31 grudnia był dla nas dniem powrotu z Gór Kaczawskich. Przed świętami myśleliśmy, że po prostu rano zapakujemy bagaże do samochodu i po czekoladowej degustacji ruszymy w drogę do domu. Liczne tajemnice Gór Kaczawskich spowodowały jednak, że sylwestrowy dzień wypełnił się nam objazdowymi wycieczkami aż do zmierzchu. Najpierw, o samiutkim świcie, udaliśmy się zaraz na drugi brzeg przepływającej koło naszej kwatery rzeki Kaczawy. W końcu trzeba było zdobyć sąsiadującą z nami Wielisławkę, której to zbocza zdobią Organy Wielisławskie. Wielisławka to dawny wulkan pełen sekretów, cały poprzecinany korytarzami dawnych sztolni. Za czasów niemieckich jego szczyt zdobiła restauracja, z której wówczas na pewno rozciągał się piękny widok. Dziś w dużej mierze jest on ograniczony, lecz Ostrzycę oraz Śnieżkę dostrzegliśmy bez problemu.
Następnie podjechaliśmy do wioski Krzeniów, skąd odbyliśmy spacer na kolejny dawny wulkan - Jeziorną. Przez ów szczyt nie prowadzi żaden szlak turystyczny, a szkoda... (z drugiej strony, takie postępowanie jest zrozumiałe ze względów bezpieczeństwa - wytyczając tam szlak trzeba by było skonstruować zabezpieczenia, a to przecież dodatkowa koszta... Żal!) O magii Jeziornej dowiedzieliśmy się przez przypadek, oglądając ten filmik. Również koniecznie go obejrzyjcie, opisana jest tam cała historia tej magicznej góry z jeziorem w kraterze pośrodku (w tym filmiku opisana jest również Wilcza Góra). Jeziorna to niesamowite miejsce, w którym totalnie się zakochałam!
Jak już wcześniej wspomniałam, na dzień powrotu zaplanowałam bardziej standardową degustację czekolady, niż posilenie się czymś słodkim w terenie. Tego dnia miałam sięgnąć po Zotter Columbia 75%, by w Nowy Rok zestawić ją z kolumbijską Domori. Taki był plan i koniec. To nic, że nie było czasu, aby po Columbię 75% sięgać w pensjonacie, przy spokojnie popijanej kawie. Czekolada została rozpakowana w kraterze Jeziornej. Tabliczka, która niczym Jeziorna, również cechuje się ciekawą historią.
"Kakao zamiast kokainy" to projekt, który pozwala małym kolumbijskim farmerom przeciwstawić się ubóstwu. Umożliwia legalną działalność zarobkową bez zależności od mafii kokainowej. Kolumbijski rząd wraz z United Nations Office on Drugs and Crime i austriackim ministerstwem spraw zagranicznych dzięki owemu projektowi pozwolił Zotterowi stworzyć Columbię 75%, a południowoamerykańskim farmerom uwolnić się od kokainowego interesu. Dziś 234 rodziny z najbiedniejszych rejonów północnozachodniej Kolumbii (okolice Acandi w, uwaga uwaga, departamencie Choco) uprawia fair trade kakao zamiast kokainy. Zotter Columbia 75% to pierwsza czekolada pochodząca z tego projektu, wypuszczona spod skrzydeł Acandi-APROCAFA. Czas jej konszowania wynosił 20 godzin.
Kolor tabliczki był dość chłodny, niczym tafla naszego kaczawskiego jeziora. Po przełamaniu czekolady (a łamała się ciężko, z głośnym trzaskiem) z rozbawieniem stwierdziliśmy, że jej przekrój wygląda niczym Organy Wielisławskie bądź Myśliborskie - w taki wzór ułożyła się 20 godzin konszowana masa. Bardzo zaskoczył mnie zapach unoszący się nad tabliczką, który wydawał się być bardzo lekki, a jednocześnie sugerował znaczną goryczkę. Aromat przywodził na myśl bukiet delikatnych łąkowych kwiatów.
Po umieszczeniu w ustach kawałka czekolady, rozpuszcza się on dość długo i bez zalepiania - pozostawia jedynie lekki film. Pierwszym smakowym wrażeniem jest przyjemna cytrusowa słodycz, z chwilowymi przebłyskami czerwonych owoców. Może było też tutaj trochę wędzonej śliwki? Zaraz po słodyczy jako jej kontynuacja przychodzi kwaśność, również typowo cytrusowa. Szczególnie mocno kojarzy się ona z różowymi grejpfrutami. Kwaśność gładko przechodzi w niezbyt silną goryczkę, również utrzymaną w cytrusowym tonie.
