niedziela, 23 listopada 2014

Lindt Excellence Stracciatella biała z kawałkami czekolady i chrupkami zbożowymi


Dzień zakupu Lindt Excellence Stracciatella to dożynki po raju czeko-zakupoholizmu w Innsbrucku. Może pamiętacie recenzje Lindtów z końca sierpnia? Tak, już tyle czasu minęło od beztroskich chwil spędzonych na niedużym festiwalu muzycznym w niemieckich fortach... Zawsze zazdrościć będę Niemcom tak łatwego dostępu do różnorakich produktów Lindta - napotkać można je chociażby w pierwszym lepszym markecie Edeka... Właśnie w tym niemieckim sklepie kupiłam swoją tabliczkę, którą dzisiaj Wam przedstawiam.

 Letnia swoboda już za nami, ale Lindt pojechał z nami w Beskidy jesienią - a i tam można pozwolić sobie na ogromną dozę relaksu. Tabliczka nie poszła z nami na szlak, zjedliśmy ją drugiego dnia naszej wyprawy do porannej kawy. Miałam bardzo wiele obaw co do tego, jak zasmakuje mi ten wyrób... Aby nieco załagodzić okoliczności degustacji, postanowiłam zabrać ją w góry - tu niemal wszystko smakuje lepiej. Dlaczego tak się bałam? Wystarczy, że przypomnicie sobie moje niemiłe wrażenia związane z lindtowską kolekcją Black&White (klik i klik). Przed wypróbowaniem tych produktów biała czekolada Lindta zawsze wynosiła mnie na wyżyny... Niestety, w pewnym momencie coś się zepsuło - i nie byłam pewna, jak sprawa będzie się przedstawiać w przypadku innych białych czekolad tej firmy.


Tabliczka, jak też widać na załączonym zdjęciu, ma lekko żółtawy odcień bieli. Upstrzona jest nierówno rozmieszczonymi dodatkami - różnymi na spodzie (chrupki zbożowe), jak i na wierzchu (drobinki ciemnej czekolady). Zapach produktu niestety nie przywodzi na myśl najlepszych słodkości z białej czekolady... Mina mi zrzedła, gdy powąchałam tą tabliczkę... To nie jest boska lekka mleczność, jest zbyt ciężko i duszno - choć na całe szczęście nadal nie mamy tu do czynienia z najpodlejszymi białymi wynalazkami.

Humor odrobinę mi się poprawił, gdy skosztowałam wyrobu - smakuje on lepiej niż pachnie. Ubolewam nad tym, że nie jest to doskonała biała czekolada Lindta, za której aksamitem tak bardzo tęsknię. W Black&White było jednak gorzej, niż tutaj - a to daje cień nadziei. Co więcej mogę powiedzieć o smaku Lindt Excellence Stracciatella?

Sama czekolada jest bardzo, ale to bardzo śmietankowa - to pierwsze, co przyszło mi na myśl i zostało w głowie aż do ostatniego kęsa. Wyobraźcie sobie wyraziste lody śmietankowe - ta czekolada właśnie taka jest i to jest jej zaletą. Nie za tłusta, nie za słodka - ale zabrakło tego efektu wow, jakiego oczekuję po naprawdę dobrej białej czekoladzie. Albo ja dostałam przemieszania kubków smakowych, albo rzeczywiście Lindt coś namieszał w swoich recepturach, na niekorzyść. Nie jest już tak niebiańsko gładziutko, jak kiedyś - choć śmietankowość była całkiem fajna. Nie wiem, naprawdę nie wiem... 

Z dodatków bardziej przypasowały mi chrupki zbożowe. W przeciwieństwie do wielu czekolad z tego typu wkładem, tutaj nie były one twarde i mocno chrupkie. Okazały się być delikatne i raczej neutralne w smaku. Niemal wcale nie trzeba było ich gryźć. Czuć, że w ich składzie nie ma tylko jednego zboża - zarówno pszenica jak i ryż nie rzucają się na pierwszy plan.

Czekoladowe cętki zmieniłabym diametralnie. W strukturze czekolady nie czuć ich niemal wcale - rozpuszczając kęs w ustach zlewają się z taflą bieli. Nie nadają produktowi ani jakiejś specjalnej goryczki, ani kakaowej rześkości - nie wiem, czy gdyby ich zabrakło, to odczułabym to znacznie. Zabrakło mi kakaowego kontrastu na tle mocnej śmietanki - a przecież można by było tego oczekiwać po tego typu wyrobie.

Jeśli szukacie naprawdę dobrych czekolad Lindta, nie radzę Wam zaczynać od tej czekolady. Jest smaczna, ale Lindt nieraz pokazał mi o wiele więcej. Zresztą, raczej ciężko będzie dostać Lindt Excellence Stracciatella na półkach polskich sklepów - ale naprawdę nie macie czego żałować.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, chrupki zbożowe (ryż, kiełki pszenne, skrobia pszenna, cukier, sól), miazga kakaowa, lecytyna sojowa, aromaty.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 589 kcal.
BTW: 6,1/40/51

31 komentarzy:

  1. I teraz będę się bała kupować białą Lindta. chociaż moje plebejskie kubki smakowe nie wyczują różnicy ;)
    Łatwy dostęp do szerokiego asortymentu Lindt jest jednym z powodów dla którego nie lubię Niemców ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bać się nie ma co, zawsze warto sprawdzić samemu.

      A ja po prostu Niemcom zazdroszczę :D.

