niedziela, 29 stycznia 2017

Cacao Y Mas Cacao biała z nibsami kakaowymi i mleczna z chrupkami i orzechami arachidowymi


Dzisiaj przed Wami moje pierwsze czekoladowe okruchy Kolumbii przywiezione do Polski. Sklepik Cacao Y Mas Cacao znalazłam podczas naszego pierwszego spaceru po Bogocie, praktycznie zaraz po przyjeździe. We wnętrzu niewielkiego lokalu od frontu odbywała się sprzedaż, zaś w głębi znajdowała się po prostu mała manufaktura. W Cacao Y Mas Cacao można było zakupić przede wszystkim czekoladę do picia oraz przeróżne owoce zatopione w czekoladzie. Wszystko to robione niemal na bieżąco na miejscu, z lokalnego kakao (że ja głupia, w podróżniczym ferworze, zapomniałam zapytać o dokładne pochodzenie ziaren. Śledztwo w internecie doprowadziło mnie jednak do kilku miejsc, np. Narino w okolicach Tumaco).

Jeśli chodzi o tabliczki, na ladę wystawione były tylko cztery rodzaje 20-gramowych maleństw. Zakupiłam z każdego po jednym. Wprawdzie ekspedientka zapewniała mnie, że do godziny osiemnastej jest w stanie wyczarować skądś egzemplarze 100-gramowe (niedostępne do sprzedaży na co dzień bo... słabo schodzą), ale o takiej godzinie miało nas już tam nie być... Zadowoliłam się drobnym zakupem, który miał mi już dać jakiś pogląd na twórczość Cacao Y Mas Cacao (czyli "Kakao i więcej kakao"!!!)


Będąc już w Polsce, w pierwszej kolejności zdecydowaliśmy się na wariant biały i mleczny. Czekolada biała miała bowiem najkrótszy termin ważności, zaś o mlecznej w sumie nie wiedzieliśmy nic (na opakowaniu brak etykiety ze składem i nadruku z datą ważności). Obie maleńkie tabliczki charakteryzowały się mało estetycznym wyglądem, szczególnie jeśli chodzi o wersję mleczną. To po nią sięgnęliśmy najpierw.


Pani w sklepie powiedziała nam, iż jest to mleczna czekolada z orzechami arachidowymi i polewą z białej czekolady. Była to jedyna możliwość spróbowania mlecznej czekolady od Cacao Y Mas Cacao, więc tym większy był mój zawód, gdy po przełamaniu tabliczki dojrzałam, jak mało jest tu samej czekolady. Z zewnątrz upstrzona białymi bohomazami i wypukleniami sugerującymi mnogość orzeszków, w środku kryje bogactwo zupełnie nieczekoladowe, nie w moim stylu.


To był w zasadzie wafelek w czekoladzie, a nie czekolada. Wnętrze kryje mnóstwo drobinek orzechów arachidowych oraz małych zbożowych chrupek. Wśród tych wszystkich chrupaczy smak czekolady był praktycznie niewyczuwalny. Samej czekolady jest tu po prostu bardzo mało. Spory zawód.


Następnie przeszliśmy do degustacji czekolady białej, która posypana była kakaowym proszkiem. Miała też w sobie zawierać kakaowe nibsy. Pachniała podejrzanie, choć jednocześnie intrygująco - mlekiem w proszku, ciastem kokosowym oraz masą śmietankową z tortu nie najlepszej jakości. Posmakowanie jej wprawiło nas w jeszcze większą konsternację. Myślę, że jeśli próbowałabym zrobić w domu białą czekoladę, to smakowałaby właśnie tak.


Czekolada sprawia wrażenie, jakby cukier, tłuszcz kakaowy i mleko w proszku zostały ze sobą niezbyt dobrze wymieszane. Samo mleko w proszku jest bardzo wyraźnie wyczuwalne w smaku i strukturze, co irytowało mnie. Tabliczka okazała się być naprawdę mocno słodka i to w typowo cukrowy sposób. Gdyby nie dodatek kakao (w proszku i nibsów), wyrób byłby dla mnie prawdopodobnie zupełnie nie do zniesienia - choć jego chałupniczość nadawała mu uroku.


Kakao jest tutaj naprawdę osobliwe. Zastosowano bardzo drobne nibsy, które jednak niosą ze sobą smakową bombę. Na tle pokracznej białej czekolady ukazuje się nam niezwykle bogata ziołowość, dzięki której otrzymujemy wręcz efekt chłodzący. Czuliśmy nie tylko miętę, ale też szałwię czy dziurawiec, wraz ze specyficzną goryczką. Połączenie dwóch tak przeciwstawnych światów sprawia, że koniec końców produkt okazuje się być ciekawy, trudny do zapomnienia. Choć przyznam, że gdybym dostała tę białą tabliczkę do spróbowania w ciemno, nie potrafiłabym stwierdzić co to właściwie jest...


Masa netto: 20 g.

8 komentarzy:

  1. charlottemadness29 stycznia 2017 07:31

    Te "bohomazy" przypominają mi batonik Kinder Bueno,z resztą,odkąd ujrzałam zdjęcie myślałam,że to będzie recenzja jakiś batoników :P
    Czytając recenzję jakoś mało mnie urzekły.Zabrakło mi "tego czegoś" jeszcze,mocniejszego charakteru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wersję z chrupkami na pewno można potraktować jako batonik. Ja byłam zawiedziona, chociaż biała miała w sobie coś intrygującego. Dobrze, że ciemne tabliczki zostawiłam sobie na koniec ;)

      Usuń
  2. Trochę rozczarowanie, niestety produkcja dobrej czekolady wymaga jednak profesjonalnego podejścia. Takie chałupnicze metody mogą być regionalną ciekawostką, ale trudno to uznać za wysokiej jakości czekoladę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noooo, poczekaj na recenzje wersji ciemnych :D. Ciekawe, jak na nie zareagujesz :)

      Usuń
  3. Może wyglądem dla nas szału nie robią ale z ciekawości chciałoby się spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  4. I jak ja mam Twojego bloga oglądać jak Ty takie opakowania wrzucasz!? Czuję zazdrość ^^

    OdpowiedzUsuń