Pacari Raw 70% trafiła do mnie z Sekretów Czekolady przez... przypadek. Ba, teraz pytanie - to przypadek, czy też może przeznaczenie? Koniec końców, dzierżyłam w łapkach właśnie tą, potwornie utytułowaną tabliczkę i miała być ona moim pierwszym doświadczeniem z marką Pacari. Marką niemiecką, która jednak wszystkie swoje tabliczki robi w Ekwadorze - z ekwadorskiego ekologicznego kakao, na ekwadorskiej ziemi.
Ekwadorska surowa panienka zdobyła srebro w finale International Chocolate Awards w 2012 roku, a w tym samym konkursie rok później powtórzyła ten sukces. Ponadto, zdobyła wtedy złoto w kategorii czekolad z kakao amerykańskiego.
Surowa czekolada - czy coś Wam to mówi? Czasem w swoich recenzjach odnoszę się do wyrażenia "surowa" jako opisu dzikich i szorstkich doznań - tymczasem surowość to w świecie czekolad zupełnie odrębna kategoria, wynikająca z procesu wytwarzania. Ziarna kakao przeznaczone do wytwarzania surowej czekolady są prażone w niskiej temperaturze, nie przekraczającej 42 stopnie Celsjusza. Dla porównania - "normalna" czekolada zrobiona jest z ziaren prażonych nawet w o 100 stopni wyższej temperaturze.
Generalnie pierwszorzędną ideą produkcji surowej czekolady jest zachowanie w niej jak największej ilości dobroczynnych składników kakao, które nie są do końca termostabilne (np. antyoksydanty). To proste - jest to idea przemawiająca za całym ruchem RAW FOOD. Z drugiej strony - niska temperatura prażenia prowadzi do pozostawienia wielu nut smakowych charakteryzujących zupełnie surowe ziarno kakao (no bo jakby nie patrzeć - 42 stopnie to też jest jakaś obróbka cieplna i mimo wszystko oddalamy się od w 100% nieobrobionego ziarna). Nad surową czekoladą wisi jednak wiele kontrowersji m.in. fakt, że podczas fermentowania ziarna kakao częstokroć uzyskują wyższą temperaturę niż owe magiczne 42 stopnie. Ponadto, czekolada zrobiona z ziaren prażonych w takich warunkach ma zawierać szkodliwe związki, które inaktywują się w temperaturze klasycznego prażenia (nie szukałam szczegółów na ten temat, po co się straszyć).
Obecnie surowa czekolada jest w Polsce na wyciągnięcie ręki za sprawą marki Surovital, parającej się produkcją właśnie takiej czekolady. Dwie tabliczki Surovital (ta i ta) pojawiły się już na moim blogu, miałam również okazję kosztować wspaniałych orzechów brazylijskich w polewie z surowej czekolady. Od dawien dawna produkty tej marki widuję w Almie, jakiś czas temu pojawiły się również w Carrefourze. Tak naprawdę, każdy z Was może dziś zapoznać się z surową czekoladą. Tymczasem, przybliżę Wam jedną z najpopularniejszych surowych tabliczek na świecie, o której w sieci wypowiadano się już tu, tu i tu.
Pięknie opakowana 50-gramowa tabliczka charakteryzuje się idealną grubością i jak na mój gust - nieco za drobnym podziałem na kostki. Ma głęboką barwę i taki też zapach - niejednoznaczny oraz bogaty. Pierwszym moim wrażeniem w aromacie była słodycz i rześkość, a po chwili przeszedł on na ciemniejszą stronę mocy, ukazując paletę surowości, dymności, wędzoności i odrobiny octu. Subtelniejsze nuty usilnie próbowały się przez to przebić, dzięki czemu odzywają się nuty kwiatowe (róże, jaśmin) oraz owocowe (brzoskwinie oraz koktajl owoców tropikalnych). Połączenie tych wszystkich akcentów doprowadziło do nieco absurdalnego skojarzenia z kandyzowanymi brzoskwiniami zanurzonymi w octowej zalewie, uprzednio podwędzonymi. Podsumowując - Pacari Raw 70% pachnie obłędnie smakowicie.
Po cudnie dźwięcznym przełamaniu tabliczki i spróbowaniu pierwszego kęsa, w buzi rozlewa się nieprzebrana głębia i cudnie naturalna miodowa słodycz. Czekolada sprawia wrażenie szorstko-ziemistej, lecz rozpuszcza się dość dobrze, bez ziarnistości - choć jednocześnie nie jest całkowicie aksamitna. Mimo to, szorstkość jest tu odczuwalna bardziej na płaszczyźnie smaku, niźli konsystencji. Po prostu jest tu wiele roślinno-glebowych nut, ale o tym za chwilę...
