niedziela, 7 października 2018

In't Veld My Favourite Things 66% Kakao + Milch-Vanille ciemna mleczna Panama-Peru z wanilią


W ramach deseru po jednym z obiadów gotowanych na Reunion wprost na szlaku, postanowiliśmy sięgnąć po kolejną ciekawą In't Veld z serii My Favourite Things. Nie wydawała się wprawdzie tak intrygująca jak wersja z kozim mlekiem, lecz dziś opisywanej tabliczce należy oddać, że również jest nietypowa. Zawiera 66% kakao - blend ziaren z Panamy i Peru. Dalej w składzie, po pełnym cukrze trzcinowym, stoi odtłuszczone mleko w proszku - zatem jest to mleczna czekolada o słusznej zawartości kakao. Całość została doprawiona wanilią (z Tahiti) i solą. Tabliczkę zakupiłam tak jak pozostałe In't Veld - w sklepie Sekretów Czekolady.


Ta dość surowo i szorstko wyglądająca tabliczka, o bordowych przebłyskach - pachniała cudownie mieszanką mleka, wanilii, plejadą kwaskowatych owoców oraz wilgotną glebą. W ustach zachowywała się dość szorstko i surowo, co lubi się powtarzać w przypadku In't Veld. Stopniowo uwalniała sporą kwaskowatość, mieszczącą się gdzieś między limonką a cytryną, między jabłkiem a niedojrzałymi malinami. Tak, to zdecydowanie był przewodni motyw tej czekolady - owocowa kwaśność, z nutą ziemistą. Delikatne, niezbyt tłuste mleko próbowało się przebić przez moc kakao, ale niezbyt dobrze mu to wychodziło. Wanilia pojawiała się raz po raz, w kooperatywie z mlekiem próbując stawić czoła charakternemu blendowi. Być może ostatecznie udałoby się to mleku i wanilii, lecz... w pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, uderzył składnik ulokowany na ostatnim miejscu składu - sól. Od połowy degustacji słoność czekolady okazała się na tyle duża, że aż nieznośna. Na tyle mocno wpasowała się w kwaśne nuty kakao oraz waleczny duet mleka z wanilią, iż nie szło tej soli wykurzyć, oddzielić, stworzyć z niej urozmaicającego dodatku. Po prostu zdominowała wszystko i... to przeszkadzało.

Biorąc pod uwagę fakt, jak wielu przyjemności spodziewałam się po tej czekoladzie - zawiodła mnie.


Z 7 września nie odnajdziecie tu żadnych zdjęć... Już rano składając namiot na szczycie Piton des Neiges wykorzystaliśmy moment bez deszczu, a i tak musieliśmy uważać, by nie wywiało nam manatków. Do schroniska zeszliśmy zmoknięci, a widoczność była zerowa. Wielkiego pecha mieli ludzie, którzy nocowali w schronisku i weszli na szczyt na wschód słońca... Nic nie zobaczyli. 

My nie mieliśmy innego wyjścia, jak po wypiciu w schronisku herbaty i zjedzeniu czekolady, ruszyć w deszczu w długą drogę do Bourg-Murat. Tylko trzymany w głowie obraz zachodu słońca na Piton des Neiges pozwalał nam iść... W ciągłym deszczu szlakiem, który praktycznie zmienił się w rzekę. Do pierwszego lepszego prywatnego schroniska w Bourg-Murat zapukaliśmy kompletnie przemoczeni. Na szczęście starsi gospodarze zaoferowali nam pokój z piecykiem, gdzie mogliśmy wszystko wysuszyć (bez tej możliwości kontynuacja naszej wędrówki stała pod wielkim znakiem zapytania). A potem nawet zawieźli nas do centrum do restauracji...

Tak zregenerowani, 8 września rano wyruszyliśmy w dalszą drogą... a przywitała nas pogoda totalnie odmienna od tej z dnia poprzedniego.



Otoczenie zmieniło się. Otaczały nas stożki dawno wygasłych wulkanów, porośnięte surową roślinnością.







...z czasem roślinność coraz to bardziej ubożała, a krajobraz stawał się wręcz marsjański.




W końcu doszliśmy do Gite du Volcan, schroniska, gdzie ten dzień miał się zakończyć, a tak naprawdę dopiero się zaczął... Ale o tym dopiero pojutrze.



Skład: ziarna kakao z Panamy, ziarna kakao z Peru, pełny cukier trzcinowy, odtłuszczone mleko w proszku, surowy tłuszcz kakoawy, wanilia z Tahiti, sól.
Masa kakaowa min. 66%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 585 kcal.
BTW: 12/42/30

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz