Dzisiaj opisywaną czekoladę zakupiłam podczas durnowatego napadu czeko-zakupoholizmu, o którym napomknęłam w notce na temat Wawel Petit Beurre. Trochę poleciałam na nazwę produktu - "Jagodowa" - bo to przecież brzmi dobrze. Jaka ja głupia... Głupia, oj głupia! Przecież wszystko, dosłownie wszystko poza nazwą było w tym wyrobie kiepskie. Dokładnie, jak przy wyżej wspomnianej tabliczce z herbatnikami. Kurczę, Wawel powinien pozostać przy produkcji Michałków.
Jesienny zimny dzień, dziwnym trafem bez deszczu. Znów długi dzień w pracy, znowu chcę poćwiczyć zaraz po powrocie - ale paliwa na podskoki brak. Wyciągam zachomikowaną w aucie Jagodową. Aż cud, że nie rozpuściła się na wskutek ogrzewania, którego ostatnio intensywnie używam w samochodzie.
Śmieszne, ale po samym zapachu można rozpoznać, że to Wawel. No dobra, może mogłabym się pomylić z Wedlem z nadzieniem owocowym, ale tutaj mamy do czynienia z tą specyficzną deserową czekoladą od Wawela. Dobra, czyli co właściwie mamy w tym aromacie? Uderzającą słodycz taniego dżemu z owoców leśnych podkreśloną dodatkowo nieco sztuczną wonią słabej jakościowo czekolady. Dosłownie - taka tępa, ostra słodycz.
Deserowa czekolada Wedla to dobrze znany smak. Troszkę kakao jest, ale jakieś takie plastikowe. Po rozgryzieniu kostki dzieje się coś, czego bardzo nie lubię - usta oblepia lejące się nadzienie. Wnętrze kostki nie wygląda tak ładnie, jak na obrazku. Jest bardziej płaskie i rozpływające się. Ciemnofioletowa, rzadka masa ma smak wysokosłodzonego dżemu z owoców leśnych. Absolutnie nie jest to smak samych jagód - co zresztą znajduje odzwierciedlenie w składzie. Moi drodzy, w tak zwanym "nadzieniu jagodowym" znajduje się (zaraz po syropie glukozowo-fruktozowych) 20% przecierów owocowych. I są to przeciery najróżniejsze - mamy nie tylko jagodę, ale i malinę, truskawkę oraz aronię. Tja, wszystko mi jedno. Słodka breja i tyle.
Nadzienie jogurtowe - albo ginie pod nawałem tego wszystkiego, co zostało opisane wyżej. Albo samo w sobie jest tak scukrzone, że zawartość proszku jogurtowego objawia się jedynie nikłą kwaskowatością - która równie dobrze może pochodzić z przecierów owocowych. Na całe szczęście, dodatek częściowo utwardzonych tłuszczy roślinnych nie odznaczał się tu swoją ordynarnością. Ufff, tego by jeszcze brakowało.
Mój Mężczyzna podzielił moją opinię na temat tej czekolady. Absolutnie niczym nie wyróżnia się na tle innych, tanich nadziewanych czekolad. Trudno byłoby jednoznacznie stwierdzić, że to ma być akurat jagodowo-jogurtowa tabliczka. Słodki misz-masz, bez celu i sensu. Nie jest to nawet czekolada z gatunku "zjedz i zapomnij", ale raczej "nie jedz wcale, bo nie warto pakować w siebie zbędnych kalorii" ;). Podsumowując, Wawel swoimi ostatnimi czekoladowymi nowościami szału nie zrobił, a wręcz wypada beznadziejnie. Jestem tylko odrobinę ciekawa pełnej deserowej czekolady od Wawela z wiśnią i chili. Być może za jakiś czas się zadecyduję na taką próbę. Kolejna mała szansa Wawela na ewentualne wykazanie się ;).
Skład: czekolada 60% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcze roślinne: palmowy i shea, lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu, aromat), nadzienie jagodowe 20% (syrop glukozowo-fruktozowy, przeciery owocowe 20%: czarna jagoda, malina, truskawka i aronia; cukier, kwas cytrynowy, pektyna, agar), tłuszcze palmowy i rzepakowy częściowo utwardzone, cukier, mleko w proszku odtłuszczone, proszek jogurtowy 2,4%, lecytyna sojowa, aromat, kwas cytrynowy.
Masa kakaowa min. 43%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 503 kcal.
