piątek, 10 lipca 2020

Beskid Wenezuela Carenero Superior mleczna 55% z kozim mlekiem


 Moją pierwszą czekoladą z manufaktury Beskid mieszczącej się w Węgierskiej Górce była mleczna tabliczka o 50% zawartości wenezuelskiego kakao z plantacji Hacienda Valdiviezo. Wywarła na mnie kolosalne wrażenie. Z zaciekawieniem sięgnęłam więc po kolejną, nową mleczną wenezuelską czekoladę z Beskidu. Zawiera ona w sobie o 5% więcej kakao niż poprzedniczka, pochodzącego z innej plantacji - z okolic Carenero nad Morzem Karaibskim. Mleko krowie zastąpione zaś zostało mlekiem kozim, a ja uwielbiam czekoladowe wariacje na temat koziego mleka! Beskid na różne mniej klasyczne sposoby rozszerza swą ofertę, co bardzo mnie cieszy. Tą, oraz inne czekolady z naszej rodzimej beskidzkiej manufaktury zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


 Kozia czekolada miała taki sam wzór, jak wyżej wspomniana klasyczna mleczna tabliczka. Pachniała przepięknie, z intensywnymi akcentami kawowej paloności. Typowe kozie sugestie były wyraźne, jednakże często pojawiają się one także w dobrych mlecznych czekoladach na krowim mleku, więc tak naprawdę zapach jedynie rozbudzał wyobraźnię, a sam w sobie niczego nie obiecywał.

w smaku w pierwszej kolejności urzekła kawą, tytoniem i tabaką. Dopiero gdy porządnie daliśmy się już opętać jej gładkiej strukturze, która powoli, masywnie i z głębią rozpuszczała się w ustach - wyraźne nuty koziego mleka dały o sobie znać, zupełnie bezsprzecznie. Siano, solidnie rozgrzane na słońcu, a do tego specyficzna, nęcąca goryczka - idealny obraz koziego mleka w czekoladzie. Generalnie, cała kompozycja okazała się dość mocno goryczkowa. Słodycz odebrałam tu jako bardzo subtelną. Zdecydowanie, prócz koziego spektrum, najważniejszymi nutami były tu kawa, prażone zboża, tytoń oraz sezam. Podczas degustacji czekolada stawała się coraz bardziej soczysta, niemalże owocowo - lecz w smaku owoce się nie pojawiały i paradoksalnie owa soczystość nadal pozostawała palona.


 Z względu na swą wyrazistość i umiarkowaną słodycz, kozia czekolada z Beskidu zasługuje na szczególną uwagę. Mocniejsza niż Georgia Ramon, Jordi's czy superdelikatna Domori, lecz słabsza od potężnej In't Veld - pod względem manifestacji koziej mocy chyba najbliżej Beskidowi było do kozich Zotterów (tu w wersji bez innych dodatków) - choć nadal należy tę tabliczkę traktować jako oryginał. Jak zresztą wszystkie dotąd próbowane przeze mnie czekolady z kozim mlekiem, gdyż każda wyrażała całkowicie coś innego.


Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, mleko kozie w proszku, cukier trzcinowy nierafinowany.
Masa kakaowa min. 55%.
Masa netto: 60 g.

1 komentarz:

  1. Zakochałam się w jej koziości i gorzkości. Odkąd zniknęło kozie Labooko, uważam, że ona nie ma sobie równych.

    OdpowiedzUsuń