Jedząc Colombię 75% czujemy, że jest ona spokojna i łagodna. Nie zalepia buzi w sposób totalny, lecz pomimo to sprawia wrażenie gęstej i soczystej. Gdy bawimy się ciamkając czekoladę kwaśność grejpfruta mocno się uwydatnia i robi to falami. Tuż za nim pojawia się bardzo subtelna sugestia mlecznej aksamitności. Niewiele jest tu ściągania, a finisz zaskakuje lekką słonością (która pojawia się na samiutkim końcu, już dawno po przełknięciu kęsa).
W tej czekoladzie występuje pewien dualizm. Z jednej strony w aromacie przeważają suche badyle i eteryczna łąka, gdzieś tam przywodzące na myśl wytrawną goryczkę. Z drugiej strony, w smaku odczuwamy przede wszystkim słodycz i kwaśność, a głównie rześkość. Otulona jest ona jedynie lekką kwiatową mgiełką. To ciekawy kontrast pseudosuchości z niby-soczystością.
Generalnie doszłam do jednoznacznego wniosku, że nie powinnam degustować czekolad single-origin w atrakcyjnym, nowym terenie na świeżym powietrzu. Wrażenia związane z samą eksploracją Jeziornej sprawiły, że nie byłam w pełni skupiona na jedzeniu. Pisząc recenzję Colombia 75%, pomimo sporządzonych notatek trudno jest mi przypomnieć sobie coś więcej ponad urok Jeziornej. Na pewno Colombia 75% była tabliczką zbyt pogodną jak na to otoczenie, które miało w sobie coś przerażającego przez wzgląd na swoją tajemniczość. Do degustacji na Jeziornej lepiej nadawałoby się coś znacznie cięższego. Choć skąd miałam wiedzieć, że tabliczka o jakby nie patrzeć bardzo wysokiej zawartości masy kakaowej okaże się tak eterycznie owocowo-kwiatowa.
Po Jeziornej podjechaliśmy jeszcze pod Łysą Górę podziwiać wspaniałe widoki w stronę Karkonoszy (i nie tylko). Następnie z wioski Podgórki podeszliśmy na górę Krzyżowa, gdzie zjedliśmy drugie śniadanie (warto obejrzeć ten filmik o atrakcjach w Podgórkach). Później udaliśmy się do Lwówka Śląskiego na Szwajcarię Lwówecką, by na koniec wyprawy zwiedzić klimatyczny Zamek Grodziec zbudowany na szczycie dawnego wulkanu o tej samej nazwie. Stamtąd obraliśmy kierunek dom, zostawiając za sobą magiczną Krainę Wygasłych Wulkanów, która kryje przed nami jeszcze całe mnóstwo tajemnic...
Skład: miazga kakaowa z Kolumbii, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, sól.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 70 g (2x 35 g).
Wartość energetyczna w 100 g: 627 kcal.
BTW: 10/51/30
Tylu smaków bym się w niej nie doszukała, ale patrząc na zawartość kakao i ogólny wygląd by mi bardzo smakowała, chyba że sól by mi wszystko zaburzyła :D
OdpowiedzUsuńA wyprawa cudowna :)
Niczego by Ci nie zaburzyła. Chyba wszystkie czyste ciemne czekolady Zottera mają w sobie sól i bzdurą by było, gdyby była oba wyznacznikiem "być albo nie być" dla ludzi, którzy smaku slonego nie toleruja...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJadłam tą tabliczkę i mamy praktycznie takie same wrażenia smakowe ;) Przebija w niej moc cytrusowych owoców praktycznie aż do końca.Nie zalepia buzi chociaż na prawdę rozpływa się gęsto i rzeczywiście sam finisz "obdarowuje" nas nutką soli.Fajnie ona wieńczy całość.Columbia jest lekka w odbiorze i nie przytłaczająca.Rzeź kość- to słowo , które idealnie do niej pasuje.
OdpowiedzUsuńWidziałam ją już dawno na Twoim instagramie i byłam bardzo ciekawa Twoich doznań - teraz już wiem :). Rzeczywiście podobnie ją odebrałyśmy, bardzo lekka tabliczka mimo tak wysokiej zawartości kakao. Rzeź kość - fajnie Cię słownik poprawił :D
UsuńO Boziu, lepiej się schowam :D że tego nie dopatrzyłam :v
UsuńW końcu spanie przez 4-5 godzin w dzień w dzień robi swoje..Ale inaczej się nie da :< (jak na razie)
Co Ty, super pomyłka, nieźle mnie to rozbawiło :D.
UsuńDlaczego tak sypiasz?
Kazczawa? Znów zabawna nazwa. Z kaczkami mi się kojarzy. ;-;
OdpowiedzUsuńCzas spędzony nad starym kraterem... uh, chciałabym to zobaczyć na żywo.
Zotter miał niezły pomysł z tą akcją dla farmerów.
Za Niemca Kaczawa nazywała się Katzbach, więc to raczej nie od kaczek.
UsuńNic nie stoi na przeszkodzie - zapraszam na Jeziorną :D.
