W ramach małej przerwy od ochów i achów dla Morina i Zottera, przedstawię Wam coś o wiele mniej specjalnego niż czekolady z dwóch powyższych manufaktur - ale za to noszącego nazwę La Speciale ;). W końcu coś musiało podnieść rangę tego wyrobu, chociażby nadanie mu ekskluzywnej nazwy...
Mleczny wariant z tej serii wyprodukowany pod szyldem Biedronki przez hiszpańską kakaową korporację Natra opisałam tutaj. Był to totaaaalny przeciętniak, ale do wersji deserowej podeszłam z nieco większym entuzjazmem - i to właśnie ona od początku swojego istnienia na biedronkowych półkach rzucała mi się w oczy. Wyższa zawartość masy kakaowej, jagody będące owocem mniej wszędobylskim niż jabłka, migdały lubiane przeze mnie bardziej niż orzechy laskowe - wszystko to przemawiało na korzyść akurat tej wersji La Speciale. Moje wymagania nie były wysokie, ale po prostu na wejściu pałałam do tej tabliczki większą sympatią, niż do jej jabłkowej koleżanki.
Tak jak poprzedniczkę, tak i tą czekoladę czekało długie wożenie w aucie na czarną godzinę w pracy. Eh, całe szczęście, że zrobiłam jej zdjęcie w opakowaniu dużo wcześniej niż w dniu, kiedy w końcu zdecydowałam się ją otworzyć... Coraz cieplejsze temperatury doprowadziły do tego, że gdy pewnego razu złapałam za wożony ze sobą kartonik, wyczułam przez niego zupełnie płynną masę. O zgrozo! Zaraz po powrocie do domu wpakowałam czekoladę do zamrażarki (tak, sama lodówka niewiele by tu pomogła). Tego dnia po obiedzie musiałam jeszcze na parę godzin wyruszyć do pracy, więc wiedziałam, że to już ostateczny dzień na wypróbowanie tej czekolady. Po wyjęciu jej z zamrażarki i rozpakowaniu z pudełka ujrzałam taki oto masakryczny widok:
Na domiar złego, robiąc na szybko zdjęcie nie zauważyłam, że mam włączoną lampę błyskową - a przez to obraz tego wyrobu jest jeszcze paskudniejszy. Z trudem wyjęłam zmasakrowaną tabliczkę z folijki i przedzieliłam je na dwie w miarę równe części - z myślą o moim Ukochanym. Swoją dolę zapakowałam do sreberka i w biegu łapiąc kluczyki znów wzięłam ze sobą do auta. Gdy dotarłam do firmy i zrobiłam kawę, załamałam ręce... Skubana znowu się roztopiła... Z tego powodu musiałam jeść ją łyżeczką, o tak:
Wystarczy już tych perypetii okołodegustacyjnych. Przejdźmy do wrażeń smakowych, choć wiadomo, że przez stan czekolady mogły one zostać znacznie zaburzone. Na pewno była to bardzo SPECJALNA forma degustacji, buhahaha :D.
Najpierw rzućmy okiem na skład. Czekolada zawiera 47% masy kakaowej, a więc mniej więcej tyle, co deserowe Lindt Excellence z dodatkami. Podoba mi się o wiele prostszy i przystępniejszy skład cząstek jagodowych, w porównaniu do cząstek jabłkowych z wcześniej opisywanej La Speciale. Nie łudziłam się nawet, że jagody będą na pierwszym miejscu w składzie. Najpierw mamy przecier jabłkowy, a potem skoncentrowany sok jagodowy oraz aromat naturalny - i to wszystko. Zero cukru, żadnych zagęstników i polepszaczy - to jestem w stanie zaakceptować.
Czekolada jest słodka - na pewno słodsza od deserowych Lindt Excellence. Znów ma w sobie jakąś niezidentyfikowaną plastikową nutę, która sprawia, że jedzenie jej jest nieco męczące. Na pewno ów deserowy wariant bardziej smakował mi niż mleczne czekolada La Speciale, ale nadal wiele by tu było można zmienić. Kakao szałowej jakości nie było i wiele bogactwa tu nie wniosło. Z racji faktu, że posypka dość znacznie wkomponowała się w czekoladową masę, cząstki jagodowe mocno wpłynęły na smak samej czekolady. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Może to one miały w sobie coś takiego sztucznego? Nie wiem.
