wtorek, 21 kwietnia 2015

Morin Bolivie Sauvage ciemna 70%


Poranek w dniu powrotu do domu z gór jest zawsze bolesny. Owszem, czujemy satysfakcję, że spełniliśmy nasz plan, wspaniale spędziliśmy czas, podziwialiśmy widoki... Mimo ogromnego szczęścia wynikającego ze wzbogacenia się w nowe piękne doświadczenia, odczuwamy żal, że to już za nami. Trzeba wsiąść z samochód i wrócić na niziny, do swoich obowiązków. Aby choć odrobinę złagodzić ten ból, do ostatniej kawy przed wyjazdem postanowiliśmy zdegustować czekoladowego pewniaka. Coś, co na pewno nas nie zawiedzie. (Przypomnę, że na koniec naszego listopadowego wyjazdu w góry do takiej ostatniej kawy otworzyliśmy wiele razy wspominaną Ritter Sport Kaffe + Nuss i to było jak gwóźdź do trumny ;)). A że każda z posiadanych przeze mnie czekolad Morin została już przez nas sprawdzona na styczniowej degustacji w poznańskiej Pintej Klepce - wiedziałam, że wraz z rozpuszczaniem się Boliwii 70% w moich ustach, łagodny balsam będzie lał się na moje serce :).

Boliwia, pomimo swej dość znacznej powierzchni, nie znajduje się w ścisłej czołówce producentów kakao. Według organizatora powyższej degustacji, stworzona w francuskiej czekoladziarni Morin tabliczka z boliwijskiego kakao to: "Czekolada dla tych, którzy lubią klasyczne kakaowe aromaty. Kremowa, słodka, odrobinę pylista. W finiszu ściągająca, goryczkowa. Bez zbędnych fajerwerków; mimo dużej zawartości kakao sprawia wrażenie mlecznej i delikatnej." A jak my ją odebraliśmy?



Jak łatwo możecie zauważyć na zdjęciach dołączonych do dzisiejszego wpisu, ciemna czekolada z Boliwii pokryta jest wyraźnym białym nalotem. W tym wypadku nie wynika to ze starości czy złego przechowywania. Nalot jest efektem naturalnych procesów utlenienia - i jak zapewnił organizatora degustacji sam producent Franck Morin - w tym wypadku nie jest to wada. Po prostu ta czekolada tak ma. Nie mam powodów ku temu, by nie wierzyć mu na słowo - zwłaszcza, że smak był wyśmienity.

Bardzo lubię tą fotografię boliwijskiej czekolady, którą umieściłam poniżej. Doskonale widać na niej, jakże surowy jest wygląd tabliczki z zewnątrz. Zupełnie inaczej przedstawia się już przegryziona, poddana ciepłej pieszczocie ust kostka. Rzeczywiście ujawnia ona w swym wyglądzie kremowość, o której wspomniałam w cytacie. Dwie twarze. Ok, ale jak z tym smakiem? :D



Nie ma co ukrywać - Boliwia 70% była jedną z tych tabliczek, które zakupiłam jeszcze w trakcie degustacji. Bardzo zapadła mi w pamięć swoją specyficznością i już wtedy nie zgadzałam się z ogólnikowym opisem tej czekolady - że to klasyk "bez zbędnych fajerwerków". Po pierwsze - w jej konsystencji, tak jak w wyglądzie - zawiera się dziwaczna równowaga pomiędzy szorstkością a kremowością. Struktura tej czekolady wydaje się bardzo jednolita i zbita, ale w taki sposób, jakby zawierała w sobie miliony szorstkich cząstek. Ogromną ilość maleńkich przytępionych igiełek, które są tak ciasno upakowane obok siebie, że sprawiają wrażenie spójnej jedności. Bardzo oryginalne odczucie.

Nuty smakowe ukryte w tej czekoladzie są również niezwykłe. Wiele tu akcentów suchych, ale nie tych z gatunku siarkowo-kwasowych czy popielnych. Dominującym skojarzeniem jest... siano. Dobrej jakości łąkowe siano. Ewentualnie - świeża łąka, ale nie jednolita gatunkowo. Owszem, mamy tu trochę soczystych traw i słodkiej koniczyny - ale główną rolę grają tutaj zioła. Dlatego też, od skojarzeń związanych z łąką i sianem, przejdźmy do bukietu. Rustykalnego bukietu złożonego z barwnych ziół i suszonych kwiatów.  Pewnie jest tu troszkę pieprzu, troszkę anyżu.... Lecz w gruncie rzeczy wszystko mieści się w granicach delikatności.

