niedziela, 27 września 2015

Morin Costa Rica ciemna 70%


W końcu nadszedł ten ciężki dzień - przyszło nam rozpakować ostatnią z posiadanych tabliczek z francuskiej czekoladziarni Morin. Jakże wiele smacznych wspomnień mam związanych z tą marką! Najpierw styczniowa degustacja w Pintej Klepce, na której bezpośrednio zakupiłam kilka próbowanych tam czekolad. Potem zdecydowałam się  na zamówienie pozostałych dostępnych w Polsce pozycji. Morin zafundował nam ekscytującą wycieczkę po świecie kakao. Dzięki niemu zapuściliśmy się w najdalsze zakątki świata. Na koniec zostawiliśmy sobie Kostarykę. Państwo położone pomiędzy Nikaraguą a Panamą z zasady musi być bogate w kakaowe skarby.

Od Kostaryki wszystko się zaczęło i na Kostaryce wszystko się kończy. Dlaczego? Otóż właśnie Costa Rica 70% była pierwszą czekoladą, jakiej kosztowaliśmy podczas degustacji w Pintej Klepce. Rzucona na pierwszy ogień, miała pozwolić na bezstresowe i łagodne wejście w świat ciemnej czekolady. Zapamiętałam ją jako jedną ze spokojniejszych morinowskich czekolad, dlatego też nie kupiłam jej bezpośrednio na degustacji, lecz skompletowałam później. Najbardziej zależało mi na smakowych perełkach (tylko dlaczego, dlaczego nie kupiłam wtedy Wietnamu, którego później już nie zastałam? :(), ale z drugiej strony warto było porozkoszować się także czekoladową klasyką. Bo taka właśnie zdaje się być Costa Rica.



Organizatorzy degustacji w Pintej Klepce opisali ją tak: "Czekolada z Kostaryki o dość ostrym, goryczkowym smaku, który na początku przeplata się ze słodyczą. Na języku mleczna, śmietankowa, oleista. Ściągająca garbnikowość w połączeniu z aromatem utlenionego drewna przywodzi na myśl papier pakowy, próchno i przypalone kakao."

Mogąc delektować się wraz z Ukochanym 100 gramami tego cuda w domowym zaciszu, odurzaliśmy się  głębokim i eleganckim zapachem tej czekolady. Aromat kojarzy się z gładkością, jest typowo deserowy, kwiatowo-kawowy w sposób bardzo lekki. Prócz tego pojawiają się sugestie nerkowców oraz suchego ołówka. Tabliczka łamie się z głośnym i wyraźnym trzaskiem, a po włożeniu do ust pierwszego kawałka rozpościera w nich goryczkową suchość.

Prędko przechodzi ona w bardzo przyjemną i całkiem sporą słodycz. W połączeniu z suchością sprawia ona wrażenie starego, przykurzonego cukru pudru. W rozwinięciu przypomina on spopielone próchno i stare orzechy nerkowca. Na końcu nie spotyka nas jednak ostre ściąganie, lecz... śmietankowo-drewniany spokój z nutką wanilii i mięty. Ogółem Costa Rica ciężko rozpuszczała się w ustach, była dość zbita i trzeba było popracować językiem nad wydobyciem z niej smaków. Gdy już to zrobimy, zalepia jak mokry i naoliwiony piach. O tak, jest tu sporo przyjemnej tłustości, która świetnie łączy się ze śmietankową słodyczą.



Pomimo dość nietypowej konsystencji i kilku dominujących specyficznych nut smakowych Costa Rica to tabliczka wyjątkowo... czekoladowa. Wiem, że głupio to brzmi, ale niektóre Moriny wydawały mi się "mało czekoladowe" ze względu na bardzo nietypowe aromaty. W Costa Rica 70% wprawdzie nie dzieje się dużo - jest poważna i stateczna, dość bezpieczna i przewidywalna - ale smakuje bardzo i pozwala na powooolne zanurzanie się w klasycznie czekoladową głębię.

Charakterystyka tej czekolady nie jest na tyle bogata czy totalnie nietypowa, by zapadała w pamięć na długo. Jednakże Costa Rica 70% doskonale nadaje się na czekoladową terapię, bowiem doładowuje mnóstwem pozytywnej energii. Nie chodzi o pobudliwość, nadaktywność czy nerwowość - lecz o czystą, słoneczną witalność i pokarm dla duszy. O taką energię, jaką potrafi przekazać tylko dobre kakao.


Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 100 g.

34 komentarze:

  1. charlottemadness27 września 2015 05:47

    Dobrej gorzkiej czekoladzie nigdy nie odmówię. ;)
    Ostatnio ( a może i dawno, bo nie odwiedzałam ost, PiP i Carrefoura) pojawiły się Mount Moami
    http://www.google.pl/imgres?imgurl=http://goraieb.com/files/articles-pix/Momami-1.gif&imgrefurl=http://www.goraieb.com/&h=1063&w=1181&tbnid=KHkexURqP75MaM:&docid=rjzmLZafsfxucM&ei=ivYGVqCAA6PjywOZ-by4CQ&tbm=isch&ved=0CCgQMygJMAlqFQoTCKDtj_u7lcgCFaPxcgodmTwPlw

    Widziałam,że gorzką z pomarańczą masz u siebie i nawet dobrze wypadła.Waham się właśnie nad kupnem. Plusem jest fakt,że moja przygoda z Moami rozpoczęła się dobrze.Czekolada w formie rombu/gwiazdy zakupiona w Biedronce bardzo mi smakowała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odczucia mamy podobne, aczkolwiek znalazłam parę różnic. Tylko kiedy ja tę recenzję wrzucę, gdy kolejka wpisów taka dłuuuga?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę tej kolejki wpisów ;). U mnie w kolejce dwie napisane recenzje i z sześć zjedzonych czekolad, do których opisu dopiero muszę usiąść.

