piątek, 16 listopada 2018

Alexandre ciemna 70% Tanzania Forastero Makwale Village Kyela


Przyszedł czas na pierwszą recenzję czekolady spod skrzydeł holenderskiej marki Chocolatier Alexandre. Jej asortyment zakupiłam swego czasu w sklepie Sekretów Czekolady. Ciekawiły mnie przede wszystkim ze względu na bardzo dokładne określenie pochodzenia ziaren, zaś twórca marki po prostu konkretnie podchodzi do tematu, odwiedzając osobiście każdą ze współpracujących z nią plantacji. 

Choć opakowania czekolad z Chocolatier Alexandre wyglądają oryginalnie i imponująco, lecz mają wiele mankamentów. Kartoniki otwierają się niczym książka, zaś w sama tabliczka schowana jest w plastikowym przezroczystym futerale. Sprawia on takie wrażenie, jakby w ogóle nie chronił czekolady przed czynnikami zewnętrznymi. Na domiar złego, na moich tabliczkach od Alexandre nie był zaznaczony termin przydatności do spożycia, co zdecydowanie wprowadziło mnie w zakłopotanie. Przy takiej formie opakowania tym bardziej trudno stwierdzić, kiedy czekolada jest jeszcze zdatna do degustacji i wyłapania wszystkich jej walorów...


Pierwsze moje doświadczenie z Chocolatier Alexandre to ciemna czekolada o 70% zawartości tanzańskiego kakao Forastero, uprawianego na plantacji w wiosce Makwale, położonej w regionie Kyela w pobliżu jeziora Malawi.

W istocie, 80-gramowa dość gruba tabliczka podzielona na spore kostki pokryła się lekkim nalotem. Wydawała się przyjemnie masywna, zaś w przekroju niejednolita, sugerująca szorstkość. Jej zapach wybitnie kojarzył mi się z wielkim weselnym tortem śmietankowym, upstrzonym przede wszystkim malinami, ale również wiśniami.


W smaku okazała się zaskakująco słodka. Pomimo tortowych skojarzeń w sferze aromatu, nie spodziewałam się aż tak wyrazistej słodyczy. Czekolada była niczym gęsty jogurt grecki, w którym zatopiono mnóstwo dojrzałych malin obtoczonych w cukrze pudrze. Dalej pojawiały się pewne skojarzenia z lodowymi deserami pełnymi pokruszonych biszkoptów, również lekko zmrożonych. Pomyślałam także o nie do końca rozmrożonym pszennym pieczywie. Ta jej beztroska deserowość ciekawie łączyła się z lekką szorstkością, taką, jakby źle rozpuścić kakao na mleku.

W dalszym etapie degustacji pojawił się tak lubiany przeze mnie ziołowy posmak surowego ziarna kakao, który nadał całej kompozycji świeżości. Było to niczym miętowy listek dekorujący tort. Była to pewna uwodzicielska octowość wymieszana z surowością drewna i przepalonym wręcz karmelem. Coś, co przypominało nam o tym, że jednak mamy do czynienia z ciemną czekoladą, a nie błogim deserkiem. Tanzania w interpretacji Alexandre była nieskomplikowana, lecz przyjemna. Nie wywołała we mnie ogromnego entuzjazmu i do kolejnych tabliczek tej marki podejdę raczej sceptycznie... być może bardzo mnie zaskoczą, oby pozytywnie!


Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 80 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 580 kcal.
BTW: 8,7/43,2/34,6.

1 komentarz:

  1. Też czułam wiśnie i ocet, pieczywo, ale właśnie ta jej słodycz... jakoś mi nie pasowała. Podobnie jak struktura (taka cukrowa).

    Akurat dziś za kolejną Alexandre się wzięłam i... to chyba kolejna marka, która po prostu mi nie podchodzi, mimo że pewne nuty w ich tabliczkach wychodzą bardzo smakowicie.

    OdpowiedzUsuń