Cząstki jagodowe są bardzo drobne, dość wilgotne i mało chrupiące, a przy tym nie lepią się do zębów i nie są gumowate. Ich struktura jest w miarę zrównoważona ;). Nie scharakteryzowałabym ich w ciemno jako jagodowe twory... Ich smak przypomina sok jabłkowy z dodatkiem soku z jakichś ciemnych owoców - ale trudno określić, czy to mają być jagody, aronie, a może jeżyny.
W przypadku karmelizowanych migdałów niestety mamy powtórkę z rozrywki... Dla mnie był to niezidentyfikowany chrupiący element, znacznie scukrzony - podobnie było z karmelizowanymi orzechami laskowymi w wersji mlecznej.
Czytając tą recenzję możecie odnieść wrażenie, że było naprawdę słabo, ale podsumuję tą czekoladę inaczej. Rozmawiając przez telefon z Ukochanym tuż po tym, gdy zjadł swoją połówkę u siebie w pracy powiedział mi, że to była bodaj najlepsza z czekolad jakie dawałam mu do pracy. Biorąc pod uwagę fakt, że zawsze strasznie psioczył na wszelkie wciskane mu Wawele czy inne Milki - i tak kiepski to komplement, no ale jednak ;). Nie była rażąco zła, była po prostu zwyczajna. Smaczniejsza od wariantu mlecznego, ale nadal nie był to żaden specjał.
Biedronka mogłaby sprowadzać więcej Momami, zamiast bawić się w kooperację z hiszpańskim czekomolochem jakim jest Natra. A właśnie... Widziałam, że w Biedronce pojawiły się lizaki z białej czekolady z wanilią - właśnie od Momami. Biorąc pod uwagę fakt, jak pyszna potrafi być biała waniliowa czekolada z Momami - myślę, że warto po nie sięgnąć! :)
Biedronka mogłaby sprowadzać więcej Momami, zamiast bawić się w kooperację z hiszpańskim czekomolochem jakim jest Natra. A właśnie... Widziałam, że w Biedronce pojawiły się lizaki z białej czekolady z wanilią - właśnie od Momami. Biorąc pod uwagę fakt, jak pyszna potrafi być biała waniliowa czekolada z Momami - myślę, że warto po nie sięgnąć! :)
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, karmelizowane migdały 3%, tłuszcz mleczny, cząstki jagodowe 2% (przecier koncentratu jabłkowego, koncentrat soku jagodowego, naturalny aromat), lecytyna słonecznikowa, aromat.
Masa kakaowa min. 47%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 531 kcal.
BTW: 6,1/31/54
Jej plastikowy posmak sprawiał,że jej degustacja trwała tygodniami kilkanaście dni ;v a nie miałam specjalnie kogo ją "uraczyć"
OdpowiedzUsuńNo cóż jak się nie spróbuje to się nie wie.. Jak na razie każda "biedronkowa luksusowa czekolada" przeze mnie zakupiona była niewypałem..
Nie wiem, skąd brał się ten plastikowy posmak. Czekolada przesiąkła folijką? :D
UsuńFakt, chociażby Lidl ma o wiele ciekawsze czekolady...
po doświadczeniu z "la specjale" i czekoladami z tyg. hiszpańskiego sądzę,że nie skuszę się szybko na takie "cudeńka"
UsuńChodziło Ci o Tydzień Portugalski i czekolady Jubileu?
Usuńo czekolady Jubileu.:) Pomyłka to był Portugalski tydzień :P i zarazem rzut pieniędzmi w błoto. Z resztą czego ja oczekiwałam.. ale czasem człowiek ma nadzieje na miłe zaskoczenie i kupuje..
UsuńJa zakupiłam jeszcze Jubileu Strawberry Intense podczas promocji na czekolady. Spróbujemy, zobaczymy - limonka z chili tragiczna nie była.
