Sylwestrowy wieczór spędziliśmy w domu, popijając wino i oglądając zdjęcia z dopiero co zakończonej wyprawy w Góry Kaczawskie. Poszliśmy spać wcześnie, dokładnie tak jak rok temu w Maroko, gdy byliśmy totalnie odurzeni intensywnością Marrakeszu. 1 stycznia był dla nas dniem odpoczynku w domowych pieleszach, wcale nie ze względu na kaca (którego nie było). Za oknem sypał śnieg, a my zdawaliśmy naszym rodzicom relacje z gór. Pierwszą czekoladą, którą zjedliśmy w 2016 roku była kolumbijska 70% single-origin od Domori, stworzona z kakao Trinitario z okolic zaginionego miasta Teyuna (Ciudad Perdida).
Zotterowska tabliczka powstała wprawdzie z ziaren wyhodowanych w zupełnie innym regionie Kolumbii, jednakże zarówno Acandi jak i Teyuna leżą w bliskości Morza Karaibskiego. Ponadto, Teyuna znajduje się na obszarze gór Sierra Nevada de Santa Marta.
Domori Teyuna zdobyła srebrny medal Academy of Chocolate w 2009 roku w kategorii czekolad jednorodnych. Opinie znalezione w sieci są przede wszystkim pełne uznania dla tej czekolady (1, 2, 3, 4). Studiuję je dopiero po własnej degustacji, gdyż nie chcę się niczym sugerować. Szczególnie spodobała mi się opinia z serwisu severtypercent.com mówiąca o tym, iż Domori wyraźnie wyciągnęło całą esencję z kolumbijskiego ziarna. We włoskiej manufakturze nadano mu uroku i głębi nieznanych z wcześniej degustowanych przez recenzenta kolumbijskich czekolad. Choć moje kolumbijskie doświadczenia to dopiero dwie tabliczki poczułam, że gość może mieć świętą rację... Przekonałam się bowiem nieraz, że Franzoni to zawodowy wyciskacz kakaowej esencji.
Choć odcień brązu wydawał się tu nieco inny (głębszy i ciemniejszy) niż u Zottera, cechował się również pewnym chłodem. Tafla Domori była jak zwykle idealnie gładka i błyszcząca, jakby wypolerowana. Czekolada łamała się z głośnym i wyraźnym trzaskiem ukazując teksturę wnętrza która nie sugeruje pełnej gładkości.
Zapach Teyuny zupełnie nas zniewolił. Ukazał zupełnie inne nuty niż Zotter Colombia 75%, a na dodatek były one potwornie wyraziste. Od razu rzuciła się na nas olbrzymia paloność. Paloność dobrej kawy, wysokiej jakości drewna, mocno skarmelizowanych orzechów. Woń całkowicie wypełnia nozdrza, rozlewa w nich pełny i lejący się zapach. Prócz paloności wyczuwamy bowiem słodycz - niczym w oblanych miodem orzechach nerkowca. Nie jest to miód tak oczywisty jak w Pacari, ale na etapie wąchania domyślamy się, że wiele będzie miał do powiedzenia także w sferze smaku.
Zapach Teyuny zupełnie nas zniewolił. Ukazał zupełnie inne nuty niż Zotter Colombia 75%, a na dodatek były one potwornie wyraziste. Od razu rzuciła się na nas olbrzymia paloność. Paloność dobrej kawy, wysokiej jakości drewna, mocno skarmelizowanych orzechów. Woń całkowicie wypełnia nozdrza, rozlewa w nich pełny i lejący się zapach. Prócz paloności wyczuwamy bowiem słodycz - niczym w oblanych miodem orzechach nerkowca. Nie jest to miód tak oczywisty jak w Pacari, ale na etapie wąchania domyślamy się, że wiele będzie miał do powiedzenia także w sferze smaku.
Po umieszczeniu w ustach czekolada rozpościera w nich specyficzne błotko. Błotko, choć jednocześnie nie rozpuszcza się ona z niebywałą łatwością. Po prostu wydaje się być bardzo pełna w ustach i rzeczywiście smakowo jest kontynuacją zapachu. Nad całą kompozycją króluje miodowo-karmelowy obłok, przełamany kwaskowatą palonością. Konsystencja jaka zostaje w naszej buzi jest odrobinę ziarnista, jakbyśmy rozdrobnili na pył skorupy podpalonych orzechów. Jednoczesne oblanie ich miodem mimo wszystko stwarza iluzję soczystej gęstwiny.
Co jakiś czas czujemy się, jakbyśmy przegryzali ziarna kawy, pełne ziemistych akcentów. Wyraźna podpalano-miodowa słodycz rzeczywiście mocno kojarzy się z orzechami nerkowca. Jeśli chodzi o owoce, to przychodzą one na myśl dopiero po tej całej kawalkadzie orzechów, kawy, ziemi, drewna, karmelu i miodu. Owocowość w tej czekoladzie to przede wszystkim truskawkowy dżem, słodycz galaretki z soczystych brzoskwiń i mango.
