Arhuaco Businchari - końcu ją otworzyłam... Wszystkie czekolady wykonane z kolumbijskiego kakao mają w moim sercu szczególne miejsce, a możliwość spróbowania takowej wypuszczonej spod skrzydeł szwajcarskiego Original Beans była dla mnie szczególnie cenna. Tabliczka stworzona została z białych ziaren Businchari uprawianych przez plemię Arhuaco w rejonie Sierra Nevada de Santa Marta. Zakupiłam ją poprzez Smakowe Inspiracje.
Mocno ciemna, wpadająca w bordo tabliczka pachniała znaczną palonością kojarzącą się z rozgrzanym asfaltem, mokrym tytoniem i świeżo paloną kawą. W tle przebrzmiewały dojrzałe wiśnie i jagody. Ów aromat był piękny - mocny i delikatny zarazem. Przy dzieleniu tabliczki urzekły mnie specyficznie stukające kostki.
W smaku pierwszym odczuciem była gorycz, tak wyraźna, iż skojarzyła się nam z wódką. Ów efekt wzmagała suchość oraz akcenty przyprawowo-ziołowe: pieprz, chili, lukrecja. Ściągała od samego początku na tyle, że miało się ochotę ją popijać, zupełnie jak przy mocnym alkoholu. Co ciekawe, przy tym wszystkim dobrze i gładko rozpuszczała się w buzi. Niby nieprzyjazna, ale jednak zapraszająca, przystępna. Trochę, jakby ktoś przymilnie wołał nas do siebie z samego wnętrza piekła.
W smaku pierwszym odczuciem była gorycz, tak wyraźna, iż skojarzyła się nam z wódką. Ów efekt wzmagała suchość oraz akcenty przyprawowo-ziołowe: pieprz, chili, lukrecja. Ściągała od samego początku na tyle, że miało się ochotę ją popijać, zupełnie jak przy mocnym alkoholu. Co ciekawe, przy tym wszystkim dobrze i gładko rozpuszczała się w buzi. Niby nieprzyjazna, ale jednak zapraszająca, przystępna. Trochę, jakby ktoś przymilnie wołał nas do siebie z samego wnętrza piekła.
Dalej do głowy przychodził nam gęsty alkoholowy likier, na bazie wiśni i kawy. Słodyczy było tu tyle, ile w wiśniówce czy jagodowej nalewce. Przez jej suchość, odrobinę kojarzącą się z chałwą (także przez palono-gorzkawy sezamowy posmak) zdawała się być niedostępna. Suchość w dziwny sposób mieszała się z esencjonalnością, która przypominała mocno dojrzałe gruszki czy jagodowe syropy.
Choć Kimiko odnalazła w niej sporo lekkości, ja odebrałam ja jako ciężką i wytrawną, uderzającą w dolne nuty. Ja chyba po prostu już zawsze będę w kolumbijskich czekoladach szukać tej specyficznej kwasoty, na którą napotkałam nieraz. Arhuaco Businchari wydawała mi się zbyt poważna, zabrakło mi tu dozy radości i szaleństwa. Nie była to dla mnie czekolada kolumbijska w sposób oczywisty. I tak zaintrygowała mnie i przyciągnęła bardziej, niż uczyniła to z moim Mężem.
Choć Kimiko odnalazła w niej sporo lekkości, ja odebrałam ja jako ciężką i wytrawną, uderzającą w dolne nuty. Ja chyba po prostu już zawsze będę w kolumbijskich czekoladach szukać tej specyficznej kwasoty, na którą napotkałam nieraz. Arhuaco Businchari wydawała mi się zbyt poważna, zabrakło mi tu dozy radości i szaleństwa. Nie była to dla mnie czekolada kolumbijska w sposób oczywisty. I tak zaintrygowała mnie i przyciągnęła bardziej, niż uczyniła to z moim Mężem.
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 82%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 574 kcal.
BTW: 9/46/31.
Eh, powinienem w końcu zamówić te Original Beans. Z drugiej strony powinienem też zamówić nowe Zottery. Na razie nie mogę, bo jestem po dużym zamówieniu z Sekretów, ale w sumie to dobrze, że jest taki wybór i gdzieś tam wciąż czekają nowe, ciekwawe czekolady...
OdpowiedzUsuńJa mam nowe Zottery i kuszą mnie Sekrety z ciekawymi propozycjami, ale postanowiłam sobie, że kolejne zamówienie zrobię jak zjem niemal całe zapasy. Ciekawe, co z tego postanowienia wyjdzie ;) .
UsuńW Sekretach niedawno pojawiło się sporo Georgia Ramon, nowe Pralusy i Moriny i całkiem nowe marki (KRAKAKOA zapowiada się ciekawie, kakao z dalekiego wschodu, same egzotyki), a w przyszłym tygodniu znowu mają być nowe nowości, m.in. Cluizele i Domori. Ciekawe czy się oprzesz pokusie? (mi się nie udało :)
UsuńEj, znów odebrałam ją jako soczyście lekką w dużej mierze! Acz... rzeczywiście podrasowaną nieco alkoholowym charakterem. O, to co nazywałam "efektem mięty bez mięty" i moja korzenność... że też wtedy tego po prostu lukrecją nie nazwałam?
OdpowiedzUsuńUtwierdziłam się, że kocham tę czekoladę.