      Usuń
  2. Wiesz co, ja to bym w ogóle trochę więcej pozmieniała w tej czekoladzie. Wygląd ma ok i ta jej dalmatyńczykowatość jest urocza, ale zamiast kolejnej czekolady dorzuciłabym tam ziarenka kawy. I usunęła chrupki zbożowe, bo ani tego, ani preparowanego ryżu nie lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrupki zbożowe były tutaj lepsze, niż się spodziewałam. Jeśli chodzi o czarne cętki, robotę zrobiłaby intensywnie gorzka czekolada, albo właśnie kawa :)

      Usuń
  3. Jadłam kiedyś jakiegoś białego Lindta i nie urwał mi żadnej części ciała. Widziałam w internecie białe czekolady z nadzieniem pistacjowym i cytrynowym, bardzo mnie kusiły, ale nie trafiłam nigdzie stacjonarnie na nie.
    Poza tym w komentarzu wyżej jest mowa o białej czekoladzie z ziarenkami kawy - taką kupiłabym od razu bez wahania, to połączenie jest boskie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biały Lindt z nadzieniem pistacjowym? POKA!!! :D

      Kawa zawsze jest ok, byle by było ją rzeczywiście czuć ;). Choć paskudnej białej czekolady i tak by nie poprawiła...

      Usuń
    2. Chyba z pistacjowym, mogłam coś pomieszać bo to już jakiś czas temu było :<
      Nie wierzę w to, że biała czekolada Lindt może być paskudna, paskudne może być co najwyżej nadzienie, a czekolada zawsze będzie co najmniej niezła. Paskudne to są czekolady Wawel, prawie wszystkie.

      Usuń
    3. Nie musiałaś pomieszać - przecież nie znam całej światowej oferty Lindta ;). Kiedyś we Włoszech zdziwiłam się, gdy odnalazłam tam lindtowską limitkę, której nigdy wcześniej nie spotkałam w internecie. Pojawiła się w sieci dopiero parę miesięcy po tym, jak zakupiłam swoje czekolady.

      Paskudny biały Lindt to za dużo powiedziane - po prostu zły, kiepski w porównaniu do tego, co było mi dane kiedyś próbować. Co do Wawela niestety muszę się zgodzić...

      Usuń
    4. Czekolady Wawel są najgorsze na rynku, dziwię się, że ktoś to w ogóle kupuje :/

      Usuń
    5. W końcu i mi się czasem przydarza :D

      Usuń
    6. Nasza mama je lubi... Bardzo się z tego powodu dziwimy, ale nasi rodzice popijając kawę zjedzą wszystko....

      Usuń
    7. W sumie ja i mój Men też tak kiedyś mieliśmy. Jeszcze parę lat temu...

      Usuń
  4. Choć bardzo lubimy białą czekoladę to z Lindta jeszcze jej nie próbowałyśmy, także nie jesteśmy w stanie ocenić czy faktycznie zmienili recepturę. Ta wygląda natomiast średnio zachęcająco, głównie przez te centki, ale i tak mając okazje same z zadowoleniem byśmy oceniły jej walory smakowe :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem Waszej opinii. Ja trochę białych Lindtów zjadłam, no i widzę różnicę. Z czystym sumieniem mogę polecić białego Lindta z nadzieniem maślankowo-cytrynowym - jeśli gdzieś uda Wam się znaleźć. Choć jadłam go parę lat temu i w sumie też nie mam żadnej gwarancji, czy receptura się nie zmieniła...

      Usuń
    2. Smak cytrynowy nie bardzo do nas przemawia. Z reguły nie smakują nam produkty, które zawierają cytrusowe aromaty ;)

      Usuń
    3. W takim razie polecam następujące tabliczki:
      http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2013/07/lindt-cocos-biaa-z-nadzieniem-kokosowym.html
      http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2013/05/lindt-les-grandes-32-mandeln-biaa-z.html
      http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2013/03/lindt-biaa-z-nugatem-z-orzechow.html
      http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2012/08/lindt-joghurt-himbeer-vanille-biaa-z.html
      http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2012/08/lindt-nocciola-biaa-z-nadzieniem.html

      Usuń
    4. Obawiamy się, że miałybyśmy ogromny problem wybrać jedną :D Każda kusi dodatkami, a ceny nie sprzyjają naszym portfelom :/ :)

      Usuń
    5. Przecież nie musicie kupować wszystkich na raz :>

      Usuń
    6. Ale każdą chciałybyśmy już spróbować, a którą kupić pierwszą? Taki tam dylemat :D

      Usuń
  5. Musi być smaczna, wygląda lądnie :)
    Pozdrawiam serdecznie, http://juliet-monroe.blogspot.com/ KLIK :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie musi być super smaczna, wygląd to nie wszystko.

      Usuń
  6. Właśnie słyszałam, że nie jest ona jakaś super ''och i ach''. Chyba się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Skład i dodatek chrupek - fajne. Tylko szkoda, że to biała czekolada, bo nie smakują mi białe w wykonaniu Lindta (z resztą rzadko które białe mi podchodzą).
    I widzę rewolucję - jest zdjęcia wnętrza ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A których białych Lindtów próbowałaś?

      Raz na jakiś czas jakaś bonusowa fotka się pojawi, ale nie będzie to regułą.

      Usuń
    2. Lindor w formie tabliczki (smakowała jak waniliowe masło ;)) i jednej z letniej edycji z owocowym nadzieniem (nawet nie wiem jakim, bo po pierwszej kostce podrzuciłam rodzicom do zjedzenia).

      Usuń
    3. Ja właśnie bardzo lubię maślany posmak w czekoladach Lindta ;). Letnie owocowe też mi w większości bardzo smakowały... Cóż, każdy ma inne gusta - i dobrze! :D

      Usuń