UsuńA mi smakowała i to bardzo. Ale bie przeszla takich rewolucji. Czekolada zmienia smak, bo się scukrza podczas ciągłego roztapiania/zamrażania. Proponuję kupić nową i wredy dopiero oceniać, tak to nie ma sensu, bo mozna się tylko zrazić.
OdpowiedzUsuńNowej czekolady nie kupię: raz, że jej już pewnie nigdzie nie dostanę, a dwa - nie mam ochoty podchodzić do niej po raz kolejny.
UsuńNie wykluczam, że mogła ona komuś smakować. Zresztą mi samej smakowała bardziej niż wersja mleczna. Ale jak widać w powyższym komentarzu, nie jestem jedyną osobą, która uważa, że to przeciętny produkt. Ta czekolada nie roztapiała się i zamrażała kilka razy pod rząd, więc bez przesady, że dostała aż takiego kopa, który totalnie zniekształcił by jej pierwotny smak.
Ojej, miałaś swój własny mus czekoladowy ;D Ja stwierdziłam,ze nie warto ją brać i zbyt wiele nie straciłam. Za to Momami mam tylko, że nie białą ale mleczną z karmelem
OdpowiedzUsuńNiezbyt przyjemny ten mus czekolady ;).
UsuńZaskoczyłaś mnie tą mleczną z karmelem! Nie widziałam jej u siebie.
Łyżeczki Momami w kilku smakach widziałam u siebie w Realu,tyle,że było to jakiś czas temu,więc nie wiem,czy weszły do oferty czy była to jednorazowa dostawa.ovo
UsuńMiło mi to czytać, że Momami jest jednak nieco powszechniej dostępną marką :).
UsuńTeraz zaczęłam się cieszyć, że mieszkam na biegunie Polski i mogę nie bać się o moje czekolady. Dla bezpieczeństwa trzymam je w takiej szufladzie w korytarzu, przy samej podłodze i tam nawet w lato jest chłodno. :P
OdpowiedzUsuńTych lizaków nie kupiłam, bo to czekolada do picia. Teraz żałuję. W sumie zastanawiam się, czy taka czekolada do picia zjedzona normalnie smakuje... normalnie? Nigdy nie miałam z taką do czynienia.
Wreszcie napiszę coś do samej recenzji: no tak, po rozpieszczaniu przez np. Zottera ciężko jest odnaleźć "to coś" w zwykłych czekoladach. Mam to samo i w sumie trochę mnie to przeraża, bo niedługo zbankrutuję!
Wiesz, w mojej Magicznej Szufladzie czekolady też się nie topią. Ta tabliczka rozpuściła się w samochodzie. Wystarczy zostawić na parę minut auto na słońcu i już w środku robi się nieludzki skwar.
UsuńNie wczytałam się w etykiety i nie wiedziałam, że to czekolada do picia (rozpuszczania). Myślę, że nie ma żadnych przeciwwskazań, by spróbować ją zjeść normalnie :D. Choć na 99,999% jestem przekonana, że w wersji rozpuszczonej Momami też dałaby radę doskonale.
Na szczęście zwykłe czekolady też potrafią sprawić radość, o czym przekonałam się wczoraj próbując tabliczki z innego dyskontu niż Biedronka (recenzja pojawi się 1 maja). Zotter to zupełnie inna liga, warta każdej kasy :D.
Mnie ciekawią ostatnio tabliczki Zottera do picia właśnie. Boję się zamówić, bo jeszcze coś źle ją rozpuszczę i "zepsuję" czekoladę, albo nie będę umiała się wsmakować w pitną czekoladę... Oczywiście wolę tradycyjne tabliczki, ale tak coś korci kiedyś spróbować.
UsuńMiałaś może z takimi do czynienia?
Nie miałam i ten asortyment Zottera jakoś zupełnie mnie nie pociąga. Wystarczająco dużo tabliczek czeka jeszcze na spróbowanie :).
UsuńMnie ciekawią pewne połączenia (zielona herbata i sezam), ale nie tyle do wypicia, ile do zjedzenia tego jako zwykłą czekoladę. :P
UsuńZielona herbata i sezam na pewno znajdą się w wielu formach także w opcjach tabliczkowych :>.
