Poprzednia peruwiańska Fahrenheit (132) od Georgia Ramon długo czekała w moich zapasach na degustację. Po kolejną Fahrenheit sięgnęłam już o wiele prędzej od czasu zakupienia jej w sklepie Sekretów Czekolady. To również 82% tabliczka, stworzona z ziaren Piura Blanco Nacional, jednakże zgodnie z nazwą - dziś opisywana czekolada zawiera w sobie kakao poddane procesowi prażenia w wyższej temperaturze (a mianowicie maksymalnie w 129 stopniach Celsjusza - nie jest już to więc czekolada surowa). Pozostałe procesy zachodzące w podwyższonej temperaturze (fermentacja, suszenie, mielenie, temperowanie) nie podgrzały jednak ziaren do temperatury wyższej niż 50 stopni. Ta czekolada również nie była poddana konszowaniu. Według producenta, winniśmy odnaleźć w niej nuty limonki, malin, orzechów oraz przypraw.
Fahrenheit 264 okazała się o wiele jaśniejsza i bardziej soczysta w barwie niż Fahrenheit 132, choć mogę to zrzucić na karb jej wieku (o wiele krócej przebywała w moich zapasach). Pachniała przewrotnie - świeżo usmażonymi naleśnikami posypanymi słodką papryką w proszku i polanymi miodem. Unosił się też nad nią obłoczek torfowy i orzechowy.
Fahrenheit 264 okazała się o wiele jaśniejsza i bardziej soczysta w barwie niż Fahrenheit 132, choć mogę to zrzucić na karb jej wieku (o wiele krócej przebywała w moich zapasach). Pachniała przewrotnie - świeżo usmażonymi naleśnikami posypanymi słodką papryką w proszku i polanymi miodem. Unosił się też nad nią obłoczek torfowy i orzechowy.
Szybko i gładko rozpuszczała się w ustach, otulając podniebienie delikatnym filmem. Kryła w sobie nuty raczej ciepłe, kojarzące się z późnym latem. Była tak samo mocno słodka, jak i kwaśna - jednakże w ciemno dałabym jej mniej procent kakao, niż 82. Na początku urzekała miodem i kwiatowym nektarem wymieszanym z lekko ukwaszoną śmietanką oraz serwatką ściągniętą ze świeżego sera. Spośród owoców wyczuliśmy niedojrzałe brzoskwinie i maliny, a także czerwone porzeczki - te dla odmiany przejrzałe. Kwaśności szły też w stronę ciężkiego żytniego chleba oraz soku z limonki.
Pod koniec zdaje się być jeszcze bardziej rozgrzewająca. Pomyślałam o jakiejś dziwnej orzechowej nalewce, specyficznie przyprawionej. Oczami wyobraźni zobaczyłam butwiejące liście i opadłe owoce, leżące na rozgrzanej słońcem żyznej ziemi, pośród raz po raz rosnących wonnych kwiatów. Wyraźnie pojawiły się również pszenne sucharki.
Pod koniec zdaje się być jeszcze bardziej rozgrzewająca. Pomyślałam o jakiejś dziwnej orzechowej nalewce, specyficznie przyprawionej. Oczami wyobraźni zobaczyłam butwiejące liście i opadłe owoce, leżące na rozgrzanej słońcem żyznej ziemi, pośród raz po raz rosnących wonnych kwiatów. Wyraźnie pojawiły się również pszenne sucharki.
Było w tej czekoladzie coś, co mogłabym nazwać typowo peruwiańskim - pewnie przez silne powinowactwo z ziemią i kwiatami. Przyznam jednak, że surowy Fahrenheit jakoś mocniej zapadł mi w pamięć.
Skład: miazga kakaowa Peru Piura, surowy cukier trzcinowy.
Masa kakaowa min. 82%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 537 kcal.
BTW: 15/44/25
Smakowała mi, rzeczywiście łagodna jak na 82%.
OdpowiedzUsuń