Boliwia 70% z czekoladziarni Morin to jedna z tych czekolad, której smak długo się pamięta. Rzeczywiście, sprawa wrażenie łagodnej mleczności - o tyle dziwne, że przecież napotykamy tutaj na pylistość osypujących się zioł, goryczkę przegryzanej wysuszonej łodyżki. Gdzieś nad tym wszystkim unosi się dym ogniska. O tak. Boliwia 70% to po prostu lekko tlące się jeszcze ognisko, które rozpalono na kawałku ugoru pośrodku dzikiej łąki. Przy tym ognisku zasiedli ludzie z pozoru skrajni charakterami, a jednak bardzo dobrze się rozumiejący. Pili ciepłe mleko z drewnianych kubków. 

Tak bardzo ta czekolada przypomina mi naturę polskiej wsi, że aż dziw bierze, że kakao przybyło do nas z tak daleka. Aż widzę bukiet suszonych kwiatów, gdy zamykam oczy i przypominam sobie smak Boliwii 70%... Nieco łatwiej było wyjechać nam z zaśnieżonych Beskidów, skoro ta czekolada przeniosła nas jeszcze gdzieś indziej :).

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 100 g.

32 komentarze:

  1. charlottemadness21 kwietnia 2015 05:43

    Porównanie czekolady do łąki, ziół i siana.. dym z ogniska..natura polskiej wisi ?:> ciekawe skojarzenia. :> :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonały dowód na to, jak niezwykle bogata i różnorodna w smaku potrafi być czekolada :)

      Usuń
  2. Pięknie tę czekoladę opisałaś. Doszłam do wniosku, że po prostu muszę jej spróbować. W ogóle zabranie się za czekolady Morin to u mnie niedługo priorytetem się stanie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja droga, to zamawiaj! :D Wiem, jakie zapasy są teraz na stanie sprowadzone do Polski i nie ma tego dużo. Nie chciałabym też, żeby to co czeka w Polsce na chętnych czekoladomaniaków się przeterminowało...

      Usuń
  3. wow... naprawdę powinnaś książki pisać bo twoja metoda pisania jest... --- zajedwabista... pisałaś może coś kiedyś? bo widać po piórze ;) aż poczułam tą polską wieś jak opisywałaś tą czekoladę, mimo, że ona jest aż z Boliwi! a kremowość mnie tak podekscytowała... to nie dobrze dla mnie, bo zacznę jej jeszcze szukać, a takie czekolady to za wysokie progi na moje nogi i mogę się zrobić jeszcze wybredna przez to :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podstawówce pisałam wierszyki i opowiadania, haha :D. Nawet konkursy wygrywałam :P. Potem poszłam w inną stronę edukacji i prócz bloga nic więcej nie piszę.

      Nie musisz jej szukać, aby ją zamówić - wystarczy do mnie napisać, a załatwię przesyłkę ;). Doznania niezapomniane, warto się skusić i wydać tą kasę.

      Usuń
  4. Ciekawy opis, mam pewne obawy czy by mi smakowała, ale opisałaś ją tak, że z ciekawości bym ją spróbowała.
    A białym nalotem to już dawno przestałam się przejmować, mniej więcej od momentu kiedy dowiedziałam się, że to nie pleśń czy inny grzyb.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zamów :D. Sprowadzone z Francji tabliczki czekają na kogoś, kto je pokocha ;).

      Dokładnie, mi biały nalot też specjalnie nie przeszkadza - a zwłaszcza, że tu był inny niż zazwyczaj spotykany.

      Usuń
  5. Wspaniale opisałaś czekoladę, masz bardzo ciekawe skojarzenia przy konsumowaniu i człowiek czytając automatycznie ma wrażenie, że je ją razem z Tobą. :-) Pomimo mojej niechęci do czekolad deserowych, po przeczytaniu recenzji gdyby położono ją przede mną od razu chwyciłabym za kosteczkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejże, to zasługa czekolady - to ona była wspaniała, a ja tylko starałam się to uchwycić :).

