czekolada nie pachniała zachwycająco. Powiedziałabym, że pachniała bardzo zwyczajnie i płasko, bez jakiejkolwiek głębi. Jeszcze raz sprawdziłam w składzie, czy aby Lindta nie podkusił dodatek odtłuszczonego kakao w proszku, lecz na szczęście tak nie było. Pozostało przekonać się, jak produkt spisze się w kwestii smakowej.

Przegryzając kostkę obnażamy wnętrze czekolady. Składa się ono z dwóch warstw. Dolna to ciemnoczekoladowy niby-mus, który jest zbity i o kilka tonów jaśniejszy od okalającej go czekolady. Górna warstwa jest dżemowata i prawie płynna, jednak ostatkami sił trzyma się w ryzach. Posiada ładną, granatowo-fioletową barwę.



Kęs umieszczony w ustach nie rozpuszcza się chętnie. Nawet podczas pomagania sobie językiem nadal pozostaje chłodny i zdystansowany. Ciemna czekolada powtarza to, co zaoferowała w sferze zapachu - nie zachwyca niczym. Mam wrażenie, że kiedyś smakowała mi o wiele bardziej, ale być może po prostu spróbowałam już wielu lepszych ciemnych czekolad.

Na domiar złego, mus wcale nie jest musem, ale takiego stanu rzeczy się spodziewałam. Wiele Lindtów z podwójnym nadzieniem ma właśnie taki pseudo-mus, zbity i suchawy. Pomimo nie najgorszego składu, nic wykwintnego i ponadprzeciętnego się tutaj nie zadziało. To nie był czekoladowy kop, choć pozornie tak wiele w tym produkcie kakao.

Nawet porzeczkowość górnej warstwy nadzienia nie była w pełni oczywista. Choć łącznie mamy w produkcie 8% wyrobów z czarnych porzeczek, a jakimkolwiek innym owocem obecnym w składzie jest majaczący na jego końcu sok z cytryny - porzeczka była stonowana i przygaszona. Ot, zwykły sklepowy dżem, bez polotu.

Edelbitter Mousse Schwarze Johannisbeere na szlaku spisała się nie najgorzej, choć jedzony poprzedniego dnia świąteczny Lindt był zdecydowanie smaczniejszy. Nie chciałabym wracać do tej czekolady i nie jestem pełna entuzjazmu aby ją komuś polecać. Zjeść i zapomnieć - zero górnolotnych wrażeń. No, może prócz panoramy Sudetów, która towarzyszyła degustacji.



Po zejściu do Radomierza udaliśmy się na szlak prowadzący przez Góry Ołowiane, będące już częścią Rudaw Janowickich. Dalej, przez miejscowości Płonina i Mysłów, zatoczyliśmy pętlę w stronę Wojcieszowa. Mijaliśmy piękny zamek Niesytno, który o dziwo (i na szczęście!) jest właśnie w trakcie remontu. Znaleźliśmy również starą zrujnowaną kaplicę wraz z cmentarzem z początku XX wieku. Do Wojcieszowa wracaliśmy przez rezerwat Góra Miłek. Niestety nie było czasu na jego dokładniejszą eksplorację chociażby za pomocą niedawno otwartej ścieżki dydaktycznej (choć o stary kamieniołom zahaczyliśmy), bowiem zapadał już zmrok...




Skład: miazga kakaowa, cukier, syrop glukozowy, czarne porzeczki 6%, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, sok z czarnych porzeczek 2%, cukier inwertowany, koncentrat soku cytrynowego, naturalne aromaty, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 150 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 516 kcal.
BTW: 6,4/33/44

49 komentarzy:

  1. charlottemadness11 stycznia 2016 06:10

    A pomyśleć,że zawsze chciałam być w jej posiadaniu :P Teraz emocje opadły.Byłam do niej pozytywnie nastawiona,po dobrych wspomnieniach po konsumpcji pomarańczowej, truskawkowej,z chilli itp.,jednak po Twojej recenzji doszłam do wniosku,że mogę ją skreślić z listy "must have".
    Wczoraj za to otworzyłam Lindta z kardamonem,cynamonem i migdałami i.. pozytywnie się zdziwiłam.Pyszna mleczna czeko, tłusto się rozpuszczająca cały chrupiący migdał.Przyprawy były wyczuwalne lecz nie przytłaczające.Jednak cytamon chyba miał przewagę.Krem orzechowy integrował się kolorem z czekoladą i równie tłustawo się rozpuszczał ale to była przyjemna tłustość, która idealnie pasowała do tej tabliczki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym wyjeździe jadłam cztery Lindty i dziś opisywany jest zdecydowanie najmniej godny uwagi (choć jako jedyny jest ciemny...)