BTW: 4,4/27/58
Napisałabym coś w stylu "czemu kupujesz te czekolady jak i tak wiesz, że będą niedobre", ale sama się wpakowałam w coś podobnego, tylko z Wedlem. Człowiek ma głupią nadzieje i bierze.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, nadzieja matka głupich ;)
Usuńo - muszę kupić, kocham jagody, wczoraj przyniosłam do domu Milkę Daim - uwielbiam ją :)
OdpowiedzUsuńTeż kocham jagody, ale tej czekolady absolutnie nie pokochałam - i o tym właśnie jest ta notka, gwoli ścisłości ;). Milka Daim również bardzo mi nie smakowała, o czym też można poczytać na tym blogu :D
UsuńZadziwiasz mnie, droga kobietko, że możesz mieć w ogóle ochotę na takie paskudztwo, bez względu na to, czy był to napad czeko-zakupoholizmu czy nie - zawsze można było wziąć coś choćby z cieniem szansy na powodzenie.
OdpowiedzUsuńPo wątpliwie przyjemnej przygodzie z Malagą biedronkową (czytałaś? nie?) WIEM, że więcej wawelowych tabliczek nie ruszę. A fe.
Druga sprawa, pod którąś z notek pisałam Ci, że szkoda, że nie ma czekolad, w których byłyby same pistacje. I szlag, ostatnio taką widziałam i nawet o Tobie pomyślałam, ale teraz, zabij mnie, ani nie pamiętam firmy, ani nawet gdzie ją widziałam (możliwe, że w Almie).
Wiesz, po prostu cały czas mam w głowie obraz całkiem smacznych cukierków od Wawela. I ciągle mam jakąś krzywą nadzieję, że nadziewane czekolady też dadzą radę.
UsuńO Maladze czytałam, i cóż... Kurczę, rzeczywiście niech ten Wawel zostanie przy cuksach!
Alma, Alma... Muszę prześledzić półki :>
Fuj. Nienawidzę Wawela chyba bardziej, niż nienawidzę Wedla. Ostatnio kupiłam (i to za prawie 5 zł!) czekoladę deserową z wiśnią i chilli. Nie dała się zjeść (no, mój chłop zjadł, ale on wszystko zeżre). Nigdy, NIGDY więcej!
OdpowiedzUsuńZaczynam mieć spore wątpliwości co do tej pełnej czekolady Wawela z chili i wiśnią... Może gdy znajdę kiedyś w przecenie... Ale zapewne to będzie kolejna masochistyczna degustacja ;)
UsuńJa kiedyś kupiłam koleżance na prezent jogurtową z poziomką i podobno była smaczna, ale ja sama nie skosztowałam. ;)
OdpowiedzUsuńA co innego miała powiedzieć? :D Nie wypada wybrzydzać w kwestii dostanych prezentów, hehe.
UsuńKiedyś się czaiłam na tą poziomkową, ale w końcu okazja przepadła (może i dobrze). Nawet nie sprawdziłam, ile miała w składzie poziomek - pewnie 0,000001% albo tylko aromat :D
UsuńMoże i masz rację Olva, wybrałam ją tylko i wyłącznie ze względu na wyglądające ładnie i duże opakowanie. ^^
UsuńOlva :D
UsuńEh, mój telefon ma jakąś specyficzną autokorektę :>
UsuńMy nie jesteśmy aż tak wybredne co do czekolad (chyba), ale tą spróbowałyśmy tylko po kostce a resztę zjadł tata :/ Bardzo średnia i nie warto się nią zapychać.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, nie warto. Szkoda, że przekonuję się o tym już po fakcie :P ;) Ot, taki ze mnie pochopny zjadacz czegokolwiek :D
UsuńSpodziewałam się po Tobie, że wybierzesz jagodę w pełnej czekoladzie a nie taki wynalazek. Dzień tortur, czy co?
OdpowiedzUsuńMoże i rzeczywiście trochę dzień tortur :D. Heh, obrazek na opakowaniu wyglądał ładnie... Skład i wszelkie doznania smakowe już milion razy gorsze :P. A ta czekolada pełna z jagodami to jagód ma procentowo tak samo "dużo", jak ta nadziewana ;)
UsuńNie przepadam za tą firmą....
OdpowiedzUsuńJa niektóre produkty lubię np. Michałki ;)
UsuńCzekolada Wawel i owocowe nadzienie to śmiertelne połączenie. Gratuluje odwagi ;) Dla mnie byłoby to nie do przełknięcia.
OdpowiedzUsuńJakoś przeżyłam, choć było ciężko :D
Usuń