Pod koniec, cały czas w nawiązaniu do drzewności, pojawia się coś na kształt kokosa, co na dodatek ozdobione jest pikantnością. Odrobina cynamonowej pikanterii w finiszu, wraz z niesłabnącym lejącym się palonym karmelem - dają nam obraz idealnego czekoladowego sosu, jakiego nie powstydziłaby się najwykwintniejsza restauracja. Ściąganie w tej czekoladzie to tylko lekkie świerzbienie języka jak po zjedzeniu dobrze doprawionej potrawy.
Co jakiś czas czujemy się, jakbyśmy przegryzali ziarna kawy, pełne ziemistych akcentów. Wyraźna podpalano-miodowa słodycz rzeczywiście mocno kojarzy się z orzechami nerkowca. Jeśli chodzi o owoce, to przychodzą one na myśl dopiero po tej całej kawalkadzie orzechów, kawy, ziemi, drewna, karmelu i miodu. Owocowość w tej czekoladzie to przede wszystkim truskawkowy dżem, słodycz galaretki z soczystych brzoskwiń i mango.
Pod koniec, cały czas w nawiązaniu do drzewności, pojawia się coś na kształt kokosa, co na dodatek ozdobione jest pikantnością. Odrobina cynamonowej pikanterii w finiszu, wraz z niesłabnącym lejącym się palonym karmelem - dają nam obraz idealnego czekoladowego sosu, jakiego nie powstydziłaby się najwykwintniejsza restauracja. Ściąganie w tej czekoladzie to tylko lekkie świerzbienie języka jak po zjedzeniu dobrze doprawionej potrawy.
Kolumbia w interpretacji Domori wydaje się być od Zottera o wiele pełniejsza, a także przyjemniejsza i bardziej przystępna. Rzeczywiście jest tu więcej głębi i esencji. Teyuna w kwestii nut smakowych jest jednak zupełnie odmienna od Acandi. W eterycznej Acandi mamy głównie owoce i cytrusy, a tutaj... o wiele więcej czegoś innego. Obie kolumbijskie tabliczki okazały się być jednak równie konsekwentne i niezmienne w wiodących nutach smakowych, bez nagłych skoków w bok i zwrotów akcji. Obie, choć tak odmienne, cechują się wspaniałą łaskawością kakao. Mój Mąż bezapelacyjnie stwierdził, że z porównywanego duetu bardziej zasmakował mu Zotter, bowiem charakteryzujące go nuty smakowe mocniej pasowały mu do kolumbijskiego pochodzenia. Były one dla niego bardziej dzikie, niczym południoamerykańska dżungla. Moje serce pozostaje rozdarte, choć szala przechyla się w stronę esencjonalnego Domori.
Skład:: masa kakaowa, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 561,5 kcal
BTW: 10/38,5/39,5
Ciekawe porównanie z Zotterem :>. Czytając recenzje, mam wrażenie,że Domori jeszcze bardziej by mi posmakowała niż Zotter.Domori imo. wydaje się być jeszcze bardziej dzika i nieprzewidywalna.
OdpowiedzUsuńMoją 1-wszą tabliczką zjedzoną w 2016 była Peru Barranquita 75%
http://www.zotter.at/en/choco-shop/pure-chocolate/labooko/detail/product/peru-barranquita-75-1.html
Świetna czekolada.Na początku uderza lekka goryczka kakao, która przemienia się w goryczkę grejpfruta, do którego dołącza po chwili posmak innych cytrusów, ale gł.skrzypce gra grejpfrut.Czekolada rozpuszcza się bardzo mozolnie i zalepia buzię.W miarę rozpuszczania posmak cytrusów stopniowo zanika na rzecz właśnie tej "gęstwiny" zalepiającej buzię, który przeradza się w budyniowy posmak.Finisz kończy się lekką goryczką i jakby grejpfrut znów przypomniał sobie o nas i zdecydował się na uczestnictwo w finiszu.
Miła dla podniebienia i zmysłów czekolada ;)
O nie, nie zgodzę się! Domori jest o wiele bardziej wyważona, esencjonalna, dystyngowana, gładka...
UsuńNa pewno skuszę się na Peru Barranquita przy kolejnym zamówieniu :)
Wino (na pewno jakieś dobre), następnego dnia dobra czekolada... Chyba nie można lepiej uczcić Sylwestra. ;)
OdpowiedzUsuńNa razie tylko przeleciałam wzrokiem, bo także mam zamiar podejść do niej bez możliwości sugerowania się. Jednak wiesz co? Zachęciłaś mnie do kupienia kolumbijskiego Zottera i porównania.
Dobre wino, dobre jedzenie i dobra czekolada to najlepsze, co może być, nie tylko w sylwestra :)
UsuńA bo ja wiem, czy wino jakieś super dobre... Nie wydaję grubej kasy na wina.