Słodycz i kwaśność idą w zgranej parze przez cały czas degustacji. Powiedziałabym, że słodycz najmocniej pojawia się na początku, a kwaśność w finiszu - lecz po kilku kostkach doznania zaczęły się już mieszać ze sobą, odkrywając nowe pokłady. Goryczy niemalże się tu nie uświadczy - jedząc Pacari Raw 70% stwierdziłam wraz z Mężem, że dawno już nie jedliśmy naprawdę cierpkiej czekolady (kolejny dowód na to, że wyrażenie "gorzka czekolada" można sobie wsadzić głęboko).
No dobra, spróbujmy to jakoś poukładać. Przez pierwsze wrażenie miodowej słodyczy przebija się szorstka ziemistość, która prędko przechodzi w kwaskowato-słodką pleśń. Wraz z Mężem ewidentnie czułam tu coś nadpleśniałego i lekko zepsutego - choć dziwi mnie fakt, że w sieci nikt o takim skojarzeniu nie pisał. Pleśniowo-zjełczałe skojarzenia prowadziły nas w stronę przeterminowanej, lekko ściętej tłustej maślanki oraz masła roztopionego na mocnym słońcu.
Gdzieś przebrzmiewająca nadal ziemista nuta powodowała, że odczuwaliśmy także specyficzną kwaskowatość zbyt świeżych, lub też za starych orzechów włoskich, nadkażonych już pleśnią. Był to też smak kojarzący się z mokrą korą pokrytą pajęczyną i ze zdrewniałymi starymi szparagami (w których to jeszcze uparcie pojawia się maślaność penisoidalnych końcówek).
Dalej do gry wchodzą owoce, na czele z soczystymi brzoskwiniami z syropowej zalewy. Pojawiają się również smażone banany, kandyzowana kostka ananasowa, suszone mango, jędrne rodzynki w orientalnym lepkim sosie. Przez chwilę pojawia się złudzenie alkoholowe, jak w gęstym likierze - ale trudno mi określić, jaki byłby to likier. Tuż po tej serii zdarzeń, na koniec pojawia się ponownie kwaskowata nabiałowa nuta - dzięki czemu pomimo pleśniowo-ziemistych wcześniejszych doznań finiszujemy deserowo.
Po zakończeniu degustacji tak jakby odbiło mi się... rybą, ale nie wiem, czy powinnam w 100% wiązać to z tą czekoladą ;). Pomimo tak szalonych doznań, o dziwo długo po kosztowaniu czekolady utrzymywało mi się w buzi odświeżające uczucie. Czułam również przyjemny miodowy film. Ostatecznie czułam się tak, jakbym jadła wcześniej sernik z grubo mielonego twarogu, z dodatkiem brzoskwiń w zalewie, muśnięty miodową rosą. Końcowe wrażenie Pacari Raw 70% pozostawia po sobie bardzo ciepłe.
Jedzenie tej czekolady było przygodą i teraz już wiem, że zdobycie jej nie było przypadkiem, a właśnie przeznaczeniem! Bardzo mi smakowała i bardzo mnie intrygowała - miałam ochotę na więcej, zupełnie mnie nie zamuliła, nie nasyciła - a raczej rozbudziła. To było mój pierwszy raz z marką Pacari, ale już wiem, że na tej czekoladzie się nie skończy. Bo jakże bym mogła powiedzieć pas po czyś tak niezwykłym?
Skład: surowe ziarna kakao, pełny cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 50 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 597 kcal.
BTW: 10/40/50
Do tej pory jadłam tylko surowe czekolady marki SuroVital, które smakowały całkiem całkiem, ale dupska nie urywały.Może kiedyś w przyszłości "pokombinuję" z innymi wariantami tej firmy. Ta czekolada nie trafiła przypadkowo, ona na prawdę była przeznaczeniem, żadną pomyłką. Intrygujące nuty smakowe.Jestem na 200% pewna,że by mi posmakowała.Fajnie jest odkryć coś nowego ;)
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że przy Pacari już choćby kawałek dupska zostałby urwany :D
UsuńWczoraj jadłam surową CoCoa i bardzo mi smakowała (na razie więcej nie piszę, bo za jakiś czas recenzja będzie).
OdpowiedzUsuńOd dawna też zamierzam zabrać się za Pacari i po Twojej recenzji wiem, że nie ma na co czekać. :D
Oczywiście czekam z utęsknieniem za recenzją :).
UsuńKurde, za dużo tych marek na które nie ma co czekać :D
Ojej! Oszalałam! Teraz muszę zdobyć 100 %. Toż to jest boskie!
UsuńTeż zatęskniłam do Pacari ;)
UsuńUwielbiam surowe czekolady z Surovital i faktycznie lepiej nie zastanawiać się, czy obróbka w 40 stopniach nie pozostawia jakiś szkodliwych substancji :) Nigdy nie doszukałam się w nich tylu nut smakowych co Ty, ale może lepiej się zbytnio na tym nie skupiać - pleśń, masło roztopione na słońcu, zdrewniałe szparagi to raczej nie są moje smaki :P
OdpowiedzUsuńSurovital to jednak nie to samo co Pacari ;). Surovital muszę sobie odświeżyć.
