Po małej przerwie na Zottera wracamy do single-origin neapolitanek od Michel Cluizel, których mogłam spróbować dzięki Sekretom Czekolady. Tym razem przenosimy się do Meksyku i jest to moja pierwsza czekoladowa wyprawa do tego kraju. A przecież to aztecka ziemia, na której czekoladowa tradycja trwa od wielu wieków! Pikantnie, upalnie, pierwotnie - czy taka okaże się być czekolada stworzona z kakao pochodzącego z plantacji Mokaya? Opiekunką Mokayi jest Mamita Demerita, a uprawa jest oczywiście ekologiczna i... no tak, zawiodłabym Was, gdyby ta czekolada od Michel Cluizel nie otrzymała nigdy żadnej nagrody! Oczywiście Mokaya również jest utytułowana - w 2013 otrzymała srebrny medal Academy of Chocolate w kategorii ciemnych czekolad single-origin.
Czerwień opakowania jakoś szczególnie mnie ujęła i pasowała mi do meksykańskiego pochodzenia czekolady. Neapolitanka pachnie mielonym czarnym pieprzem, trochę lukrecją i kawą z kardamonem - lecz generalnie jest to lekka, zwiewna przyprawowość. W żaden sposób nie wydaje się być przytłaczająca. W kontakcie z palcami, a następnie z językiem - sprawia wrażenie miękkiej. Z pewną proszkowatością rozpuszcza się na języku, by po chwili naprawdę mocno zalepić. Oj tak, Mokaya sprawiła mi dużo radości swoją konsystencją, bowiem okazała się być rewelacyjnie błotnista, z lekko ziarnistym zacięciem.
W smaku najpierw odczułam kontynuację sfery zapachu, czyli pieprzność. Tuż po niej rozlała się wyrazista słodycz, balansująca gdzieś pomiędzy nutami kawowymi i lukrecjowymi - ale za nic nie mogłam jej w dosadny sposób scharakteryzować. Szukając pomiędzy owocowymi nutami nie mogłam nic znaleźć - jak już, to będą to mocno wysuszone, ale nadal jędrne śliwki, czarna porzeczki oraz daktyle. Ma przy tym w sobie świeżość stewii, lecz również pewną dziwną suchość i drzewność, którą mój Mąż przyrównał do trzciny i bambusa. Doszukać się tu można również orzechowości. Dominująca słodycz przypomina kremowy, likierowy syrop z cukru trzcinowego doprawiony szczyptą pieprzu. Typowy kwas oraz gorycz są praktycznie nieobecne w tej tabliczce, sprawiając, że jej błotnisto-ziarniste rozpuszczanie się w ustach to czysta przyjemność bogatej i niejednoznacznej słodyczy. Końcówka przepięknie zwieńczona jest wyraźnym waniliowym akcentem.
O dziwo Mokayi nie ma jakoś dużo w sieci - pozostałe trzy warianty które miałam okazję próbować wydają się być popularniejsze. Może to kwestia tego, że Mokaya nie jest aż tak utytułowana, a przez co mniej rozpropagowana? Nie zmienia to faktu, że należy do czekolad wartych uwagi. Zawarte w niej ciekawe nuty smakowe aż proszą się o dalsze odkrywanie...
Skład: ziarno kakao z plantacji Mokaya w Meksyku, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, strąki wanilii burbońskiej.
Masa kakaowa min. 66%.
Masa netto: 5 g.
Ciekawa kompozycja smaków. Czułabym niedosyt po takim małym okienku. Ta czekolada prosi o więcej! ;)
OdpowiedzUsuńW zasadzie to po każdej neapolitance Cluizel czułam pewien niedosyt. Przy obcowaniu z pełnowymiarową tabliczką otwiera się więcej możliwości. Doznania nie są tak ulotne, zawsze można zacząć od nowa, cofnąć się. Tutaj każde skojarzenie trzeba było łapać ze szczególnym skupieniem.
UsuńOrzechowość i pojawiająca się na koniec waniliowość sprawiają, że chciałabym jej spróbować, ale z drugiej strony pieprzność i kawowość mnie do niej trochę zniechęcają. No i to, że nie jest ją prosto zdobyć na pewno nie przyczyni się do tego, że wzbogaci moją czekoladową szufladę :P Szkoda, że tych lepszych czekolad nie można kupić w sklepach...
OdpowiedzUsuńZ Prawdziwą Czekoladą jest trochę tak, jak z dobrym alkoholem. Tego typu produkty dostaniesz stacjonarnie tylko w specjalistycznych sklepach. W ramach zmian kultury picia w marketach i sklepikach pojawiają się czasem polskie piwa rzemieślnicze. Tak samo - w Carrefourze można już dostać nasze Surovital. Po coś zagranicznego z wyższej półki trzeba już się wybrać do osób skupionych na konkretnej gamie produktów. Dobrze, że są w sieci takie miejsca jak Sekrety Czekolady - dzięki temu czołowe światowe marki i tak są na wyciągnięcie ręki.
