Mój Mąż dostał niespodziewanie aż 3 tygodnie urlopu. Coś trzeba było w tym fantem zrobić, choć ja miałam roboty po uszy. Szykowaliśmy większy wyjazd na ostatni tydzień wolnego, lecz wcześniej (26-28 sierpnia) postanowiliśmy urządzić trzydniowy wypad - rozgrzewkę - w rejon, który zawsze odkładaliśmy na później (mimo, iż mapa była dawno zakupiona i trasy zaplanowane). Mowa o Beskidzie Makowskim, zwanym inaczej Średnim. Góry te są bardzo mało popularne, bowiem właściwie nie cechują się niczym charakterystycznym i wyjątkowym. W zasadzie kilka ich części odwiedziliśmy już wcześniej np. Pasmo Jałowca, Mędralową czy Żurawnicę. Położone pomiędzy Beskidem Wyspowym, Masywem Babiej Góry a Beskidem Małym, nie prezentują oszałamiających walorów widokowych - poza paroma wyjątkami. Są znacznie zalesione, niezbyt wysokie, bez ciekawych formacji skalnych. Nasz weekend w Beskidzie Makowskim zapowiadał się bardzo upalnie, więc taka zalesiona okolica doskonale nadawała się do wędrówek.
Pierwszego dnia zostawiliśmy auto w Skomielnej Czarnej, skąd wykonaliśmy pętlę, której dokładny przebieg możecie prześledzić tu. Jednym z bardziej widokowych miejsc w pierwszej połowie wędrówki była polana na szczycie Groń - mogliśmy obserwować mieniące się w słońcu Tatry.
Gdzieś w zacisznym lesie pomiędzy Groniem a Koskową Górą postanowiliśmy posilić się czekoladą, i to nie byle jaką. Wybraliśmy bardzo dobre miejsce na degustację - spokojne, bez spektakularnego widoku - gdzie w pełni mogliśmy się skupić na doznaniach płynących z włoskiego smakołyku. Tak, wybór padł na jedną z najznamienitszych (obok Domori) włoskich marek - Amedei (produkty obu marek trafiają do mnie dzięki Sekretom Czekolady). Marka, której rozpracowywanie dopiero rozpoczęłam, nadal pozostawała dla mnie tajemnicą. Podczas fotografowania tabliczki przed rozpoczęciem smakowania, ni stąd ni zowąd znalazł się przy nas samotny piesek. Pocieszył się, pocieszył i... poszedł dalej, a my zajęliśmy się czekoladą.
Amedei Toscano Black 63 to druga tabliczka w dorobku firmy. Reprezentuje serię trzech Toscano Black o różnej zawartości kakao - nasz egzemplarz cechuje się najmniejszym jego udziałem. Czekolada to specjalnie wyselekcjonowany blend ziaren Criollo i Trinitario z różnych plantacji świata. Prócz surowców kakaowych odnajdziemy tu jedynie cukier trzcinowy i szczyptę wanilii. Zgrabna 50-gramowa tabliczka mieni się czerwonymi przebłyskami.
W pierwszym kontakcie z ustami wydaje się być szorstka i dość mocno palona, z wyraźnymi nutami kawy, ziemi, tytoniu, a także drewna, być może skóry. Owe mocne nuty powracają później raz po raz, lecz w dalszym obcowaniu czekolada mimo wszystko łagodnieje i to w bardzo zaskakująco sposób.
Musiałam się przez dłuższą chwilę zastanowić, jaką charakterystyczną nutę wyczuwam po przeżyciu tego wyrazistego preludium. W końcu doszłam do konsensusu, iż przychodzący tuż po mocnym wstępie subtelny smak to... świeżo starte jabłko. Owa początkowa szorstkość właśnie jak w takim startym jabłku oferuje dalej słodycz oraz świeżość. Ponieważ czekolada poczęła maślanie gładko rozpuszczać się w ustach z lekkim tylko szorstkawym filmem, niosąc ze sobą waniliowy przebłysk - pomyślałam następnie o szarlotce z maślaną kruszonką i kruszonymi laskami wanilii. Pojawił się także specyficzny ryżowy posmak, niczym w puddingu.
Dzięki ryżowo-kleikowym nutom do głowy przyszło mi coś o innej konsystencji niż klasyczna szarlotka. Przeniosłam się do Tyrolu, gdzie niegdyś zajadaliśmy się tradycyjnym strudlem z rodzynkami i orzechami piniowymi. Słodkich, ciastowych nut pojawiało się coraz więcej i były naprawdę przepyszne. Czekolada stawała się w coraz bogatszy sposób wyrazista, a obecna na początku paloność teraz zdawała się być przyrumioną skórką od strucli czy podsmażonym jabłkiem. Dalej zanotowaliśmy również bardzo wyraźne sugestie miodu.
Na sam koniec zostaliśmy totalnie zdetronizowani tak oczywistym, że wręcz namacalnym skojarzeniem z... bezą. Po prostu czuliśmy smak bezy. Rozpuszczająca się czekolada była niczym znikający jak obłoczek niby-szorstki środek chrupiącej i lekkiej bezy, uwodzicielsko słodkiej. Finisz w Toscano Black 63 to już apogeum słodyczy w całej degustacji.
To dzieło spod skrzydeł Amedei niezwykle nam zasmakowało. Czekolada zafundowała nam wiele zaskakujących doznań, a przy tym była po prostu przepyszna. Jej degustacja była czystą przyjemnością. Z chęcią powróciłabym kiedyś do tej tabliczki - ciekawa, czy ponownie wyłapię w niej tak niecodziennie nuty.
Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, wanilia.
Masa kakaowa min. 63%.
Masa netto: 50 g.
Ta niewinna tabliczka może zafundować nam kilka słodkich wypieków w jednym,a nawet i budyń się znajdzie :>
OdpowiedzUsuńTo były wspaniałe doznania.
UsuńTa czekolada jest niezła, ale lepszym ich blendem jest 9, trzeba też koniecznie spróbować serii Cru (single origin). No i oczywiście najwyższa półka - Chuao, Blanco de Criollo (Porcelana już była :). Rewelacyjna jest też ich czekolada z czerwonymi owocami - Toscano Red.
OdpowiedzUsuńChuao była jedną z pierwszych Prawdziwych Czekolad jaką jadłam. 9 za jakiś czas też ukaże się na blogu i przyznam, że Toscano Black 63 bardziej urzekła mnie różnorodnością smaków. W 9 zaintrygowało mnie zupełnie co innego.
UsuńNawet słodkie bezy się ukryły w ferii smaków tej czekolady <3
OdpowiedzUsuńBezy w odsłonie najlepszej z możliwych :D
Usuń