poniedziałek, 19 czerwca 2017

Hoja Verde ciemna 100% z Ekwadoru


Swego czasu w sklepie Sekretów Czekolady dostępnych było całkiem sporo czekolad o 100% zawartości kakao, pochodzących z różnych firm i krajów. Wybrałam wówczas dla siebie kilka najciekawszych egzemplarzy. Niektóre z nich miały być moim pierwszym kontaktem z daną marką. Stało się tak chociażby w przypadku ekwadorskiej marki Hoja Verde (tak, tak - po Pacari nadal pozostajemy w Ekwadorze!)

Czekolady Hoja Verde powstają z kakao Arriba uprawianego przez kooperatywę Aproca z prowincji Esmeraldas w północnym Ekwadorze. Aproca zrzesza około 400 rodzin, a każda z nich opiekuje się plantacją o wielkości od 1 do 3 akrów. Kakao rośnie pośród bananowców, papai oraz sancha inchi, co niewątpliwie wpływa na profil aromatyczny ziaren.


Wszystkie tabliczki Hoja Verde liczą sobie 50 g. Większość z nich różni się jedynie procentową zawartością kakao, choć w ofercie znajdziemy także czekoladę mleczną, oraz deserówki 58% z dodatkiem ziaren chia i quinoa. Prócz tego Hoja Verde oferuje szereg kuwertur, pralin, a także kawę i quinoa w czekoladzie.

Prosto, lecz elegancko opakowana w kartonik tabliczka podzielona została na długie, rzeźbione rządki. Od początku niesamowicie spodobał mi się jej przekrój, oleisty i miąższysty zarazem, pełen przebłysków obiecujących feerię smaków. Piękno przekroju było potęgowane przez dość znaczną grubość tabliczki.



Zapach sugeruje wysoką zawartość kakao, ale niekoniecznie obstawiałabym 100%. Na pewno kierując się wonią spodziewałam się w niej wiele owocowych nut. Czekolada okazała się nie za mocno goryczkowa, raczej kwaskowata w sposób rzeczywiście typowo owocowy. Od pierwszego kęsa zdała się być przystępna jak na setkę. Jej błotnistość i gładkość zarazem sprawiała, że rozpuszczanie jej w ustach było prawdziwą przyjemnością, bez cienia proszkowatości. Tworzyła w ustach zwięzłe, lecz aksamitne błoto.


Ekwadorska stówka jest mocno owocowa (przede wszystkim miks jabłek i pomarańczy), lekko ziemista, pozostawiająca po sobie kokosowe wrażenie. Nie jest mocno ściągająca, kojarzy się bardziej z bryłami wilgotnego węgla niż z sypką sadzą. Po owocowej eksplozji cały czas przytłumionej ziemistością kakao, wyłaniająca się w tle świeżość kokosa tworzy iluzję słodyczy, która miałaby zaraz uderzyć, tak jak w słabszej procentowo czekoladzie. Mocniejsza słodycz jednak się nie pojawia. Podobnego uczucia doznałam przy Michel Cluizel Noir Infini 99%.


To nie była niezwykle bogata stówka, lecz nie można odmówić jej smakowitości. Jak na taką czekoladę jadło się ją naprawdę lekko - częściowo przez jej bardzo przystępną strukturę, częściowo przez świeże i proste smaki. Ciekawa jestem, jak odebrałabym Hoja Verde o niższej zawartości kakao. Mam nadzieję, że będzie mi kiedyś dane spróbować - może w samym Ekwadorze?


Skład: masa kakaowa.
Masa kakaowa 100%.
Wartość energetyczna w 100 g: 650 kcal.
BTW: 12/54/24

4 komentarze:

  1. Chętnie bym ją przytulił, "setki" to zwykle ciekawe doświadczenie. Podobno kiedyś Hoja Verde były dostępne przez krótki czas w Polsce, niestety, to już przeszłość :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nie wyjątkowo bogata w smaki, ale i tak teraz trochę żałuję, że się na nią nie zdecydowałam. Z drugiej strony... gdybym miałam z jakiś dla niej zrezygnować, pewnie bym żałowała, a akurat wtedy musiałam patrzeć na finanse, ech.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja akurat wtedy strasznie zaszalałam ;P Cóż, pewnie jeszcze kiedyś będziesz miała okazję jej spróbować :)

      Usuń