      Możesz mi wysłać na maila, haha :D

      Usuń
  3. Rzeczywiście, mając w pamięci twoje inne opisy czekolad Morin, to ta wydaje się spokojna i bezpieczna. Zawartość kakao też nie straszy. A teraz pewnie możesz się skupić na Zotterach, co? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie Moriny które opisałam na blogu miały 63 lub 70% kakao, więc zawsze to był bezpieczny pułap.

      Na Zotterze cały czas jestem skupiona. Teraz co druga tabliczka jaką jem to Zotter.

      Usuń
  4. Chyba ze wszystkich czekolad Morin ta najbardziej przypadłaby mi do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekolady o tak nieskomplikowanym składzie lubię najbardziej :) Podoba mi się niej to, że nie ma żadnych galaretek, mas owocowych, likierów itp. - tylko czekoladowa głębia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie Moriny takie są - nic, tylko delektować się Czystą Czekoladą.

      Usuń
  6. kurde za skromna, dla takiej sroki jak ja :D Ale i tak bym się poczęstowała ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakaż znowu skromna - toż to pełne bogactwo kakao! :)

      Usuń
    2. dla mnie po prostu skromna kochana :)

      Usuń
    3. och... ale ja jestem płytka, przecież to wnętrze jest najważniejsze xDD

      Usuń
    4. Oczywiście, że jest najważniejsze! Już nie raz się nadziałam na ładne opakowanie, a w środku był szajs.

      Usuń
    5. Par licho z Milką. Mam na myśli np. Wenschitz.

      Usuń
    6. Nie bulwersuj się tak, ale lubię Cię prowokować :D a o tej czekoladzie nie słyszałam nigdy :)

      Usuń
    7. Archiwum mego bloga to skarbnica ;). Nie bulwersuję się, po prostu mogę być nieco nieprzewidywalna po ponad dwunastu godzinach w robocie :P

      Usuń
  7. Nie powala mnie ani opis producenta, ani wychwycone podczas degustacji nuty. Mam wrażenie, jakbym przeczytała recenzję przeterminowanej czekolady wyciągniętej z zapyziałej piwniczki. Nadal wygrywają dla mnie sssłodkie bagienka i miękkie kremy, w których rozkosznie zapadają się palce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spojrzałam jeszcze raz na recenzję i rzeczywiście - sporo tu nut piwnicznych i starych. Co nie zmienia faktu, że ta tabliczka była bardzo smaczna i mimo wszystko klasyczna w smaku.

      Usuń
    2. Nadal mnie to nie przekonuje. Niedawno jadłam taką piwniczną czekoladę, ale to maksymalnie piwniczną w złym tego słowa znaczeniu. Brrr.

      Usuń
    3. Tutaj to było całkiem naturalne, oczywiste i smaczne. Jeśli czekolada staje się taka ze starości,to rrzeczywiście może słabo smakować. Co to była za czekolada?

      Usuń
    4. Heidi... Więcej szczegółów w październiku.

      Usuń
    5. Huh. No to wierzę, że mogło wypaść słabo.

      Usuń
  8. Czasami mam wrażenie że te czekolady są do siebie podobne i gdzieś już widziałam takie opakowania ;) W każdym razie porządnej gorzkiej czekolady bym sobie nie odmówiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są podobne jedynie wyglądem opakowania, no i zawartością masy kakaowej. Różne pochodzenie ziaren kakao czyni bardzo dużą różnicę. I to jest naprawdę porządna ciemna czekolada!

      Usuń
  9. Przydałaby nam się taka jako doładowywacz energii :) Dla nas nawet ona byłaby czymś bardzo wyjątkowym :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też była czymś bardzo wyjątkowym! Tylko ciemna czekolada potrafi dać tak specyficznego kopa energii, witalności, szczęścia :).

      Usuń
  10. To co dla Ciebie wadą, dla mnie znów zaletą. Fakt iż jest ona bezpiecznym wyborem i nie ma tutaj zbyt dużego szaleństwa akurat dla mnie w kategorii oczywiście tylko gorzkich czekolad to idzie na plus. Te głębokie smaki i zawładniające - do tego trzeba dojrzeć, a mi jeszcze do tego etapu daleko. :D Dlatego gdybym miała dokonać wyboru to ta mi się wydaje, że byłaby w sam raz choć mogę się oczywiście mylić wszak daleko mi do takiej ekspertki jak Ty. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, ale dla mnie ta czekolada nie miała wad! :D Ona i tak była głęboka, przepyszna, miała mnóstwo klasy. Po prostu była spokojniejsza i bardziej oczywista.

      Usuń
  11. Za mną od jakiegoś czasu chodzi gorzka czekolada jak zawsze mam kilka do wyboru tak teraz mam tylko lindt chilli . Kawałek takiej porządnej czekolady jak ta opisana bym zjadła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lindtowi z chili niestety trochę brakuje wyższej zawartości masy kakaowej, żeby dać prawdziwego kopa :D. Zauważyłam, że po tabliczkach 60+ z dobrej jakości kakao dostaję turbowitalnego doładowania. Niesamowite uczucie.

      Usuń