wtorek, 19 maja 2020

Beskid Piri Piri Wenezuela Caicara del Orinoco ciemna 75% z papryczkami piri piri


Jakże wiele oblicz potrafią mieć czekolady z pikantnymi papryczkami! Lubię ostre smaki, kocham czekoladę, a duet tych dwóch tytanów już nieraz wyniósł mnie na wyżyny smakowych doznań. Tym razem po papryczki piri piri sięgnęła nasza rodzima manufaktura Beskid z Węgierskiej Górki. Połączyła je z czekoladą o 75% zawartości kakao pochodzącego z upraw z okolic miasta Caicara del Orinoco leżącego nad rzeką Orinoko, w wenezuelskim stanie Bolívar. Ziarna z tego regionu w interpretacji Beskidu poznałam już w 80% ciemnej czekoladzie słodzonej maltitolem. W recenzji tejże tabliczki wspominałam, iż bardzo bym chciała wypróbować owego kakao w klasycznym połączeniu z cukrem. No i oto mamy fuzję z cukrem, ale nadal trudno mówić o klasyce - oczywistością było dla mnie, iż papryczki piri piri wpłyną mocno na odbiór kompozycji.

Wszystkie moje czekolady z manufaktury Beskid kupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Tabliczka o pięknie wysyconej barwie łamała się z twardym, krótkim trzaskiem. Pachniała mało wyraziście, w sposób przytłumiony, kojarzący się z niezbyt górnolotnymi pralinkami z bombonierki. Wyczuwalne było lekkie kwiatowe tchnienie.

W ustach na początku czekolada rozlała się masywnie, ze smolisto-drzewnymi nutami, czym zyskała moją aprobatę. Pozwalając jej dalej stopniowo rozpuszczać się w ustach, z tego wilgotnego mroku wyłoniły się papryczki. Drażniły tak, jak potrafią to robić strzelające cukierki, co było wręcz zabawne. Czekoladowe błoto stawało się zarazem coraz to bardziej śmietankowe, a położone na nim papryczki przyjemnie piekły, szczególnie mocno stymulując tylną część podniebienia, jakby chciały zdobyć szturmem gardło, wedrzeć się głębiej do środka.


Piri piri nadaje czekoladzie charakteru. Dla fanów ostrego żarcia ta tabliczka to gratka, aczkolwiek trzeba przyznać, iż w moim odczuciu pikantność osiąga tu bezpieczny, bardzo znośny pułap. Z drugiej strony, moja tolerancja na pikantność jest względnie wysoka i trudno mi uznać, czy osoba o większej wrażliwości uznałaby tę czekoladę za równie przystępną. Jednocześnie przyznam, iż niedawno recenzowana indyjska Soklet Bhut Jolokia Chili 70% mocniej przypadła mi do gustu, przede wszystkim dlatego, że zastosowane tam kakao wniosło do kompozycji więcej bogactwa.

Wenezuelskie kakao z Caicara del Orinoco zachowuje się tutaj nazbyt statecznie. To spokojna baza pod papryczkowe wyczyny - piri piri całkowicie je zdominowało. Sama czekolada ma miłą, wciągającą strukturę, a początkowe smoliste, drzewne i błotniste doznania wciągają po czubek głowy. Nie mniej jednak, następnie dominacje przejmuje papryczka, odbierając niemal całkowicie głos czekoladzie, która pozostaje jedynie śmietankowo-błotnistym tłem. W finiszu prócz pikantnej poświaty pozostaje w ustach jeszcze nęcąca ziołowa iluzja. Czuć też całkiem długo tę przyjemną ziemistą wilgoć, ale samego wpływu kakao odczułam tu zdecydowanie zbyt mało, by móc zapamiętać tę czekoladę na dłużej.


Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, papryczki piri piri 0,1%.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 50 g.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz