sobota, 7 stycznia 2017

Bonnat Cote D'Ivoire ciemna 75%


Gdy jeszcze było widno, zrobiłam zdjęcia czekoladzie, którą planowałam otworzyć podczas nocnego śniadania przed atakiem na Nevado de Santa Isabel. Bonnat Cote D'Ivoire 75% (zakupiona dzięki Sekretom Czekolady) stanowiła dla mnie swoistą zagadkę. Z jednej strony Bonnat to bardzo dobra francuska marka z tradycjami i swoim stylem. Z drugiej - Wybrzeże Kości Słoniowej ma raczej złą opinię w świecie czekolady. To tam znajdują się największe "przemysłowe" uprawy kakao odmian niearomatycznych, częstokroć okupione niewolniczą pracą ludzi. Tymczasem Bonnat pokusił się o wykonanie tabliczki single-origin z ziaren z tego kraju. Nie wiem, z jakiej dokładnie plantacji pochodzi wykorzystane tutaj kakao, nie wiem, w jaki sposób było uprawiane - wiem tylko, że to po prostu pospolite Forastero. Jeszcze jedno jest pewne - na pewno zostało należycie obrobione, profesjonalnie, bez drogi na skróty.



Wygrzebaliśmy się ze śpiworów tuż przed drugą w nocy. Ubraliśmy się w przygotowane wieczorem górskie ciuchy i udaliśmy się do kuchni na wspólne śniadanie bogate w węglowodany. Jednym z elementów śniadania była Bonnat Cote D'Ivoire 75%. Choć przez noc trzymałam ją zawiniętą w kurtkę puchową wydaje mi się, że i tak niska temperatura dała się jej we znaki. Dość ciemna tabliczka o licznych czerwonawo-fioletowych przebłyskach była bowiem bardzo twarda, trudno poddawała się rozpuszczaniu. Na pewno miało to znaczny wpływ na odczuwanie degustacji, czekolada zdawała się być przez to bardziej ordynarna.


Choć pachniała całkiem przyjemnie, oferując sporo ziemistych i palonych nut, trzeba było chwilę poczekać do wydobycia ich w kwestii smaku. Czekolada była generalnie dość płaska jak na Bonnat i miała w sobie wiele cech kojarzących się z pospolitymi ciemnymi czekoladami dostępnymi w każdym sklepie. Była jednak w pełni pozbawiona przykrych kwaskowatych nut czy chamskiej goryczy. To, co znamy z popularnych czekolad, zostało tutaj przedstawione w bardziej profesjonalny sposób. Wybrzeże Kości Słoniowej w rękach Bonnata to klasyczne smaki bez nudnego, taniego pospólstwa.

Pomimo twardości z łatwością odnajdziemy w czekoladzie śmietankowość, która związana jest ze specyfiką tworzenia czekolad przez Bonnat - nie szczędzą na tłuszczu kakaowym. Czekolada jest przede wszystkim bardzo palona, uderzająca bardziej w nuty ziemi i kawy niż maślanego karmelu. Dużo jest w niej mroku, przypalonych skorup orzechów czy mocno podprażonych wiórków kokosowych (aż do brązowości). Pod osłoną mocnej, fusiastej kawy znajdziemy nuty jagód i suszonych śliwek, które też są typowe dla łatwo dostępnych czekolad.



Cote D'Ivoire świetnie odnalazła się w swej roli dopalacza przed wysiłkiem fizycznym. Nie trzeba się było nad nią długo zastanawiać, a jednocześnie stała się ona dowodem, iż dobra manufaktura może zrobić "coś z niczego". Oczywiście jest to uogólnienie - wątpię, że Bonnat skorzystał z pierwszych lepszych ziaren przeznaczonych pod koncerny. Nie mniej jednak, ziemie Wybrzeża Kości Słoniowej rodzą kakao o pewnych nutach smakowych, które mogą smakować nawet całkiem wykwintnie, gdy ktoś się nim czule zajmie. Ciekawa jestem, co dodatkowo wyczułabym w tej czekoladzie, gdybym próbowała jej w cieplejszych warunkach.


Zaopatrzeni w zapas energii wsiedliśmy do auta Sebastiana, który podwiózł nas nieco wyżej, do punktu, z którego rozpoczynaliśmy podejście na Nevado de Santa Isabel. Sebastian życzył nam powodzenia i został w aucie, zaś nasza pozostała czwórka rozpoczęła podejście w świetle czołówek, najpierw maszerując pośród paramo.