      Ciemnych czekolad trzeba się nauczyć :). Nie zapomnę wielkiego zdziwienia uczestników degustacji, od której zaczęła się moja przygoda z czekoladami Morin - że to "gorzkie" czekolady są tak mało gorzkie :D.

      Usuń
  6. Jeżeli jest w miarę łagodna w smaku, to myślę, że mogłabym się z nią polubić.
    Twoje skojarzenia zawsze są takie kuszące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie była to czekolada z gatunku miażdżących brutalnymi smakami ;). Smaki łagodne, a przy tym jednak bardzo specyficzne. Czekolada była kusząca :D.

      Usuń
    2. Brutalne smaki są zdecydowanie nie w moim guście :D

      Usuń
    3. Tej czekolady nie musiałabyś się bać :D.

      Usuń
  7. Gdyby jeszcze ta kremowość opierała się na kremie... nie no, tu się nie czepiam. Jeśli czekolada gorzka, to "czysta" jest w porządku. Ta wygląda i "brzmi" obiecująco, ale żeby aż ją zamawiać? Ja podziękuję, niech Kimiko płaci :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wpakowanie w tą czekoladę kremu byłoby nierozsądnym rozwiązaniem ;). Ona nie potrzebowała żadnych dodatków.

      Żałuj :D

      Usuń
    2. Potrzebuje, Ciebie ;> Bez tego i Twoich o niej tekstów byłaby niczym, jak ta podrzędna czekoladopodobna tabliczka z zapomnianego marketu. Jak nastolatka bez talentu, która próbuje zostać gwiazdą Hollywood. Jak chłopak bez grosza przy duszy,który pragnie się wkupić w bogatą rodzinę swej wybranki serca.
      Może więc masz rację? Ona nie potrzebuje dodatków. To ona sama jest dodatkiem. Do Ciebie!

      Usuń
    3. Eeee, to czekolada jest Królową Balu. Ja jestem tylko Czekoladową Panienką jak mawia taki jeden ;).

      Usuń
  8. Wygląda obłędnie! :)
    Jednak kieszeń by mnie bolała. Muszę poczekać na lepsze czasy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jest obłędna, warta swojej ceny. Aczkolwiek rozumiem, że 19 zł za 100 g może być dla kogoś ceną zaporową. Z drugiej strony, nie trzeba takich czekolad kupować codziennie :>.

      Usuń
    2. W sumie zamiast kupować byle co raz w życiu mogłabym postawić na jakość. Pomyślę o tym.. Po pierwszym :D Teraz kryzys nastał!

      Usuń
    3. A to jakość warunkuje niezapomniane i naprawdę wyjątkowe doznania :)

      Usuń
  9. Brzmi cudownie! Aż się łezka w oku kręci jak przypominam sobie wakacje na wsi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to taka naprawdę przytulna tradycyjna wieś, z ekstensywnym rolnictwem. Dużo jeżdżę po wioskach, ale na takie jak bukiet suszonych kwiatów rzadko trafiam ;). Może to była górska wioska z dachami pokrytymi strzechą? Czyli jednak czekolada nas z Beskidów wyganiać nie chciała... ;)

      Usuń
  10. Jak smakuje czekolada? Jak siano!
    Haha oczywiście teraz wyolbrzymiamy ale fajnie się to czyta i co ciekawe próbujemy sobie wyobrazić jak taka czekolada może smakować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przecież siano to moc przyjemności - jest miękkie i suche zarazem, słodkawe, aromatyczne, ziołowe... Nie ma wyolbrzymienia, po prostu ta czekolada smakuje jak siano i w tym wypadku jest to komplement :D

      Usuń
  11. opakowanie ładne, ale sama czekolada nie do końca zachęcająco wygląda....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opakowanie takie samo, jak w pozostałych czekoladach tej firmy. Co do jej wyglądu - to takie brzydkie kaczątko, które zmienia się w łabędzia gdy weźmiemy kostkę do ust ;)

      Usuń
  12. Aaa, to coś dla mnie, najczęściej kupuję gorzką Wedla, ale chętnie próbuję innych smaków :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można zamówić za moim pośrednictwem jeśli chcesz spróbować czegoś zupełnie innego :)

      Usuń