czwartek, 19 stycznia 2017

Amedei Toscano Brown mleczna 32%


5 grudnia był naszym ostatnim dniem trekkingu... Pragnęłam chłonąć każdą chwilę jak najmocniej, celebrować każdy krok. Przed siódmą rano zjedliśmy ostatnie przygotowane przez gospodynię La Primavera śniadanie. Jej mąż załadował na muły nasze bagaże i konno wyruszył w stronę Valle de Cocora. Pożegnaliśmy się z La Primavera i ruszyliśmy. Nasz powrót do Valle de Cocora był zaplanowany inną drogą, niż ta, którą przybyliśmy do gospodarstwa La Primavera kilka dni temu. Jej początek łączył się z pierwszym etapem podejścia na kolorowe Paramillo del Quindio. Potem zeszliśmy w dolinę, a następnie maszerowaliśmy przeciwległym zboczem - sukcesywnie w dół.




Nim wkroczyliśmy w las deszczowy, zatrzymaliśmy się w dwóch gospodarstwach. Pierwsze z nich - Buenos Aires - jest już od kilku lat opuszczone. Tak urządziliśmy sobie degustację Zotter Pineapple + Coconut. Nieco dalej znajdowała się La Argentina, gdzie gospodarze poczęstowali nas ciepłą zupą i pyszną kawą.



Chwilę przed zrobieniem zdjęcia wokół tych kwiatów kursowały kolibry. Jakże ciężko jest fotografować te żywe srebra!

Coraz więcej palm woskowych równało się z coraz większą liczbą napotkanych ludzi... Spotkaliśmy także gospodarza La Primavera, który wracał z mułami do domu, po pozostawieniu naszych bagaży w dole i zrobieniu zakupów.


Wyszliśmy z lasu deszczowego, maszerując teraz regularną drogą pośród palm woskowych, gdzie w weekendy spacerują tłumy ludzi. Wkrótce dotarliśmy do miejsca, z którego kilka dni temu wyruszaliśmy. Odebraliśmy bagaże, wypiliśmy triumfalne piwo... Plan wykonany! Szczęście, spełnienie, w końcu to tyyyle piękna! Ale z drugiej strony... w głębi serca już pojawiał się smutek.


Stary jeep zawiózł nas do Salento. Niestety padało i choć mieliśmy jeszcze nieco czasu w Salento na autobus do Pereiry, nie była to dobra aura na spacer. Porządnie wymoczyłam się pod prysznicem, a resztę czasu spędziliśmy na oglądaniu zdjęć z całej naszej wyprawy.


Gdy wsiadaliśmy do autobusu do Pereiry, całe Salento płakało ulewnym deszczem. Na szczęście w Pereirze pogoda była korzystniejsza. Eduardo tej nocy nie miał już z nami nocować w hostelu Coffee & Travel. Miał przyjechać po niego Sebastian, który chciał się też z nami pożegnać. Ponieważ miał problemy z autem, czekaliśmy na niego niemal do północy. Nic nie szkodzi. Piwo za piwem, obiad, rozmowy. W końcu przybył Sebastian, a ze sobą miał najcudowniejszy mikołajkowy prezent dla nas - koszulki Montanas Colombianas, które bardzo chcieliśmy mieć. Pożegnanie z chłopakami było dla mnie baaardzo smutne. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy! W Polsce lub w Kolumbii... A może i tu, i tu? Dzięki za wszystko Montanas Colombianas!!!


 Podczas naszego pożegnania otworzyłam ostatnią czekoladę, jaką przywiozłam z Polski. Znów żałowałam, że nie jest to ciemna single-origin, no ale cóż... Włoska Amedei Toscano Brown Cioccolato al Latte miała choć trochę osłodzić mi pożegnanie.

