W ostatniej przesyłce z Sekretów Czekolady odnalazłam osiem 5-gramowych neapolitanek spod szyldu Michel Cluizel. Cztery różne czekoladki plantacyjne, z czterech odrębnych państw - po jednej dla mnie i mojego Męża. Zacierałam ręce na myśl o chwili, gdy w pewne sobotnie przedpołudnie zrzucimy z siebie karb obowiązków - by z otwartą głową i mocną kawą zasiąść do degustacji.
Najbliższe notki (z małą przerwą na Zottera) poświęcone będą właśnie tym czekoladkom. Myślę, że wszystkie te czekolady będą wydawać się Wam przystępne ze względu na zawartość kakao nie przekraczającą 70%. Z racji, że warianty te są dostępne również w 70-gramowych tabliczkach wiem, że być może kiedyś wrócę do tych smaków - wszystko po to, by odkryć je na nowo i poczuć więcej. Gdy to zrobię, na pewno się tym z Wami podzielę, modyfikując neapolitankowe wpisy.
Nie wątpię bowiem w to, że mając do dyspozycji większą ilość plantacyjnej czekolady od Michel Cluizel będę mogła poczuć więcej, niż w pięciogramowej porcji. Dlaczego jestem aż tak pewna bogactwa i wartości tych czekolad? Michel Cluizel to francuska marka z rodzinnymi tradycjami. Wszystko zaczęło się od działalności cukierniczej, a następnie w jej ramach rodzina Cluizel zaczęła eksperymentować z kakao. Obecnie w normandzkiej manufakturze Danville produkuje się doceniane na całym świecie czekoladowe cuda. Firma rozszerzyła swoją działalność także na terenie USA. Przepiękna witryna internetowa Michel Cluizel jest wspaniałą wizytówką marki i kopalnią wiedzy na jej temat.
Dziś opisywana czekolada to kolejna obecna na moim blogu single-origin z Dominikany (pojawił się już dominikański Morin i Zotter z kooperatywy Yacao). Dzieło Michel Cluizel wywodzi się z konkretnej plantacji o nazwie Los Ancones. Wybaczcie, że nie będę rozpisywać się na jej temat, skoro w sieci wisi filmik o tej organicznej plantacji. Koniecznie obejrzyjcie.
Los Ancones to utytułowana czekolada (jak zresztą wiele tabliczek od Michel Cluizel). Została zwycięzcą Soil Association Organic Food Awards w 2010 roku oraz zdobyła srebrny medal na International Chocolate Awards w 2012. W sieci roi się od recenzji tej tabliczki. Czytając je już po degustacji naszych neapolitanek aż rozbolała mnie głowa. Poczułam, że moje odczucia są takie biedne. Zastanawiałam się, jak ja w ogóle opiszę tą czekoladę. Potem otrząsnęłam się wiedząc, że próbując jedynie 5 gram Los Ancones doświadczyłam jedynie kawałka tego, co może nieść z sobą ta czekolada. I właśnie ów kawałek chcę Wam zaprezentować. Jeśli chcecie zapoznać się z opiniami innych czekoholików na temat Los Ancones, odsyłam tu i przede wszystkim tu.
Skosztowana jako pierwsza spośród naszych neapolitanek Los Ancones, w zapachu zdawała się nam być mocno palona i szorstka. Wyczuliśmy wiele nut drzewnych, kojarzących się z suchą korą oraz z węglem drzewnym, być może także ze skorupami orzechów. Pierwsze wrażenie, z którym stykamy się kładąc kawałek czekolady na języku to suchość papieru i wiórów, trudno rozpuszczalna przy pierwszym kontakcie, mająca w sobie surowość przesuszonych cytrusów. Wystarczy jednak chwilę poczekać, by ta pozorna nieprzystępność zamieniła się w coś dystyngowanie głębokiego, zamieniającego się w krem.
