piątek, 11 maja 2018

Hoja Verde ciemna 72% Ekwador Arriba


 Pierwszą czekoladą otwartą już na bieszczadzkim majówkowym szlaku (bardzo wyjątkowym, ale o tym za chwilę) była kolejna propozycja od ekwadorskiej Hoja Verde. Hoja Verde jest marką, której eksplorację zaczęłam od setki. Z racji, że wyjątkowo przypadła mi do gustu, zamówiłam w Sekretach Czekolady pełen przekrój asortymentu ich tabliczek pełnych, bez dodatków. Różniły się tylko zawartością kakao (bądź obecnością mleka), wszędzie zastosowano ekwadorskie ziarna Arriba. Z każdą kolejną degustacją okazać się miało, że przy różnej ilości kakao prezentuje ono swoją inną twarz... Inna kwestia, że podczas mojej wizyty w Ekwadorze (już po zakupie Hoja Verde w Polsce) okazało się, że ich produkty z łatwością można nabyć tam w wielu sklepach - są powszechne, podobnie jak Pacari.


Nasza 72-ka cechowała się wyjątkowo ciemną barwą i aromatem wyraziście kawowym, co mnie zaskoczyło... Biorąc pod uwagę, jak bardzo kwiatowo-owocowe, a specyficznie surowe przy tym, były uprzednio degustowane Hoja Verde. Rozpuszczała się dobrze, gładko, a przy tym sprawiała wrażenie pełności w ustach. Lekko maślana i lekko szorstka - pozwalała rozkoszować się paletą doznań już na poziomie samej konsystencji.




Tak mocna kawowość, palona i głęboka - przełamywana była pięknie słodyczą karmelu. Całokształt kojarzył mi się z mieszanką lodów Magnum Black Espresso i Double Caramel - czyli generalnie moich ulubieńców. Ta Hoja Verde budziła skojarzenia z elegancką kawiarnią utrzymaną w barwach ciemnego drewna. Niesamowicie urokliwe było złudzenie pieprzu majaczące gdzieś w tle, które namacalnie dodawało pikanterii duetowi kawy i karmelu. O dziwo, dopiero na samym końcu myślałam o ledwo iluzjach owoców i kwiatów. Arriba pokazała swą kolejną twarz - i przyznam, że Hoja Verde prezentuje to kakao o wiele lepiej, niż chociażby Kacau.


 Pomysł o przejściu polskich Bieszczadów z namiotem kiełkował nam w głowach od zeszłej majówki, kiedy to pierwszy raz odwiedziliśmy te piękne góry. Frustrowało nas, że nie mieliśmy jak przejść kilku ich części, a rozwiązaniem na to zdawało się przejście tygodniowej pętli z Komańczy do Komańczy, z ciężkimi plecakami, śpiąc pod namiotem lub w schronach. Tak też zrobiliśmy podczas tej majówki...

Gdy po całym dniu jazdy samochodem dotarliśmy wieczorem 28 kwietnia do schroniska Leśna Willa w Komańczy, podekscytowani nadchodzącą przygodą sączyliśmy ciemne piwo w klimatycznym wnętrzu, by i tak wcześnie udać się spać na wolnych pryczach na poddaszu budynku. 


W niedzielę 29 kwietnia po wciągnięciu o szóstej rano jajecznicy na śniadanie opuściliśmy schronisko udając się w stronę pobliskiej Dołżycy. Stamtąd doszliśmy do granicy ze Słowacją, wchodząc tym samym na niebieski przygraniczny szlak, którym mieliśmy poruszać się przez najbliższe dni. Minęliśmy przełęcz oddzielającą Karpaty Zachodnie i Wschodnie, dopiero wtedy tak naprawdę wkraczając w Bieszczady.




Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 574 kcal.
BTW: 10/40/42

4 komentarze:

  1. Czyli jak się to robi dobrze, to Arriba pokazuje klasę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jadłam ją raptem trzy dni temu! O tak, mi też taka pełna się wydała, ale za tłusta.
    Drewno i kawę też czułam, a jeśli o karmel chodzi... Mi to tam chlebkiem bananowym smakowała i tyle. :D

    Ale z doborowym, rogatym towarzystwem zapozowałaś!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chlebek bananowy też mógłby być!

      Swojskie towarzystwo :D

      Usuń