UsuńTo w sumie ciekawe,.że zwykle mało interesujące produkty mają takie luksusowe nazwy jak "La Speciale" podczas gdy np. Lindt czy Zotter w sumie mają niepozorne nazwy :D
OdpowiedzUsuńBo tu sprawa przedstawia się podobnie jak w powiedzeniu: "brak talentu - nadmiar sprzętu" ;).
Usuńkupiłam właśnie ten wariant smakowy jeszcze w zimę i powiem, że mnie przeciętnemu ludowi jak na deserową smakowała i jeszcze te fajna... hmmm kruszonka xDD bardzo mi się spodobała ale chyba bardziej wizualnie :)
OdpowiedzUsuńNajgorsza nie była ;), jadłam wiele mniej smacznych czekolad. Wizualnie rzeczywiście wpada w oko. Też spodobała mi się ta kruszonka, ale byłaby jeszcze lepsza, gdyby umieszczono tam liofilizowane jagody i większe kawałki podprażonych migdałów.
UsuńJakoś mnie te słodycze La Speciale nie kusiły, słodycze w Biedronce są raczej kiepskiej jakości.
OdpowiedzUsuńLidl rośnie w moich oczach po raz kolejny.
UsuńLidl i Kaufland, bo to w sumie jedno i to samo, a w Kaufie wybór większy.
UsuńNiemieckie słodycze się zazwyczaj obronią, a biedronkowe... no cóż, nie.
Kauflandu nie mam niedaleko siebie i w zasadzie nigdy nie robiłam tam porządnego rekonesansu czekoladowego. Kiedyś na pewno przyjdzie na to czas :).
UsuńŁadnie się prezentowały te czekolady ze względu na dodatki jednak nigdy mnie jakoś nie zachęcały specjalnie bo bałam się, że to właśnie taki trochę supermarketowy zwyklaczek niemający zupełnie nic wspólnego ze swoją szumną nazwą. :P Cieszę się, że ta okazała się smaczniejsza niż poprzedniczka zwłaszcza, że przed konsumpcją tyle przeszła biedaczka. :D Ja pewnie znacznie mniejszą przyjemność miałabym z jej jedzenia jeżeli musiałabym jeść ją łyżką, bo nie znoszę jeść czegoś co jest pokruszone, ułamane i ma jakieś wady. Takie głupie zboczenie. :D Po tą nie sięgnę bo jak mam przekonać się WRESZCIE do deserowych to muszę zacząć od czegoś naj żeby się jeszcze bardziej nie zniechęcić. :D
OdpowiedzUsuńTeż wolałabym ją zjeść normalnie, a nie łyżeczką - ale nie miałam wyjścia ;). Dokładnie, musisz koniecznie sięgnąć po jakąś dobrą ciemną czekoladę, żeby się przekonać :D. Myślę, że kolejną recenzję, która pojawi się na moim blogu - możesz potraktować jako pisaną specjalnie dla Ciebie :).
UsuńWyobrażam sobie, biedna. :D Woooow, super w takim razie i nie mogę się jej doczekać! :-)))
UsuńNa pewno byłabyś bardzo zaskoczona próbując jej :)
UsuńJa bym to nazwała "kupą z gwiezdnym pyłem", Jak jak poprzednie tabliczki, i ta nie robi na mnie wrażenia. W Biedronce nawet nie spoglądam w stronę takich produktów.
OdpowiedzUsuńCo do rozpuszczania się, tu już trzeci komentarz (i trzeci blog), w którym o tym piszę. Zaczyna się lato i mamy przesrane. Właścicielka czekosfery będzie wkładać słodycze do lodówki, ale ja nienawidzę zimnych. Już wolę lekko stopniałe. Ale, kurde, martwię się :( Najbardziej o te z kremami, bo one mogą "klapnąć", a ze względu na moją miłość do miękkich czekolad, ich posiaam najwięcej. Rozwiązaniem jest więc schować do lodówki tylko to, czego nie będę jadła przez lato. Tylko mam system no frost, który może mi wszystko przewietrzyć. SZLAG!