UsuńKoniecznie, jestem ciekawa Twoich wrażeń na jej temat :P Wiem, że to nie to samo ;)
UsuńKoniecznie, jestem ciekawa Twoich wrażeń na jej temat :P Wiem, że to nie to samo ;)
UsuńDwie starsze recenzje Surovital już u mnie są :)
UsuńBrzoskwinie w zalewie,miód,sernik ojej czekolada marzenie:) tylko waga jakaś mała:P
OdpowiedzUsuńNie pogardziłabym większą ilością tej czekolady, ale cóż, Pacari są takiej gramatury.
UsuńObawiam się, że w świecie Prawdziwej Czekolady gramatura powyżej 50g to już pieśń przeszłości. Z chlubnym wyjątkiem w postaci niektórych francuskich marek, np. Chocolat Bonnat od lat niezmiennie w 100-gramowych formach.
UsuńDla mnie miłym zaskoczeniem jest 100-gramowy Pralus Le 100% Criollo Madagascar :). Jutro go otwieram! :D
UsuńPrzygarnęłabym taką tabliczkę czekolady w ramach motywacji do ćwiczeń :) Dobra też na jesienne melancholie ;)
OdpowiedzUsuńMotywacja do ćwiczeń? Dla mnie taka czekolada to prywatny kawałek nieba...
UsuńPo spróbowaniu czekolady od Surovital z jagodami goji bardzo chciałybyśmy i tej tabliczki spróbować :) Choć posmak kwaskowato-słodkiej pleśni na samym początku aż tak nie zachęca xD
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle to bardzo spodobało nam się opakowanie czekolady a szczególnie wygląd foli :)
Muszę wypróbować więcej produktów od Surovital zwłaszcza, że mam je teraz pod nosem w Carrefourze.
UsuńOpakowanie jest cudowne!
Intrygujące nuty smakowe. I kolejna czekolada która idzie do mojej szuflady umysłowej "do spróbowania".
OdpowiedzUsuńA z szuflady umysłowej już blisko do szuflady prawdziwej :>...
UsuńTe ,,pleśniowe" opisy trochę spowodowały u mnie wzdrygniecie się, ale z kolei później te owocowe smaki sprawiły, że ślinianki zaczęły sprawniej pracować. :D Podoba mi się też, że wygląda tak... surowo.
OdpowiedzUsuńW tej czekoladzie na tyle dużo się działo, że to, co może się źle kojarzyć prędko zostało przeganiane przez coś zupełnie innego.
UsuńNie ma to jak odbeknięcie rybą po czekoladzie ;) Też czasem mam dziwne powikłania po słodyczach, więc się nie będę śmiała. Może troszkę. A surową czekoladę w domu mam, tzn. owoce w surowej czekoladzie, ale nie mogę się do nich zebrać :/
OdpowiedzUsuńZbierz się koniecznie! Wprawdzie owoców w surowej czekoladzie jeszcze nie jadłam, ale orzechy brazylijskie od Surovital totalnie mnie zauroczyły!
UsuńBanany i figi. Koniecznie (:
UsuńCoś czuję, że banany trudno mi będzie ochronić przed Mężem :D
Usuńnie jadłam nigdy surowej czekolady, ba intryguje mnie niemiłosiernie, ale ta cena powala. Te produkty co podlinkowałaś pierwsze, to kojarzę, ale zawsze szkoda mi pieniędzy. Dzięki za wyjaśnienie RAW czekolady, zawsze do końca nie wiedziałam o co chodzi. Wiem, że surowe... ale to znaczy jakie :D Dzięki ^^
OdpowiedzUsuńW czekoladzie ta surowość to właśnie tak nie do końca 100% surowość :D.
UsuńPoproś kogoś z rodziny o prezent z Surovital. Coraz lepiej dostępne są ich produkty, a naprawdę warto wypróbować.
nie poczekam jak będę bogata, i tak wykosztowali się na mnie za dużo.
UsuńTeraz już rozumiem dzięki Tobie :D
To super komfort móc samemu kupować czekolady jakie się chce ;)
UsuńKurczę, nie wiem. Na początku recenzji miałam spooory entuzjazm, który trochę gasł wraz z czytaniem recenzji. :D No nie wiem, chciałabym mieć okazję spróbować kostki/dwóch. :D
OdpowiedzUsuńA co takiego gasi ów entuzjazm?
UsuńJadłam sobie właśnie Milkę Oreo i przypomniała mi się ta recenzja (pierwszy raz czytałam ją rano). Teraz przeczytałam ją po raz drugi i..
OdpowiedzUsuńMatko jak mi się chce dobrej czekolady ;-;
Btw., ja raz czułam rybę jedząc przeboskie lody Ballino z Lidla. Cieszy mnie twoje skojarzenie, myślałam że to ze mną jest coś nie tak xD
Milka Oreo i Pacari... Dwa światy! Aż dziwne, że obie nazywają się czekoladami. Tak różnorodny jest ich świat...
Usuń