niedziela, 11 września 2016

Zotter Arabian Dates with Mint ciemna mleczna nadziewana nugatem migdałowym z daktylami i ganaszem czekoladowym z mietą


Jako rozgrzewkę przed Domori z wielbłądzim mlekiem mam dla was inne arabskie dzieło - mowa o nadziewańcu od Zottera (zakupionym przez biokredens.pl), który już dawno chodził mi po głowie (zwłaszcza, że u Kimiko i hard-big-hand zebrał pozytywne opinie). Arabian Dates with Mint (nie, mój Mężu, to nie arabskie randki!) to cudnie opakowana dwuwarstwowa pralina: duet nugatu migdałowego z daktylami oraz ganaszu czekoladowego z miętą - wszystko to oblane tak lubianą przeze mnie mleczną kuwerturą o 60% zawartości kakao. Połączenie na pozór oryginalne, po przekrojeniu tabliczki wydaje się być najprostszym na świecie.


Czekolada pachnie bardzo świeżo, co jest oczywiste przy udziale mięty. Zotter już nie raz pokazał, że jest mistrzem w wykonywaniu miętowych słodyczy, które zawsze wypadają bardzo naturalnie i nigdy nie są przesadzone. Tym razem już sam aromat zapowiadał równie dobry produkt. Nad tabliczką unosiła się bowiem rześka woń świeżo zaparzonych liści mięty - aż od razu przeniosłam się do Maroko, gdzie hektolitrami piliśmy miętowe napary (tzw. berberyjskie whisky). Ów lekki, frywolny aromat doskonale mieszał się w pełną głębi czekoladą oraz migdałowym muśnięciem.


Ciemna mleczna kuwertura po raz kolejny świetnie sprawdziła się w swej roli, kipiąc mocą kakao i głębią mleka, przesiąkając również miętowym i migdałowym aromatem. Jej górna część dość płynnie przechodzi w czekoladowy ganasz, który kryje w sobie miętowy olejek. Rzeczywiście, mięta tutaj jest pełna subtelności, naturalna i świeża - jak dopiero co przygotowany napar ze świeżo zerwanych liści, nawet nie za bardzo mocny. Ganasz czekoladowy okazuje się być dość twardy, szczerze powiedziawszy spodziewałam się czegoś bardziej aksamitnego, lecz... nie ma co narzekać. Struktura całego nadzienia jest na tyle zwarta, że bez obaw o jej naruszenie można by było ją zabrać np. na górski szlak.


Migdałowy nugat znajdujący się poniżej jest bardzo delikatny w smaku, choć w konsystencji również zwarty. Niechybnie produkty mleczne miały wpływ na jego ostateczny charakter, pełen mleczno-migdałowej łagodności. Drobne miętowe nuty przeniknęły również tutaj. Głównym gwoździem programu w tej warstwie były jednak tytułowe daktyle. Ich dość duże rwane cząstki zostały nierównomiernie i dość obficie w nim zatopione. Okazały się być soczyste, miąższyste, nieprzesłodzone, naprawdę dobrej jakości. To ciekawe urozmaicenie, bowiem rzadko spotykamy się z daktylami w czekoladzie - tutaj koniec końców wraz z pozostałymi składnikami stworzyły bardzo harmonijną i w gruncie rzeczy prostą kompozycję.


Po raz kolejny muszę przyznać, iż miętowe wyroby Zottera są zaprzeczeniem wszystkich zbyt intensywnych miętowych słodyczy, które niejednokrotnie budzą urazę. Antyfani miętowych czekolad muszą wypróbować coś z miętowego asortymentu Zottera - przysięgam, że doznają przyjemnego zaskoczenia. Tym lepiej będzie im sięgnąć po bohaterkę dzisiejszej recenzji, w której mięta nie gra mimo wszystko głównej roli - niż po w pełni skupiające się na mięcie, lecz również rewelacyjne Chocolate Mint czy miętowy duet Labooko (bo Minty Goat to już zupełnie inna bajka).


Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, daktyle 9%, pełne mleko w proszku, migdały, mleko, syrop glukozowo-fruktozowy, masło, słodka serwatka w proszku, brandy z cukru trzcinowego, wanilia, olejek miętowy 0,01%, płatki róż, proszek cytrynowy (cytryny, skrobia kukurydziana), cynamon,
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 536 kcal.
BTW: 8,4/37/39

16 komentarzy:

  1. Ojej, to jeden z pierwszych Zotterów, jakie jadłam, a do dziś pamiętam, jak rewelacyjnie wyszedł ten odrobinkę nasiąknięty miętą migdałowy nugat... poezja! Do tej chyba wrócę, tak samo jak do Peru 100 % (tak odbiegłam od tematu, ale to bo dziś degustowałam High-End 96 % i jestem zaskoczona).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się teraz napalam na zotterowski Ekwador 100% ;). W ogóle nowe tabliczki mnie mega pociągają.

      Usuń
  2. Haha tak czytam jej nazwę: ciemna ale mleczna no to super! nugat migdałowy? jeszcze lepiej. daktyle? kocham absolutnie. ganasz czekoladowy? brzmi cudownie... z mietą?! WTF. Moja ekscytacja rosła rosła i nagle czar prysł. :D Mięta w czekoladzie podobnie jak likier wiśniowy jest dla mnie nie do przełknięcia. No dobrze kłamię, ja to przełknę... Ale potem pobiegnę do kuchni z wykrzywieniem twarzy i wypiję hektolitry wody. :D Za to te daktyle i nugat naprawdę mnie zachwyca. Szkoda, że przesiąknięte to nieszczęsną miętą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Po prostu musisz spróbować miętowej czekolady w wykonaniu Zottera. Zupełnie inna bajka niż dotychczas znane Tobie miętowe słodycze!

      Usuń
  3. Myślałam, że wystarczyłoby wykroić miętę i byłoby ok, ale teraz widzę, że cała tabliczka jest nią przesiąknięta. Słabo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jadłem ja dawno, ale wciąż mile wspominam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka fajna gałązka z daktyli na opakowaniu:) . Czekolada brzmi wyśmienicie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mimo wszystko i tak się obawiamy, że nawet posmak mięty mógłby nam wszystko popsuć :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu musicie spróbować miętowych tabliczek Zottera ;)

      Usuń
  7. charlottemadness11 września 2016 20:19

    Świetna tabliczka.Jadłam ją ok 4 miesiące temu.Zotterowi świetnie wychodzą czekolady z dodatkiem mięty.Nie ma tu mowy o posmaku miętowej pasty do zębów,tak jak jest to w wielu przypadkach innych czekolad.Z resztą Zottera nigdy bym o to nie posądziła.:>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! Każdy, kto ma obiekcje do miętowych słodyczy powinien spróbować zotterowskich wynalazków. Gdy jakiś czas temu ktoś mnie poczęstował czekoladką After Eight myślałam, że wyzionę ducha :P

      Usuń