      Bardzo smakowała mi ta czekolada, a jadłam w Mikołajki 2014 :D. Choć muszę przyznać, że jeszcze lepiej wspominam tabliczkę dużą, bez migdałów.

      Usuń
  2. Widoki sliczne, musze czesciej jezdzic w gory :) A czekolada bylaby napewno dobra, jakby ja dopracowali, bo polaczenie wydaje sie wprost idealne,przynajmniej dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uważaj, żebyś nie wpadła w górskie uzależnienie tak jak ja!

      Z perspektywy czasu wydaje mi się, że dopracowanie przydałoby się całej tej serii...

      Usuń
  3. Cudo! A teraz o czekoladzie... :>
    Jeszcze nie opublikowałam, ale mam już napisane dwie recenzje czekolad z tej serii i... tak, mus zdecydowanie nie jest mus'em. I właściwie nie wiem... niby nie mam im tak dużo do zarzucenia, ale jednak mogło być lepiej. Tę z chęcią bym spróbowała i tak, mimo wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę takiej ilości na w przód gotowych wpisów... Chyba opisujesz wszystko na bieżąco, zaraz po degustacji?

      Serca brakowało w tej czekoladzie, jakiejś kropki nad i. Za dużo bylejakości.

      Usuń
  4. Ja oczywiście wolałabym mleczną, ale takie pianki w czekoladach to mój ulubiony rodzaj dodatku więc z chęcią bym jej spróbowała. Czekolada z porzeczkami wydaje mi się idealnym połączeniem szczerze mówiąc, znacznie nawet lepszym niż cześciej stosowana do tego zestawu śliwka czy wiśnia. Najbardziej żałuję, że ten mus okazał się w konsystencji zupełnie nie taki jakiego oczekiwałam. Nie życzyłabym sobie wypływającego nadzienia, ale też nie za bardzo widzi mi się suche i mało ,,piankowe". Szkoda, chociaż spróbować i tak bym spróbowała chętnie właśnie ze względu na wariant zastosowanych owoców. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu niestety o żadnej piance nie ma mowy. Do musu temu nadzieniu daleko.

      Wydaje mi się, że po zotterowskiej Blackcurrants In & Out już żadna inna porzeczkowa czekolada nie będzie dla mnie dobra :D

      Usuń
  5. Przy zdaniu o musie musiałam pokiwać głową. Coś im sie te warstwy nie udają, bo to zwykły krem. Sama czekolada? Nie wiem, wygląda wprawdzie ładnie, ale opis nie zachęca. Szczególnie, ze pewnie i cena jest niezła.
    Za to same góry są bardziej zachęcające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cena w niemieckiej Edece najgorsza nie była, ale w Polszy pewnie by zaszaleli.

      Czekolada była strasznie płaska. Sama w sobie. Mus kiepski, więc już w ogóle słabo.

      Usuń
  6. Jakoś nie jestem fanką ten serii ich czekolad . W szafce mam jeszcze ze 3szt od koleżanki ,tej nie kupię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A których już próbowałaś, że nie polubiłaś?

      Usuń
    2. Lawendową,chilli i jakieś jeszcze inne już nie pamiętam:),ale pod wpływem twoje recenzji otworzyłam pomarańczową dziś o 6 rano i mi smakowała tak,że zjadłam 3 kosteczki:)

      Usuń
    3. 3 kosteczki to dużo? :D

      Tą z chili mimo wszystko muszę kiedyś wypróbować!