UsuńNaprawdę marzy nam się mieć wszystkie wersje tych małych tabliczek i po kolei je porównywać :D Ach co to by była za cudowna degustacja :D
OdpowiedzUsuńDlatego ja już wkrótce nie wytrzymam i zamówię neapolitanki Pralus :D.
UsuńOjeju, to takie maleńkie 5 g? Czyli coś idealnego dla mnie, bo zawsze wolę wszystkiego spróbować po kostce, czy kawałeczku by uspokoić ciekawość na smak. :D W tej czekoladzie jedyne co by mnie odstraszało to ten zapach lukrecji, którego szczerze nie znoszę. :D
OdpowiedzUsuńDlatego takie neapolitanki są świetne do degustacji :). Myślę, że wyczucie lukrecji w aromacie jest tutaj kwestią bardzo indywidualną - nie była to tak silna sugestia jak choćby w Zotter India 62%.
UsuńCzyli jest to raczej słodka tabliczka, bez tych wstępnych pieprzoności? Wiesz, bardzo nie lubię pieprzu, a jego zwielokrotnionej postaci to już tym bardziej.
OdpowiedzUsuńPieprzu w smaku było już bardzo malutko, jedynie szczypta :). Zapach sugerował więcej, w smaku pokazało się wiele innych nut, pieprz już nie miał takiego znaczenia.
UsuńNie ma w tym maleństwu niczego, co by mnie mogło zniechęcić. I ilość kakao jest niestraszna i moje krótkie spotkanie z lukrecją też nie okazało się tak straszne jak to ludzie malują. Może i mniej utytułowana, ale chyba najbardziej podpada pod mój gust
OdpowiedzUsuńLukrecja w niedużych ilościach dla nikogo nie powinna być straszna. Wystarczy spojrzeć na skład wielu herbatek owocowych czy ziołowych - często zawierają lukrecję.
UsuńZnowu mnie cieszy, że brak jest ciepkości. Dla mnie to zawsze plus. Ta nuta pieprzności mi się podoba, zwłaszcza że to tylko szczypta. :D
OdpowiedzUsuńWczoraj po zdegustowaniu kolejnej ciemnej tabliczki wraz z moim Mężem stwierdziłam, że już dawno nie jedliśmy cierpkiej czekolady haha :D
Usuńlukrecji samej w sobie nie próbowałam więc nie wiem jakby mi podeszła, ponoć do niej trzeba przywyknąć :) Kurde, po co ten pieprz dali, na początku go nie czuje, ale po jakimś czasie bardzo mnie męczy! O nie... dziękuję xDD Bo choć może nie dużo, ale po dłuższym czasie jara xDD A już myślałam, że sama będę się jarać tą czekoladą :)
OdpowiedzUsuńNo ale przecież nikt tu nie dodał pieprzu! :D Po prostu ja go czułam. Jedyną przyprawą w tej czekoladzie jest wanilia.
Usuńno właśnie się dziwiłam bo w składzie go nie było xDD ale jak czułaś to znaczy, że coś było na rzeczy! :D
UsuńMyślałam, że już zajarzyłaś, o co chodzi w czekoladach z aromatycznego kakao :P
Usuńże zawsze ktoś coś spieprzy? :P
Usuń? :D
UsuńMuah :* :)
UsuńMnie właśnie do takich tajemniczych, o których w internecie jest niewiele, ciągnie najbardziej. A Twoje opisu to już w ogóle działają na wyobraźnię! Znów lukrecja... Kawa z kardamonem... Mm, to musi być pyszne. A pieprzne nuty w czekoladzie już w ogóle brzmią interesująco.
OdpowiedzUsuńChyba nie możesz się już doczekać kolejnego weekendu, prawda? :> :D
UsuńPrawda, prawda! Chociaż ja zawsze tak czekam na weekendy - właśnie wtedy próbuję najlepiej zapowiadające się czekolady. :D
UsuńJa w ogóle próbuję czekolad niemalże tylko w weekendy. Między innymi dlatego weekend to dla mnie świętość.
UsuńTo była by pierwsza miniaturka po którą bym sięgnęła, ze względu na uroczy czerwony kolor:)( który uwielbiam). Kawa z kardamonem pyszności:)
OdpowiedzUsuńMnie też urzekła ta czerwień. Świetnie tu pasuje.
UsuńMokaya pojawiła się na rynku we wrześniu 2012, jak sądzę najpóźniej z tych próbowanych neapolitanek, pewnie dlatego najmniej o niej można przeczytać w sieci.
OdpowiedzUsuńW takim razie wszystko jasne! :)
Usuńkurcze Twój opis jeszcze bardziej dziala na wyobrazie niz ten Kimiko.. powtórz.. az czlowiek zaluje czytajac ze nie ma tej czekolady przed soba..
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie jest wcale tak trudno dostępna... :)
Usuń