poniedziałek, 6 listopada 2017

Tibitó Arauca ciemna 70%


Ostatnią parą kolumbijskich czekolad Tibitó, jakie zakupiłam podczas wyprawy do Kolumbii, jest duet wykonany z kakao wyhodowanego w departamencie Arauca. Wprawdzie nigdy nie gościłam akurat w tym rejonie, ale już kiedyś wspominałam na blogu, iż pierwotnie to tam miałam wybrać się wraz z Mężem - do Parku Narodowego Cocuy. Oboje mamy nadzieję, że kiedyś to kolumbijskie marzenie się spełni... Na razie pozostały nam tylko czekolady, będące owocem tamtej ziemi... Duetu Arauca od Tibitó (czekolada ciemna i mleczna) byłam szczególnie ciekawa, bowiem miałam z czym je porównywać. Jadłam już dwie tabliczki z tego regionu, wyprodukowane przez Cacao Hunters - Arauca 70% i Rio De Oro 73%.


Tak jak w przypadku Mety, ciemną wersję Arauca udało mi się zdobyć w wersji 80-gramowej, zaś mleczną w jedynie 40-gramowej. Od pierwszych chwil obcowania z Arauca 70% wiedziałam, że będzie w wielu kwestiach podobna do pozostałych ciemnych Tibitó - specyficzny przekrój, prażony aromat. Trudno mi było sobie wyobrazić, że Tibitó zaprezentuje nam charakterystyczną kwaśność kakao z Arauca, jaką pokazało Cacao Hunters w swoich tabliczkach.

 W zapachu czekoladowa lawa połączyła się z aromatem mokrej babki piaskowej wyjętej prosto z piekarnika. W smaku najpierw wyraźnie pojawiła się surowość ziarna kakao, przez co momentalnie skojarzyła mi się z Rio de Oro. Dalej, wraz z soczystym i miąższystym rozpuszczaniem się w ustach, czekolada przyniosła chłodzące nuty jabłka i mięty. Arauca kryła w sobie mnóstwo świeżości, przestrzeni, bryzy, a nawet zaoferowała nam lekki efekt zmrożenia, jakby została pociągnięta szronem i przysypana śniegiem (niczym niedostępne szczyty w Sierra Nevada del Cocuy...).


Prosta pod względem nut smakowych, w swej strukturze kojarzyła mi się z lodem i szkłem. Wraz z Mężem ponownie pomyślałam też o bezach i cukrze pudrze (a właściwie o domowych chruścikach obficie nim przysypanych). Bezy i cukier puder można nazwać typowymi dla czekolad Tibitó, tak samo jak dla Amedei, jednakże u Tibitó jest to o wiele bardziej smakowite i zdecydowanie mniej męczące. Wszystko przez to, iż prażoność jest tu dosadniejsza i bardziej soczysta niż w Amedei, bardziej dynamiczna i nie tak nudna. Dodatkowo pojawiły się tu nuty siekanych migdałów i orzechów laskowych, a dalej ponownie - babka piaskowa, pieczone jabłka przyozdobione listkami mięty. Ostatecznie zalało nas całe mnóstwo zbożowej kawy, a na koniec o dziwo pojawił się akcent malinowej pulpy.

Było przyjemnie, ale pamiętając o interpretacjach regionu Arauca wykonanych przez Cacao Hunters, spodziewałam się po tej czekoladzie czegoś innego, czegoś o wiele mocniejszego. Arauca 70% nie wyróżniała się na tle innych Tibitó, to już pozostałe ciemne tabliczki tej marki miały w sobie coś bardziej charakterystycznego (szczególnie Meta i Putumayo; za to Tumaco mogę określić jako dość podobną do Arauca). Zobaczymy, co zaprezentuje nam mleczna Arauca, moja ostatnia Tibitó...


Skład: masa kakaowa, cukier, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min.70%.
Masa netto: 80 g.

3 komentarze:

  1. Gdyby nie skojarzenie z cukrem pudrem i bezą, to przygarnęłabym ją chętnie. Reszta nut bardzo mi podchodzi. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz już wiem, że wersja mleczna bije ją na głowę i tam już pudru i bezy nie ma :). Recenzja wkrótce.

      Usuń
  2. Puder, cukierki pudrowe... Jakoś mi te nuty zasadnicze smaki za bardzo przykryły. Ta sama w sobie udawała według mnie mleczną i też... ja to akurat z zakupu mlecznej zrezygnowałam, "cudnie".

    OdpowiedzUsuń