      Usuń
    4. Jak na wczesny poranek bo była 6 rano to dużo,ale szczerze to tyle jem na raz czekolady:) . Ach jeszcze jadłam żurawinę i też mi nie smakowała:( . Raz jadłam wyborną czekoladę Lindt była w jasnym opakowaniu miała trzy warstwy chyba coś z kawą było. Później jeszcze prosiłam siostrę by mi kupiła,ale już nie było:( . Teraz czeka na mnie marcepanowa z Lubeck :). Już nie mogę się doczekać co mi na urodziny wyśle:)

      Usuń
    5. W sumie gdybym codziennie jadała czekoladę to pewnie moje porcje wyglądałyby podobnie. Zresztą, trzy kostki trzem kostkom nierówne :D.

      O jakiego kawowego Lindta chodzi? Przybliżysz?

      A urodziny kiedy? :D

      Usuń
    6. No widzisz nie pamiętam jak ona się nazywała :( wiem,ze Lindt w takim smukłym kartoniku. Urodziny mam 7.02 to już tuż tuż :)

      Usuń
    7. A nie chodzi czasem o serię Schichtnougat? http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2012/08/lindt-schichtnougat-dunkel-nugat-z.html Swego czasu bardzo mi smakowała. Kawy tam nie ma, ale są trzy warstwy.

      7.02. to dla mnie w tym roku będzie również ważna data :).

      Usuń
    8. Masz racje to ta seria:) . A czemu będzie ważna akurat ta data? . Wczoraj jadłam bardzo smaczną czekoladę niederegger lübeck z nutą korzenną serio wspaniała,jak zjadziesz to kup:)

      Usuń
    9. Ta lindtowska seria była super!!!

      7.02. wyjeżdżam na urlop, spełnić kolejne marzenie :).

      Niederegger o której piszesz była z korzennym marcepanem czy nugatem?

      Usuń
    10. Pyszna mleczna czekolada z nadzieniem marcepanowym o delikatnym smaku korzennym:)

      Usuń
    11. To zapraszam do firmowego sklepu w Lubeck:) lub do edeka tam też są ich słodycze:)

      Usuń
    12. W Edece widuję, kiedyś kupiłam nugatową. Zawsze odkładam zakupy większej ilości ich produktów na później. Gdybym jednak zauważyła tą korzenną - nie wahałabym się!

      Usuń
  7. Hahaha na krótką chwilę zbaraniałam, bo jak widzę Baraniec, myślę: Tatry xD Tyle śmiechu w jednym zdaniu :D

    Za to tym porzeczkowym Lindtem jestem zawiedziona, ich nadziewańce już od jakiegoś czasu mnie nie kuszą, ale ta była nielicznym wyjątkiem :/ Czy masz w swojej kolekcji tę nową Creation Amarettini?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest wiele szczytów o tych samych nazwach, że wspomnę tylko Łysą Górę.

      Creation Amarettini już za parę dni na blogu :D. Zdradzę, że o wiele bardziej godna uwagi!

      Usuń
  8. Uwielbiamy dżem z czarnych porzeczek i widmo jedzenia ciemnej czekolady z takim nadzieniem jest piękne :) Jednak szkoda, że tabliczka nie podołała :/ Same nie kupiłybyśmy ale spróbowałybyśmy z chęcią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsza by była dla Was ciemna Zotter Handscooped z takim nadzieniem jak w Blackcurrants In & Out! :)

      Usuń
    2. Prawda jest taka, że jakby gdzieś w okolicy mogłybyśmy dostać Zottery to częściej byśmy po nie sięgały. A tak, to jest strasznie trudno przeznaczyć większą gotówkę aby zrobić zamówienie od razu kilku tabliczek :/

      Usuń
    3. Doskonale rozumiem Waszą sytuację... A często bywacie w domu rodzinnym? Bo pod Krzywiń to jeszcze bym była w stanie Wam coś podwieźć od czasu do czasu ;). Mogłybyście się podczepić pod moje zamówienia.