Na podniebieniu długo rozlewa się kawowo-lukrecjowa rozkosz, doprawiona kroplą słodkiego skondensowanego mleka. O tak, po przedarciu się przez suchość zapadamy się w bezkresną kawową głębię. Jest to wyciągnięcie z kawowego naparu wszystkich jego zalet, a przy tym wyzbycie się ewentualnej nadmiernej goryczki - poziom goryczki w tej czekoladzie oceniam bowiem na bliski zeru. W wielu miejscach w sieci przyrównywano to niby-kawowo-lukrecjowo-mleczne gęste odczucie do smakowania oliwek i myślę, że coś w tym może być.
W trzecim etapie przychodzi do nas odrobina kwaśności, która jest drobnym akcentem w rozlaniu się owocowości, a dominują w niej truskawki i wiśnie, może trochę śliwek. Na koniec zamienia się to w coś odrobinę pikantnego, by po chwili zaskoczyć miłą wanilią. Całość wydaje się być stateczna i poważna, a przy tym tajemnicza i rozbudzająca ochotę na więcej.
Już po zakończeniu degustacji wszystkich neapolitanek zgodnie z moim Mężem uznałam, że to właśnie Los Ancones stałaby w pierwszej kolejce do wypróbowania jeśli chodzi o pełnowymiarową, 70-gramową wersję. W tej czekoladzie dzieje się bardzo dużo, dlatego zdecydowanie przydałoby się jej nieco więcej, aby chwile spędzone na odkrywaniu jej dobrodziejstw nie były aż tak ulotne. W końcu to tylko pięciogramowe maleństwo, kawałeczek nieba... A już pojutrze przekonacie się, jak według Michel Cluizel wygląda czekoladowe niebo nad Madagaskarem.
Skład: ziarno kakao z plantacji Los Ancones w Dominikanie, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, strąki wanilii burbońskiej.
Masa kakaowa min. 67%.
Masa netto: 5 g.
Rzeczywiście po przeczytaniu recenzji stwierdzam,że ów nieba przydałoby sie znacznie więcej niż tylko 5g..Tyle dzieje się w tym małym kwadraciku..
OdpowiedzUsuńJadłaś już Zottera z konopią i genache aroniowym? http://www.zotter.at/de/schoko-shop/handgeschoepfte-gefuellte-schokoladen/handgeschoepft/detail/product/kunst-duenger-fuer-geist-und-seele.html
CUDO!
Obawiam się, że wersja 70 g może być wstrząsem dla moich zmysłów :D.
UsuńJeszcze jej nie jadłam, ale ją mam :). Strasznie mnie ciekawi! Niedawno jadłam za to inną konopną Handscooped i jeszcze w tym miesiącu pojawi się na blogu.
Lepszego poranka nie mogłam sobie wymarzyć! Twoja wspaniała recenzja, moje pyszne śniadanko... Jestem w niebie i chcę tu zostać ^^
OdpowiedzUsuńA jakim niebem było próbowanie tej czekolady! :)
UsuńJuż wzmianka o lukrecji mnie wystarczająco zachęciła. Reszta już tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńWidziałam, że masz te maleństwa - kiedy próbujesz?
UsuńNastępny weekend. Gdyby nie krótki termin aroniowego Zottera, spróbowałabym już dzisiaj. ;)
UsuńA kiedy pojawią się na blogu? :D
UsuńPierwsza (jeszcze nie wiem, która to będzie) 2-go, na umilenie poniedziałku.
UsuńDobrze mi to będzie poczytać po powrocie z gór :)
UsuńSkoro w takim maleństwie można tyle znaleźć to co dopiero mówić o pełnowymiarowym produkcie. 5 gramów, próbuje to sobie porównać wagowo na kostki Milki żeby mieć jakieś wyobrażenie wielkości.
OdpowiedzUsuńHah, a ciekawe, czy po 5 gramach Milki dałoby radę napisać tak długą recenzję :>.
UsuńCzytając recenzję nie wiem czy by mi smakowała, trochę wątpię (chyba że tą kroplę mleka skondensowanego bym silniej wyczuła :p), ale to opakowanie zapowiada niesamowitą czekoladowość :)
OdpowiedzUsuńBo ona była niesamowicie czekoladowa! Dlaczego miałaby Ci nie smakować?