Hahaha, kupa z gwiezdnym pyłem - idealne określenie! :D.
UsuńJa nie martwię się o moje czekolady w Magicznej Szufladzie, tam są bezpieczne. Do auta nic już nie będę zabierać na czarną godzinę. Gdy takowa nadejdzie, po prostu zaatakuję najbliższy sklep - dzięki temu co jakiś czas pojawi się na blogu jakaś bardziej pospolita czekolada :). Wczoraj taki plan wypalił idealnie.
Na górskim szlaku nawet przy wyższych temperaturach czekoladom nic wielkiego się nie dzieje, kiedy są schowane głęboko w plecaku - bez ekspozycji na słońce. Nie boję się lata :).
O matko, co ta biedna czekolada przeżyła :D Pamiętamy jak w dzieciństwie nieraz specjalnie wystawiałyśmy tabliczkę na mocno nasłoneczniony parapet a potem łyżeczką wyjadałyśmy ją z papierka :D Chyba nie musimy pisać jak nasza buzia potem wyglądała :P
OdpowiedzUsuńNa ten wariant smakowy chętnie byśmy się skusiły albo chociaż dały ją w prezencie naszemu tacie, bo jest miłośnikiem wszystkiego co ma chociaż cokolwiek wspólnego z jagodami :)
Dzięki za informację o lizakach czekoladowych :) Może uda nam się je dorwać :)
Na Momami polujcie, bo to naprawdę godna polecenia marka. Ostatnio odwiedziłam sklep z delikatesami świata, gdzie kiedyś widziałam sporo tych czekolad - nie zastałam już ani jednej :(.
UsuńJagodowych akcentów mogło się tu pojawić o wiele więcej, ale jak na tą rangę i tak źle nie było. Szkoda, że czekoladę musiałam degustować w takim stanie, ale to był wypadek losowy :P. Z premedytacją bym tak jej nie zmasakrowała :D.
http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2015/01/momami-ciemna-z-piernikiem-migdaowym-i.html
UsuńPo tej czekoladzie wiemy, że warto sięgnąć po tą markę :D
Ja próbowałam więcej Momami, więc tym bardziej potwierdzam :D
UsuńBiedna czekolada, aż się boje o swoje zapasy! Trzeba je będzie szybko wykończyć! :)
OdpowiedzUsuńCo do tych Momamowych produktów - będę musiała poważnie zastanowić się nad kupnem! Mam jeszcze tyle słodyczy.. Ach :/
Nie masz się o co bać, chyba, że przechowujesz czekolady w samochodzie, który bywa zaparkowany na słońcu :P.
UsuńNo to trzeba jeść więcej słodyczy, haha ;).
Rzeczywiście zmasakrowana sztuka! Nie znoszę jak mi się coś topi, bo potem tego już zjeść nie chcę i oddaję siostrze :P
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że już raczej nigdzie tej czekolady nie dostanę, więc trzeba było zjeść...
Usuńplastikowa nutka nie brzmi zachęcająco...
OdpowiedzUsuńCiekawe skąd się ona wzięła ;)
UsuńBo wkładanie do zamrażarki kończy się potem jeszcze szybszym rozpuszczaniem! Na następny raz musisz opracować lepszy sposób przewożenia czekolady w samochodzie ;p
OdpowiedzUsuńBędę starać się ograniczyć do minimum przewozenie czekolad w samochodzie, po prostu.
UsuńOstatnio było ich pełno w biedronce, przecenionych na niecałe 3zł. Mogłam brać :)
OdpowiedzUsuńTak czy siak, niewiele stracilas moim zdaniem ;)
UsuńTe lizaki w Biedrze widziałam, ale przeszłam obok nich obojętnie i teraz żałuję, bo pewnie już ich nie ma :/
OdpowiedzUsuńA ta czekolada faktycznie wiele przeszła :P
Ale całkiem możliwe, że jeszcze są świąteczne Momami :P Więc lizaków na Twoim miejscu też bym próbowała szukać...
UsuńJak dla mnie świetny wpis. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń