poniedziałek, 8 czerwca 2015

Tai Tau ciemna 82%



Śledząc uważnie mojego bloga na pewno pamiętacie, że powinny się pojawić na nim recenzje trzech litewskich czekolad Tai Tau marki Meskenas. Jakiś czas temu pokazały się one w Biedronkach w ofercie tymczasowej. Wizytując te dyskonty w wielu miejscowościach w województwach wielkopolskim i lubuskim widziałam, że cieszyły się naprawdę różną popularnością. Generalnie i tak znikały z półek dość prężnie, wzbudzając we mnie tym samym wiarę w polskiego konsumenta, który odważył się sięgnąć po ciemne czekolady bez dodatków. Na dodatek śmieszna cena po obniżce (1,99 zł) nie jest tutaj dla mnie żadnym argumentem – bardziej atrakcyjne dla oka bożonarodzeniowe Momami nadal zalegają na biedronkowych regałach…

Ogrom wielu innych, ciekawszych czekolad przebywających w mojej Magicznej Szufladzie sprawił, że Tai Tau 72% i 82% były nieustannie spychane na dalszy plan. W końcu jednak zawzięłam się w sobie i ustaliłam daty ich degustacji. Tai Tau 82% wraz z inną biedronkową koleżanką (Imperial Jubileu Strawberry Intense) pojechały ze mną na weekend do rodzinnej miejscowości mojego Ukochanego, zaś Tai Tau 72% miała zakończyć swój żywot na szlaku podczas górskiej wyprawy na długi weekend związany z Bożym Ciałem.



Zapach tej tabliczki przywołuje na myśl okrągłe ciasteczka z dziurką w polewie kakaowej. Z jednej strony jest dość tani aromat, ale z drugiej strony darzę go pewnym sentymentem. Za smarkatych czasów potrafiłam zjeść mnóstwo takich ciasteczek. To aromat, który kojarzy się także z bombonierkami pełnymi deserowych czekoladek wypełnionych wątpliwej jakości kremami. Nie mogę jednak stwierdzić, że był to zapach zupełnie odstręczający. Gdzieś pojawiały się nuty jagodowe znane z 62% siostry.

Owoce morza zdobiące każdą kostkę podejrzanie błyszczą się, a dzielenie tabliczki na porcje nie wiąże się z doznaniami akustycznymi pod znakiem ostrych bądź głuchych trzasków. Czekolada jest twarda, lecz dość łatwo można przełamać jej opór. Dzieje się to niemalże w zupełnej ciszy. Przeglądając się przekrojowi przez kostkę widzimy, że jest ona dziwacznie proszkowo-wilgotnawa. 

Smak to w pierwszym momencie wszystko to, czego ludzie nie lubią w ciemnej czekoladzie. Ostra kwaśność – nie owocowa, ale po prostu kwasowa – przeplatała się z goryczką fusów od niezbyt wyrafinowanej kawy, które już trochę odstały po podwójnym zaparzeniu. Nie było w tym ani krzty wykwintności, która mogłaby rozbudzić we mnie masochizm chęci brnięcia dalej w tą czekoladę. Sięgnęłam po kolejne kostki tylko z obowiązku degustacyjnego.


Na szczęście dalej robiło się coraz lepiej, choć dziwna struktura czekolady mocno uprzykrzała ewentualne delektowanie się. Konsystencja Tai Tau 82% przypomina bowiem wilgotny piasek, i to na dodatek taki nierówno zwilżony. Sprawiało to wrażenie niedostatecznego zemulgowania masy. Byłam również skłonna szukać w składzie kakao w proszku, którego na szczęście nie było. W składzie znalazła się za to wanilina – szkoda, że nie prawdziwa wanilia… Etylowanilina nie wnosi tutaj dosłownie nic, no może poza odrobinę irytującym posmakiem, jaki pojawia się w tak wielu słodkościach, w których producent próbuje podrobić naturalną wanilię.

Dobra, ale przecież na początku poprzedniego akapitu napisałam, że robiło się coraz lepiej – a nadal bombardowałam Was nieprzyjemnościami. Z czasem pojawiała się delikatna, miła słodycz. Taka nieco jagodowa – to nutka, którą już znam z poprzedniej Tai Tau. Niestety nie była to słodycz kremowa – proszkowato-mokra struktura czekolady totalnie zaprzeczała jakiejkolwiek gładkości. Tak jak wiele ciemnych tabliczek jest gładziutkich niczym kafelek, bądź potężnych niczym marmur – tak tutaj był to zwykły papier ścierny.

Nie byliśmy w stanie za jednym posiedzeniem zjeść tej tabliczki. Po prostu nas umęczyła. Kolejnego dnia wzięliśmy się za resztę i wtedy wyczuliśmy tam odrobinę gorzkich pomarańczy. To w zasadzie wszystko. Ani tu bogactwa, ani wielkich przyjemności. 62-ka była zdecydowanie milsza w odbiorze – mam wrażenie, że tutaj wysoka zawartość kakao po prostu przerosła producenta. Zobaczymy, co pokaże 72-ka…

 Skład: miazga kakaowa (Ghana, Arriba, Grenada), cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna rzepakowa, wanilina.
Masa kakaowa min. 82%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 599 kcal.
BTW: 11,2/42,8/42,3

40 komentarzy:

  1. charlottemadness8 czerwca 2015 05:45

    Jak już wcześniej CI pisałam jadłam ją.Nie ma tu rzeczywiście nad czym się zachwycać, ale uważam,że za tą cenę nie znajdzie się lepszej o takiej zawartości kakao.Ta kwasowość nawet mi przypasowała..Co prawda nie mam porównania, bo zakupiłam tylko wersję 82% ale moim skromnym zdaniem na takie "exclusive" wyszło nie najgorzej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że w przypadku ciemnych czekolad nuty kwasowe potrafią być o wiele przyjemniejsze - dlatego tutaj mnie to wyraźnie raziło. Pewnie, zawsze mogło być gorzej :D. Przynajmniej nie ma kakao w proszku w składzie.

      Usuń
  2. Dla mnie to była kolejna czekolada... Nic więcej...
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W istocie również tak to odczułam. Na dodatek niezbyt przyjemna kolejna czekolada...

      Usuń
  3. Ta zdecydowanie nie wołała za mną z koszów Biedronki. Wysoka ilość kakao w połączeniu z niską ceną dawało mi wrażenie, że to będzie coś czego nie dam rady przełknąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zarówno 62-ka, jak i 72-ka byłyby lepszym wyborem - z naciskiem na 62%. Powtórzę się, że tutaj kakao zdecydowanie przerosło producenta.

      Usuń
  4. Ja jej nie kupiłam, choć mijałam kilka razy będąc w biedronce, ale te zdobienia na kostkach mnie jakoś od niej odpychały :p I chyba dobrze zrobiłam; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz wiele innych ciemnych czekolad na celowniku :D

      Usuń
    2. Tak, i ciągle mam do nich tak bardzo nie po drodze :(

      Usuń
    3. Tak, i ciągle mam do nich tak bardzo nie po drodze :(

      Usuń
    4. Tak, i ciągle mam do nich tak bardzo nie po drodze :(

      Usuń
    5. Trzeba więc sprowokować spotkanie ;)

      Usuń
  5. nie widziałam jej w biebrze, ale to nawet zrozumiałe... ciemna... brrr :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo jej szkoda.. Mogło być tak dobrze.:/ Gdyby smakowała jak ciastka o których wspominasz.. :)
    Ja w Biedronce nawet jej nie widziałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, w zasadzie to nie wiem, czy by było tak dobrze, gdyby smakowała tak te ciastka... ;)

      Usuń
  7. Jestem chyba typową kobietą, bo ja już bym kupiła ją ze względu na... wygląd. Te kosteczki nie dość, że duże jak lubię to jeszcze te wytłoczone obrazki, no mnie takie rzeczy ,,jarają" :D Jem zdecydowanie oczami i jak coś jest ładne to wiadomo, że portfel robi się znacznie szczuplejszy. Jestem beznadziejnym przypadkiem. :D Z kolei konsystencja baaaardzo na minus. Ja to lubię jak coś mi się błogo rozpuszcza na języku pozwalając na dłuższe rozkoszowanie się każdym kawałeczkiem. Natomiast piaskowa i chropowata z pewnością jest w opozycji do mojej wymarzonej struktury. Chyba pozostałoby mi jedynie kupić ją i się na nią wpatrywać jedynie ze względu na ładne kostki. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, zapomniałam! Też lubiłam takie najzwyklejsze kakaowe z dziurką pomimo, że te ciastka to takie raczej biedne są przy obecnych cudach jakie oferują producenci ale co z tego? Mam do nich sentyment i teraz też bym zjadła.

