Aż dziw bierze, jak przez generalnie dość krótki czas zmieniło się moje pojęcie na temat czekolad. Wystarczy spojrzeć na jedną z recenzji napisaną po wielkanocnym wyjeździe w Beskid Mały w 2015 roku. Wówczas zabrałam ze sobą wtedy w góry białą czekoladę z truskawkami i wanilią marki Pelczar. Tabliczkę, którą Przyjaciółka kupiła mi podczas swojego pobytu w Bieszczadach. Teraz, w 2017 roku, w sklepie w Wetlinie natknęłam się na czekolady Pelczara. Kolejne z czekolad "ręcznie robionych", ekskluzywnych, z mnogością dodatków. Moja świadomość zwiększyła się, a fascynacja zmalała. Z racji obaw, czy na pewno starczy nam czekolad zabranych z domu na cały pobyt w Bieszczadach - wraz z weroniką zdecydowałyśmy się na kilka tabliczek. Koniec końców na szlaku zjedliśmy tylko jedną, resztę zabrała Weronika. Nasz wybór padł na wersję mleczną - to była chyba najlepsza opcja, gdyż dopiero po zakupie doczytałam, że tabliczki ciemne niestety zawierają odtłuszczone kakao w proszku...
O marce Pelczar pisałam już sporo przy okazji recenzji rzeczonej białej z truskawkami i wanilią (skąd inąd całkiem smacznej). Dziś opisywana mleczna czekolada składem nie jest bliska ideałowi - miazga kakaowa znajduje się dopiero na czwartym miejscu w składzie, no ale nie bądźmy zbyt wymagający. I tak byłam ciekawa, co zaprezentuje smakiem. Wierzch tafli upstrzono kawałkami liofilizowanych wiśni i kiwi, co od razu uznałam za zachęcające połączenie. No i wielki plus za zastosowanie liofilizowanych owoców! Dzięki nim tabliczka prezentowała się przez okienko opakowania całkiem atrakcyjnie.
Po czekoladę sięgnęliśmy w momencie ogromnej chcicy na cukier, co na pewno zaburzyło jej odbiór - a dokładniej, wyidealizowało go. Czekolada gładko rozpuszczała się w ustach, niosąc ze sobą mnóstwo słodkiej przyjemności. Wyraziście mleczna, wyważona jeśli chodzi o wyczuwalność cukru i mleka - dała mi sporo satysfakcji. Kakao przebrzmiewało sobie gdzieś w tle, ale nawet nie zastanawiałam się nad tym po wysiłku - było mi po prostu dobrze. Bez wahania zabrałabym jeszcze raz mlecznego Pelczara na szlak, bo świetnie spełnia swe zadanie smacznego dopalacza.
Gdy dodamy do tego owoce - jędrne, wyraziste, naturalne - jawi nam się całkiem przyzwoity przysmak. Nie do dumania nad jego świetnością, ale właśnie do przegryzienia w chwilach słabości. Połączenie wiśni z kiwi było dla mnie czymś nowym i wypadło świetnie - wcale nie za kwaśno. Choć moje podejście do marek typu Pelczar jest już zdecydowanie inne niż kiedyś, ta czekolada znalazła się w odpowiednim miejscu o odpowiedniej porze. Ba! Poprawiliśmy ją jeszcze czymś słodszym!
4 maja wstaliśmy jeszcze wcześniej niż zwykle, by udać się autem do Ustrzyk Górnych, skąd po solidnym rozciąganiu obraliśmy czerwony szlak - przez Szeroki Wierch i Tarniczkę na Tarnicę - najwyższy bieszczadzki szczyt w granicach Polski. Od rana pogoda dopisywała i mogliśmy delektować się wspaniałymi widokami.
A tu już widoki z pięknej Tarnicy...
Masa kakaowa min. 33,6%.
Masa netto: 85 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 554 kcal.
BTW: 7/34,9/51,7
Liofilizowane owoce świetnie się sprawdzają, szkoda, że w czekoladach najczęściej są suszone.
OdpowiedzUsuńLiofilizacja cud proces :D
UsuńI miło, że tak przyzwoicie. Tak w ogóle to szkoda, że kiwi tak rzadko występuje w czekoladach. Myślę tu w sumie o Zotterze - chyba żadnej czekolady z tym owocem nie ma. Zjadłabym jakiegoś takiego nadziewańca, bo do tej opisywanej jakoś tak normalnie to nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńPo tylu zdjęciach za to... chyba nie muszę pisać, gdzie mnie ciągnie. :D
Ooo tak, też bym chciała nadziewanego Zottera z kiwi!
UsuńWrócimy w Bieszczady na pewno. Niesamowity klimat.