Gotowi do akcji!

Powoli robi się jaśniej. Z ciemności wyłonił się sąsiadujący z Nevado del Santa Isabel najwyższy w okolicy wulkan Nevado del Ruiz mierzący ponad 5300 m n.p.m. Obecnie wejście na niego jest niemożliwe - trwa jego aktywność, codziennie wyrzuca z siebie tumany pyłu i gazów.

U stóp lodowca Nevado de Santa Isabel. Ubraliśmy raki, kaski i uprzęże, związaliśmy się liną. Choć podejście po tym lodowcu nie należy do trudnych, związanie się liną z wykwalifikowanym przewodnikiem było warunkiem Parku Narodowego Los Nevados na wejście w strefę wiecznego śniegu na Santa Isabel.


Widoczna w tle śnieżna kopuła to inny ze szczytów Nevado de Santa Isabel. Niestety, gdy maszerowaliśmy lodowcem, całą okolicę spowiła gęsta mgła i wkrótce nie widzieliśmy nic plus bieli i...

...skał, które prowadziły na samiutki szczyt. Choć stojąc na bezpiecznym śniegu byliśmy już bardzo blisko celu, to najwyższego punktu jeszcze trochę brakowało. Na zdjęciu powyżej Eduardo przygotowuje nam drogę w skale, abyśmy mogli ubezpieczając się zdobyć właściwy szczyt.

Zrobiliśmy to! Oto ja wraz z moim Mężem na szczycie Nevado de Santa Isabel ~5000 m n.p.m.

...a tak wyglądało schodzenie. Biedny Eduardo, nauczył się ode mnie bodaj wszystkich polskich przekleństw podczas mojej nieudolnej wspinaczki...



Droga powrotna przebiegała w niesamowitej, mrocznej aurze. Poniżej - słynne frailejones - rośliny typowe dla paramo, rosnące jedynie 1 cm rocznie... W czasie dalszych dni wyprawy mieliśmy spotkać ich o wiele więcej.


Na dole czekał na nas Sebastian z gratulacjami i termosem gorącej herbaty. Po krótkim odpoczynku i małej przekąsce zawiózł nas z powrotem do Potosi. Po drodze świętowaliśmy sukces wznosząc toasty piwem.


W Potosi zjedliśmy lunch, a następnie czekał nas powrót do Pereiry przez Santa Rosa de Cabal. Po ostatnich opadach deszczu stan dróg dodatkowo się pogorszył. Huh, było wesoło! Całe szczęście, że gospodarze Potosi wyjechali tuż za nami - trzeba było nas wypychać. Szacun dla Sebastiana - ja bym w życiu nie podołała takim zadaniom za kierownicą.

Najdzielniejszy kierowca bombowca i mój kochany Mąż.

Rzut okiem za siebie...

W Santa Rosa de Cabal zjedliśmy lokalne chorizo, po czym na głównym placu pożegnaliśmy się z Gabrielem. Sebastian odwiózł nas wraz z Eduardo do hostelu w Pereirze. Jutro czekał nas kolejny emocjonujący dzień.

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 603 kcal.
BTW: 8,8/46/42,6

4 komentarze:

  1. Fajna eskapada, szkoda, że pogoda trochę nieciekawa. Po kakao z zachodniej Afryki wiele bym sobie nie obiecywał, wszystkie tabliczki z WKS, Ghany czy Wyspy św. Tomasza, które miałem okazję kosztować, miały raczej prosty smak. Dodatkowo Bonnat nie jest moim faworytem, próbując jego czekolad (choć innych, tej nie miałem okazji) miałem wrażenie, że dodaje sporo tłuszczu kakaowego kosztem miazgi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pogodą niespecjalnie się przejęłam, mogła być gorsza ;).

      Tłustości Bonnatów nie da się ukryć, nie mniej jednak nie przeszkadza mi to. Ot, taka charakterystyka marki.

      Usuń
  2. Nie wiem czemu kolor opakowania sugerował mi białą czekoladę ( bez czytania napisów) . Czekolada ciekawa,ale ciekawe to zdjęcia są z Waszej wyprawy macie wspaniałą pasję i te dusze podróżników.

    OdpowiedzUsuń