Dla pomysłodawczyni mlecznej Amedei - Cecilii Tessieri - jest to czekolada wyjątkowa. W tabliczce o 32% zawartości kakao pragnęła zamknąć wspomnienia z dzieciństwa - mleko, zielone pastwiska, wakacje z rodzicami... Według producenta, czekolada wyróżnia się kremowością z nutami maślanymi, miodowymi i waniliowymi - lecz nie jest przy tym zbyt słodka. Ma też charakteryzować się specyficzną, nieco kruchą strukturą, przypominającą pralinę. Swój egzemplarz zakupiłam oczywiście poprzez Sekrety Czekolady.



Dwie kosteczki nie zostały zjedzone w Kolumbii, usiadłam do nich wraz z Mężem po powrocie. Dziwne jest to, że w Kolumbii czekolada ta zdawała się pachnieć intensywniej... Mleczna Amedei pachnie błogą mlecznością, niczym jakieś wyidealizowane maślane ciasteczka. Zapach sugeruje sporą dozę słodyczy, ale rzeczywiście ma on w sobie coś "chropowatego", bardziej ciastkowego, niż w pełni aksamitnie czekoladowego. W aromacie odnaleźliśmy też lekko gorzkie nuty, kojarzące się z przypalonym ciastem właśnie.

 Wbrew obietnicom producenta, mi czekolada wydawała się bardzo słodka, lecz jednocześnie bardzo mleczna. Była to specyficzna, nieco dziwna słodycz. Nietypowość podkręcana była przez strukturę - rzeczywiście, czekolada nie rozpuszczała się klasycznie, w sposób aksamitnie bagienkowy. Miała w sobie odrobinę szorstkości, takiej gruboziarnistej - choć nie można jej odmówić miękkości. Konsystencja połączona ze smakiem, podkręconym wanilią, przywoływała na myśl piankowe ptasie mleczko. Potem Mąż podpowiedział mi bezę i... przyznałam mu rację. Na dodatek zorientowałam się, że to nie pierwszy raz, gdy Amedei kojarzy mi się bezowo. Było już także przy okazji Toscano Black 63.
 

Dziś mleczna Amedei pomimo swych słodkich walorów kojarzy mi się i tak bardzo melancholijnie...


Skład: cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 32%.
Masa netto: 50 g.

8 komentarzy:

  1. Wow, kto by pomyślał, że zwykła mleczna może być tak ciekawą tabliczką. Te maślane nuty i nawiązanie do takich ciastek zdecydowanie pobudziło moją wyobraźnię. Faktycznie mleczna czekolada kojarzy się z dzieciństwem, to wtedy po raz pierwszy próbowaliśmy jej smaku i z miejsca stawaliśmy się jej wiernymi miłośnikami. Od tego momentu nie było już wyjścia z rodzicami do sklepu bez wrzucenia im czegoś czekoladowego do koszyka. Zresztą lata '90 to w przypadku różnorodności czekolad wybór między: mleczna, a truskawkowa i pomimo, że dziś możemy zjeść nawet z tłuszczem rybim miło jest wrócić do klasyka. Od tego i mlecznej wszystko się zaczyna. ;-)
    Zakochałam się w zdjęciach i opisach, możliwość zobaczenia fruwających obok kolibrów... no kochana, skłamałabym mówiąc, że Ci nie zazdraszczam. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie żadna Prawdziwa Mleczna Czekolada nie jest zwykłą! :) Potrafią zaskakiwać bardzo często.

      Pokochałam Kolumbię całym sercem!

      Usuń
  2. Jedna z nielicznych Amedei, których jeszcze nie miałem okazji bliżej poznać. Po takim opisie, bedę musiał to nadrobić, bo to ciekawa mleczna, inne recenzje też ją chwalą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja za to ostatnio kupiłam Twoją ulubioną Amedei z czerwonymi owocami :)

      Usuń
    2. Strasznie jestem ciekaw, czy bedzie Ci smakowała. Choć muszę przyznać, że ostatnio, jeśli chodzi o smakowo-owocowe czekolady zdecydowanie wygrywa Pacari.

      Usuń
    3. Na dokładną eksplorację Pacari przyjdzie jeszcze czas :D

      Usuń
  3. Kolor opakowania jest wspaniały:),czekolada bardzo przyjemna:)

    OdpowiedzUsuń