      Usuń
    2. Ok, ale taki sam wzorek mają trzy czekolady: 62, 72 i 82% kakao. To którą byś wybrała? ;)

      Usuń
  8. Bolą nas od kilku dni gardła i jak czytałyśmy recenzję te czekolady to normalnie czułyśmy jak nas ta gorycz i kwaskowatość w gardło drapie xD
    A co do Momami zalegających w Biedronkach to chyba się w końcu wkurzymy i wlecimy do naszego marketu wykupić je wszystkie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, jeśli Momami nadal u Was są to ja bym się dłużej nie zastanawiała ;).

      Wiem coś u bólu gardła niestety :(. Nie mam migdałków i od razu daje mi popalić gdy tylko osłabnie mi odporność. Zdrówka!

      Usuń
  9. Wytłoczenia są urocze, choć gorzka czekolada to jedna z mniej lubianych przeze mnie.

    Czy dobrze widzę, że to jest blog o czekoladzie? Kurczę, nie powinnam tu wchodzić, bo jestem uzależniona od niej. ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej, blog TYLKO o czekoladzie! :D W takim razie przepadłaś, ba, jeszcze jestem gotowa stwierdzić, że czytając mojego bloga dalej przekonasz się do ciemnych czekolad :). Pozdrawiam!

      Usuń
  10. Logika podpowiada, że 72-ka będzie dostarczać średnich wrażeń, skoro ta okazała się kwachem i przerosła producenta, a 62-ka delikatną tabliczką. Ja przekornie bym jej spróbowała: raz, że mam dziś ogromną ochotę na ciemną czekoladę, dwa, że Biedra to przyziemność, więc nawet jeśli importowana, kojarzy mi się z czymś dla mnie, dalej: owoce morza odbierane przez ludzi jako tanie (pamiętam masę takich komentarzy pod poprzednim wpisem), mi nadal przywodzą na myśl belgijskie słodycze i uważam, że są urocze. No i kocham ciastka z dziurką, jeśli masz na myśli coś w stylu Regionalnych i polewy z Maltanek (to polewa czekoladopodobna, a jednak na herbatniku zajebista).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie miałam na myśli takie ciastka! 72-ka rzeczywiście była po środku (jadłam ją w piątek). Dobre pralinki owoce morza uważam za skarb, ale o tym już pisałyśmy :D. Skoro masz ochotę na ciemną czekoladę, aaaaa, wykorzystaj to! Na coś dobrego! :D

      Usuń
  11. Wygląda zabawnie, szkoda że słaba w smaku (to jest przecież najważniejsze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszym przykładem przerostu formy nad treścią są czekolady Wenschitz...

      Usuń
  12. Mam w domu tą 72% szału nie robi jadłam inne lepsze gorzkie i faktycznie dziwna konsystencja tej czekolady. Ja ją kupiłam za 4zł to u Was taniutko było na wyprzedaży:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz jestem także po degustacji 72% i zgadzam się, że nie robi szału również... Mimo wszystko była ciut lepsza od 82-ki.

      Usuń
  13. Moja wersja 72 % dopiero czeka na degustację. Mam nadzieję że okaże się zjadliwa, bo długo na nią polowałam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja to jestem zdania, że czekoladę z wysoką zawartością kakao jest tak łatwo zepsuć, jak białą. Sztuczny kwas, zero wykwintności - jak to mnie irytuje. Wiedziona zdrowym rozsądkiem, z tego powodu właśnie nie kupiłam jej. Mam 72-kę i w sumie się jej trochę obawiam, ale, czas pokaże. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja odwazylam sie sprawdzić całą trójkę i muszę Cię uspokoić, że 72-ka jest lepsza - aczkolwiek kunsztu w tym zero.

      Usuń
  15. miałam identyczne doznania minus pomarańcze, ale właśnie przy 72%. a te jagody to takie, hm, bardziej dzikie wino. pamiętam, jak jadząc tę rzecz marzyłam o 99% lindta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzikie wino, hmm, chyba musze się zgodzić z tym skojarzeniem :). Lindt 99% mnie odstrasza przez kakao w proszku.

      Usuń
    2. to kakao jest łagodne jak baranek.

      Usuń
    3. Nie chodzi mi o to, czy jest łagodne czy nie - po prostu w ogóle powinno go tam nie być.

      Usuń
  16. Panujące w niej aromaty to kompletnie nie moja bajka. Kostki to ona ma urocze :)

    OdpowiedzUsuń