      No i kiedy reszta Zotterów na blogu? ;)

      Usuń
    4. Byłoby super jednak do domu jeździmy tylko raz na miesiąc i to tylko na weekend :/ Pewnie strasznie trudno byłoby nam się zgrać. Ale jak będziesz robiła jakieś zamówienie to daj znać może akurat jakoś uda nam się dogadać :)

      Teraz w niedzielę będzie Mitzi Blue z nasionami konopi :) Bo za mało przepisów na zapas mamy :)

      Usuń
    5. Dam znać! Najbliższe pewnie pod koniec lutego / początek marca.

      Super, nareszcie Zottery u Was! I to jeszcze konopna, nie mogę się doczekać tej recenzji :)

      Usuń
  9. Muszę się zgodzić w 1000% że mus w tych czekoladach musem nie jest, a czymś na wzór a'la musu, który się nie udał :P Ja jadłam wersje ultra czekoladową i byłam nią zachwycona, ale wiadomo, Ty masz dużo większe doświadczenie i nie takie plebskie podniebienie jak ja ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj przestań! Ja tej ultraczekoladowej nie jadłam, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że by mi posmakowała. Wszak Chocolate Cake pokochałam!

      Usuń
  10. Wreszcie Lindt, którego Ci nie zazdroszczę. Te tabliczki z musami wychodzą badziewne i twarde. Szkoda ryzykować i płacić dychy, żeby sprawdzić, czy akurat ta będzie lepsza.

    Uwielbiam zapuścić się w las i znaleźć stary cmentarz. Kiedyś natknęłam się na taki z zawalonymi grobami. Chodziłam i oglądałam jak obłąkana ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lata wstecz zupełnie inaczej pamiętam te tabliczki... Doświadczenia mocno kształtują gust.

      Na tym cmentarzu znaleźliśmy też rozkopany grób z rozgrzebaną trumną :P

      Usuń
    2. O, rozgrzebanej trumny jeszcze nigdy nie widziałam. Zazdroszczę. Było coś w środku?

      Usuń
  11. aaaaaaach narobiłaś ochoty zdjęciami, aż przeczytałam, że w sumie to nie warto, a w dodatku nie dostępna w Polsce..

    PS odpowiadając na Twój komentarz to ponoć jest to zmielone ziarno kakaowca (z Ghany), w smaku wypada naprawdę przyzwoicie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za to Góry Kaczawskie zdecydowanie warte uwagi!!!

      W takim razie jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tym kakaowym napojem!

      Usuń
    2. to prawda, góry bardzo :) sama kiedyś dużo po górach chodziłam, za to nie tak intensywnie jak Ty. :) ja mam na swojej tylko kilka szczytów (nie, Śnieżki nie liczę) a Tobie wypraw baaardzo zazdroszczę i podziwiam! :)

      Usuń
    3. A dlaczego teraz nie? I dlaczego nie liczysz Śnieżki? ;) Nie ma czego zazdrościć, trzeba działać!

      Usuń
  12. na oczy nie widziałam tej tabliczki... poza tym nigdy nie jadłam jakiejkolwiek porzeczkowej... musiała być dosyć ciekawa... jeszcze przy takich widokach! Napisałabym, że jesteś uzależniona od gór, ale szczerze odnoszę wrażenie na odwrót... one są od Ciebie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadłam ciekawsze porzeczkowe tabliczki, jak się domyślasz - zotterowskie ;). Lindt ma tu wiele do nadrobienia... Ale widoki rzeczywiście rekompensowały wszystkie niedociągnięcia.

      Może coś jest z tym uzależnieniem. To Góry mnie wołają do siebie. Ah, na samą myśl bierze mnie tak ogromna tęsknota... No, jeszcze trochę i kolejny wyjazd!

      Usuń
    2. zazdroszczę Ci tej smykałki. Ja jedynie tęsknie za rodziną i domem :<

      Zotter to marzenie i ideał czekolady ( przynajmniej w mojej wyobraźni) <3

      Usuń
    3. Ja mam wieczny niedosyt gór. Mogłabym wracać z podróży na parę dni do domu i dalej wyjeżdżać...

      Czy ideał... Nie wiem :D.

      Usuń
    4. a ja wiem, że zesrałabym się ze szczęścia :D

      Usuń
    5. A posprzątałabyś po sobie? :D

      Usuń
    6. dla Ciebie? W sumie tak :D Durno by mi było ;)

      Usuń