Nie wiem, czy to bezpośredni pomysł Zottera (wątpię) - po prostu dobrze, że ludzie otrzymali jakąś alternatywę, aby uczciwie żyć.
Czekolada spokojna i łagodna - czyli idealna 75 dla mnie. Lubię czasami dostać smakowego kopniaka, ale bardziej tego oczekuje od dodatków. Szczególnie dzisiaj mi ta czekolada gra, bo mam ochotę na coś wytrawnego (a zamiast tego otworzyłam mleczna milkę ;-;)
OdpowiedzUsuńKobiecy dualizm :D. Na Twoją chcicę ta czekolada pasowałaby idealnie! Bez ostrych nut, przystępna, a kakao duuuużo.
UsuńPo spróbowaniu kilku lepszych ciemnych tabliczek, wreszcie ruszył mnie Twój opis zwykłej-niezwykłej 75-procentowej czekolady. Tylko ta sól... modliłabym się, by jej nie odnotować. Już wolę lekki kwas.
OdpowiedzUsuńJeziora kocham, jezioro więc trafia w moje serducho. Mogłabym tak zwiedzać Mazury, jak Ty góry (się zrymowało).
Lepsze ciemne tabliczki powiadasz... Co masz na myśli? Kiedy na blogu? :D
Usuńhttps://www.youtube.com/watch?v=OGXvxtiMOew
Nie mogę napisać kiedy, bo mam problemy z blogiem. Pierwsza POWINNA być 30.01, ale możliwe, że przez ostatnie dni stycznia blog nie będzie działał, więc wtedy chyba 1.02.
UsuńDobry chłop, właśnie takiego szukam. Swawole na sianku, na jego własnym powozie? Ekstra!
Ale jak to problemy z blogiem? :( Teraz już wiem, że chodzi o Original Beans :). No chyba, że jadlas jeszcze coś innego?
UsuńA to prawda, skoro aż trudno było Ci przypomnieć sobie dokładne aromaty czekolady to naprawdę widoki musiały być zachwycające :D
OdpowiedzUsuńNiesamowicie klimatyczne miejsce. Mam nauczkę na przyszłość - takie czekolady tylko w domu.
UsuńTrochę lękałabym się siedzieć w takim zagłębieniu nadjeziorem, nawet z kimś byłoby mi łyso.. W takiej sytuacji to tylko coś wykrzywiającego twarz, do zagłuszenia strachu :D
OdpowiedzUsuńZ moim Mężem zawsze czuję się bezpiecznie :)
UsuńJa od dawna mam coś takiego, że na świeżym powietrzu nie lubię jeść niczego "ambitnego". Za wiele czynników rozpraszających.
OdpowiedzUsuńPiękne widoki, a czekolada... hm, co byś nie napisała, to i tak ją chcę, jak chyba większość Zotterów. ;)
Miałam plan żeby ją zjeść i dupa... Szkoda, że planu nie zmieniłam, ale przynajmniej mam nauczkę na przyszłość.
UsuńMają już chłopaki z Warszawy wiosenne Zottery?
Jeszcze nie pytałam ich o nie - ostatnio złożyłam zamówienie na inne tabliczki (i nie wiem, czy na niektóre jeszcze się załapię) i kolejne zamówienie robię dopiero w marcu (taki prezent urodzinowy ode mnie dla mnie), a wtedy... zamówię prawie wszystkie wiosenne. :D
UsuńJa na razie mam przerwę. Jakiś czas temu zrobilam małe zamowienie na nowości, kolejne będzie też dopiero w marcu. W lutym będę totalnie splukana z kasy, ale tak to jest, gdy spełnia się wariackie marzenia :D. Szkoda, że w tym roku nie widzę już szparagowego Zottera...
UsuńJa jak degustuje,to jem sama, w zaciszu kuchni xdd A ta czekolada wydaje sie ciekawa, ale boje sie, ze jakbym kupila, to nieumiałabym tak rozrozniac tych smakow, za malo jadlam w zyciu taking,, wykwintnych,, :)
OdpowiedzUsuńTego typu czekolady najlepiej degustuje mi się z moim Mężem, w naszym pokoju.
UsuńNo to trzeba zacząć jeść więcej! :D
Chyba jestem dziwna, ale urzekły mnie te nogi na opakowaniu :D
OdpowiedzUsuńMnie w ogóle całe opakowanie urzekło :D
UsuńWygląda i brzmi idealnie, zdecydowanie wolę takie czekolady bez dodatków. No i jak zwykle przepiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńTeż wolę takie czekolady bez dodatków - i tak są niesamowicie bogate w smaku.
UsuńJak zwykłam mawiać - piękne miejsca, to i piękne zdjęcia! :D
Zauważyłam też że nadziewane Zottery często mają średni skład, nie podoba mi się to.
UsuńChodzi Ci o syrop gf czy jeszcze coś?
Usuń