UsuńZotter i Domori są z innych rejonów Kolumbii, różnią się też zawartością kakao, ale... zestawienie wykonać zawsze można :)
Kurde, chyba wyjadłaś z tej czekolady cały dżem truskawkowy, bo ja go nie czułam. :P Może to dlatego, że w sumie nie mam zbyt dużego doświadczenia z dżemami truskawkowymi i jakoś nie skojarzyłam? (Swoją drogą, wczoraj kupiłam pierwszy dżem truskawkowy w życiu, haha. Ale taki 100 % z owoców, to może mi posmakuje, jak zotterowskie nadzienia).
UsuńNic więcej na razie nie zdradzę, bo recenzja w sierpniu dopiero będzie.
Ja domowy dżem truskawkowy jadam co jakiś czas u Teściowej <3
UsuńKawa, miód, orzechy, owoce, cynamon i to wszystko zaklęte w jednej tabliczce. nNo, no, takie świętowanie Nowego Roku to ja rozumiem :)
OdpowiedzUsuńNic więcej nie potrzeba :)
UsuńKawa, nerkowce i miód, bez żadnych podejrzanych medycznych posmaków i innych dziwadeł? Jestem kupiona, z chęcią powitałabym tak Nowy Rok ^.^
OdpowiedzUsuńI oby cały ten rok był taki smaczny :D
UsuńZawsze chciałam spróbować Domori, bo te czekolady zachwycają mnie Tymi małymi tabliczkami. Nieważne, że ciemna. :D Jak przeczytałam o posmaku kawy to już jestem kupiona.
OdpowiedzUsuńWolałabym, żeby tabliczki były duże ;)
UsuńNie ma to jak cudownie zacząć nowy rok od pełnej smaku czekolady :) Czy Zotter czy Domori na pewno każdą tabliczkę warto spróbować i osoby, które mogą obie wersje porównać mają niesłychane szczęście :)
OdpowiedzUsuńWydałam na nie swoją kasę - to kwestia wyboru, a nie szczęścia ;)
UsuńMniam, w dodatku skład idelany!Juz jak czytam, to jem oczami *-*
OdpowiedzUsuńSkład ciemnych single-origin Domori zawsze taki jest.
UsuńKolejna czekolada, którą mam ochotę wąchać w nieskończoność. Tym razem jednak wąchanie przełamywałabym gryzieniem, bo smak też mnie zainteresował. No i teraz mam ochotę na karmelizowane orzechy przegryzane jesienią podczas spaceru we mgle i aromacie palonych liści.
OdpowiedzUsuńTeż bym z chęcią do niej powróciła... Wwąchiwanie się w dobrą czekoladę to najlepsze preludium do zagłębienia się w bogactwo smaków. Domori zresztą za każdym razem rozwala swoim pięknem.
UsuńNie zapamiętałam jaką czekoladę jadłam pierwszą w 2016 roku, ale chyba nie ma czego pamiętać :D
OdpowiedzUsuńTak barwnie ją opisałaś, że chyba tych smaków lepiej bym nie wyczuła jedząc :)
Przez wzgląd na prowadzenie czekoladowego bloga, mi takie informacje nie umykają :D.
UsuńLepiej czy nie - może inaczej byś wyczuła :).
Mówisz o jej niebiańskim zapachu oj jak chciała bym go poczuć,ale mam zapchane zatoki:( . Czekolada warta uwagi:)
OdpowiedzUsuńUuuh, życzę zdrówka! Ja przy zatkanym nosie nie zabieram się nawet za degustowanie czekolad. Na szczęście ostatnimi czasy nie łapie mnie nawet przeziębienie (odpukać!)
UsuńSłyszałaś coś Basiu o Sycylijskich czekoladach Modica? a może je jadłaś? znalazłam dziś w necie i mnie zaciekawiły:)
UsuńCzytałam o nich, ale nigdy nie próbowałam. Wszystko przede mną :D
UsuńWieczór rodem z romantycznego filmu. :') ,,1 stycznia był dla nas dniem odpoczynku w domowych pieleszach, wcale nie ze względu na kaca (którego nie było)." To zdanie mnie rozwaliło. Czy na Waszych wyprawach kupujecie jakieś słodycze (czekolady), o ile się natkniecie?
OdpowiedzUsuńJa chyba nawet nie pamiętam jaką czekoladę zjadłam w tym roku jako pierwszą.
Oczywiście, że kupujemy, choć nie robimy takich zakupów na siłę. W polskich górach raczej nic odkrywczego nie znajdujemy (choć kiedyś w Karpaczu dorwałam Studenstkie, a będąc w Bieszczadach na pewno nie pogardziłabym Pelczarem). W Maroko nie znaleźliśmy nic ciekawego, w Czarnogórze i na Ukrainie już w parę tabliczek się zaopatrzyliśmy. Z Armenii przywiozłam tylko czekoladowe prezenty, sama bym tam nic nie kupiła. Najbardziej obfite zakupy czekoladowe robiliśmy we Włoszech i w Austrii. W końcu to z Austrii przywiozłam nasze pierwsze Zottery.
UsuńAż człowiek żałuje że to tylko 50 g :)
OdpowiedzUsuńOj żałuje! Z drugiej strony dobrze, że to nie 25 g... Bo w końcu i takie maleństwa robi Domori.
Usuń