UsuńBo papierowa suchość i cytrusowe nuty to trochę nie moje smaki :P
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńI to jest opcja dla mnie, takie małe czekoladki na spróbowanie, czy w ogóle odpowiadałaby mi ciemna i wytrawna forma. Mam kilka takich (nie tej firmy oczywiście) w domu, a termn kończy się w grudniu, więc recenzji spodziewaj się jeszcze w tym roku.
OdpowiedzUsuńA jakie masz?
UsuńDokładnie, to naprawdę świetne rozwiązanie dla Ciebie! Musisz wypróbować :D.
Takie 5 gram narobiła Wam niezłego smaka na więcej :D Ale fajnie mieć taką mini wersję, bo przynajmniej można popróbować wszystkich smaków a potem własnie dokupić duże tabliczki tych co najbardziej przypadły do gustu :)
OdpowiedzUsuńDlatego już się czaję na ten zestaw: http://sklep.sekretyczekolady.pl/produkt/pralus-podroz-dookola-swiata-10-neapolitanek (a raczej na dwa zestawy, bo dzielenie się 5 gramową neapolitanką na pół z Mężem to przesada :D).
UsuńChyba sobie taki zestaw (albo też dwa) pod choinkę wymarzymy xD
UsuńŚwietny pomysł! Jak już, to koniecznie dwa zestawy!
UsuńLukrecja,oliwki rany cóż to musi być za czekolada:) fajnie,że takie maleństwa można kupić i wypróbować i wybrać później pełnowymiarowy produkt.
OdpowiedzUsuńNa oliwki sama bym nie wpadła - recenzje w sieci pomogły mi skojarzyć z nimi zbitek wyczuwalnych niuansów.
UsuńUrocze opakowanie :)
OdpowiedzUsuńA lukrecja i oliwki, no cóż, nie.
Mi też się bardzo podobają te opakowania. Proste, schludne, eleganckie.
UsuńCiekawe, może Ty byś wyczuła w Los Ancones coś zupełnie innego? :)
Nie moja bajka, ale z przyjemnością wzbogaciłam swoją wiedzę i zasób słownictwa! Z każdą notką coraz bardziej mnie zadziwiasz bogactwem języka! :D Pewnie dużo czytasz ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję! No to Cię zdziwię - nie czytam WCALE. Serio, nie pamiętam już, kiedy przeczytałam jakąś książkę...
UsuńO___O szok... ... ... żartujesz sobie!? Powiedź błagam, że tak xDD
UsuńNie żartuję ;). No dobra, przedwczoraj do poduszki sięgnęłam po książkę mojego Męża i coś tam poczytałam. Nie wiem, kiedy tę książkę skończę i czy w ogóle skończę ;). Uzupełniam się z moim Mężem. To on czyta, a ja lepiej niż On piszę :P.
UsuńNigdy nie przypuszczałem, że za czekoladą kryje się tak wiele, a tu się okazjuje że mamy czekoladę od tych powszechnienie znanych niekoniecznie najlepszych po prawdziwe perełki smakowe :) A do tego Ty jesteś istną pasjonatką ^^
OdpowiedzUsuńMoja pasja cały czas się rozrasta dzięki takim intrygującym czekoladom :).
UsuńMasz jakiś szósty zmysł jeśli chodzi o czekolady. Jestem pod wrażeniem :D
OdpowiedzUsuńJakiż znowu szósty zmysł :D. Po prostu chłonę czekoladę wszystkimi zmysłami i skupiam się nad doznaniami. Zresztą, dopiero się tego uczę.
UsuńTyle bogactwa w takim małym wnętrzu :)
OdpowiedzUsuńWarto jest próbować neapolitanek, ma się wtedy możliwość naprawdę szerokich porównań.
UsuńNie ma nadmiernej goryczki, jak wspaniale. To porównanie skondensowanego mleka rozbudziło moją ciekawość tak jak i wspomnienie o lukrecji, której w życiu nie próbowałam. Całość wydaje się taka cudownie surowa ze względu na wygląd, ale już smak to prawdziwy wachlarz różnych doznań i to mi się niezwykle w niej podoba.
OdpowiedzUsuńPotwornie dystyngowana dama z tej czekolady ;)
UsuńSkandal ja dostałem z przesyłką tylko 1 ! Bartek
OdpowiedzUsuń