wtorek, 13 września 2016

Domori mleczna 45% z wielbłądziego mleka


Po recenzji oślej czekolady od Domori, czas na tabliczkę wielbłądzią! Została ona wykonana analogicznie do pozostałych nietypowych mlecznych czekolad włoskich mistrzów, to znaczy przez połączenie 45% kakao Criollo, 22% mleka oraz cukru trzcinowego. To już ostatni taki wyrób, jaki został wypuszczony przez Domori, toteż dzisiejszy wpis można także potraktować jako podsumowanie. Wszystkie mleczne cudeńka liczą sobie ledwie 25 g wagi, a zakupiłam je dzięki niezawodnym Sekretom Czekolady.

Wcześniej nigdy nie próbowałam ani mięsa, niż też mleka wielbłądziego - podobnie jak w przypadku oślego. Nawet nie wiem, z którymi zwierzętami z tych dwóch gatunków miałam w swoim życiu więcej do czynienia. Dzięki temu, dwie ostatnie czekolady z mlecznej kolekcji były dla mnie niczym czysta karta. Jeszcze przed rozpoczęciem degustacji porównawczej kładąc obok siebie tabliczkę oślą i wielbłądzią widziałam, iż ta druga bez wątpienia cechuje się ciemniejszą barwą (co można dostrzec na ostatnim zdjęciu w tym wpisie). Unosił się na nią również intensywniejszy aromat, ale powstrzymywałam się przed pełnym zaciągnięciem się nim aż do zakończenia degustacji tabliczki oślej.



Z literatury wiem, iż mięso wielbłąda jest ponoć wręcz śmierdzące dla osób nieprzywykłych do jego spożywania. Mleczna czekolada stworzona na bazie mleka wielbłądziego również posiada niecodzienny zapach. W bardzo intensywny sposób łączą się ze sobą wonie spróchniałego drewna, przepoconych skórzanych ubrań, starego przypleśniałego wilgotnego koca lub dywanu. Takowe aromaty niejednego konsumenta odrzucą od pierwszej chwili obcowania. Mojego Męża i mnie oczywiście zaintrygowały, zaś ja sama po stokroć wolę taką egzotykę niż fekalia znane z Zotter Kandierte Preiselbeeren.


W smaku na szczęście nie jest aż tak ostro jak z zapachu. Niewątpliwie, odczuwamy tu wiele słoności i goryczy, ale sprawiają one pewną masochistyczną przyjemność. Czekolada zdaje się być bardzo mięsna. Zdecydowanie jest mniej gumowata niż ośla, zresztą jest ona totalnie odmienna, w 100% oryginalna, nieporównywalna z niczym innym. Z każdą chwilą gęstego rozpuszczania w ustach kolejnych kęsów przychodzą do głowy coraz to nowe skojarzenia. Stare mleko, zjełczałe masło - wszystkie pozostawione na pełną ekspozycję słońca w bardzo duszny dzień. Zaduch i odór zatęchłego arabskiego namiotu. Stoisko z dywanami pośród zawilgoconych ścian wąskich uliczek tłocznego miasta pełnego targujących się ludzi. Na końcu: zleżała padlina, zepsute mięso.


Po degustacji tej czekolady mam wrażenie, iż wielbłądzie mleko jest niezwykle gęste i tłuste, wręcz likierowe. Właśnie, gdzieś pomiędzy wyżej wymienionymi posmakami pojawia się też złudzenie czekoladowego likieru na bazie tłustej śmietany, przyprawionego w nietypowy, orientalny sposób. Zdecydowanie, jest to tabliczka tylko dla odważnych - bardzo wyrazista i specyficzna. Bardzo dobrze, że wypróbowaliśmy jej na koniec naszej przygody z mlecznym kwartetem od Domori.

 

Ze zdziwieniem przyznaję, iż najłagodniejszą z całej czwórki okazała się być czekolada kozia (inaczej niż kozi Zotter). Owcza zaskoczyła mnie swoim wyrazistym, mięsnym charakterem - tak odmiennym od analogicznej tabliczki Zottera. Oślą można traktować jako ciekawostkę nieprzyprawiającą o szaleństwo zmysłów, natomiast wariant wielbłądzi to już jazda bez trzymanki. Uwielbiam tego typu porównawcze degustacje i z utęsknieniem czekam, aż inne firmy szerzej zaczną wykorzystywać w produkcji mlecznych czekolad bardziej nietypowe rodzaje mleka.


Skład: cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko wielbłądzie 22%, masa kakaowa Criollo, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 45%.
Masa netto: 25 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 606,5 kcal.
BTW: 7,5/44,5/43

11 komentarzy:

  1. Ale zgrałyśmy się, co do opublikowania!

    Jednak na tym koniec, bo zupełnie nie zgadzam się, zwłaszcza co do zapachu i tych padlin. Co więcej, dałam powąchać Mamie (spróbować i tak za nic by nie chciała, bo jest bardzo sceptyczna do prawdziwej czekolady i tylko na nią narzeka), która stwierdziła, że zapach jest wielbłądzi, ale wykwintnie, jak właśnie zadbane zwierzę i cudny, a Ty mi tu z dywanami wyjeżdżasz. :>

    Dobrze, że nią nie plułaś jak wspomnianym (smacznym!) Zotterem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może nigdy nie było mi dane wąchać zadbanych wielbłądów ;). Wbrew pozorom, pomimo tak radykalnych skojarzeń czekolada bardzo mi smakowała.

      Usuń
  2. charlottemadness13 września 2016 06:52

    Jestem gotowa na takie doznania.Odmienność i niepowtarzalność,to coś co lubię :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyobraźnia cię poniosła przy opisywaniu tej czekolady:P opis Kimiko smaczniejszy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę poradzić, tak mi się kojarzyła - a tym samym, mimo wszystko była dla mnie bardzo smaczna, wyjątkowa.

      Usuń
  4. "Na końcu: zleżała padlina, zepsute mięso" i na tym możemy skończyć recenzję xD Aż zaintrygowała nas szczególne, że Kimiko odebrała ją zupełnie inaczej, jakoś tak apetyczniej :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń