sobota, 5 września 2015

Orion Studentska ciemna z czerwonymi porzeczkami, orzechami arachidowymi i galaretkami


Kolejnego dnia po powrocie znad jeziora Kari zwiedzaliśmy na własną rękę Erywań. Podczas naszych długich spacerów oraz odwiedzania muzeów (w których historia Armenii wydaje się być po prostu żywa), nasz przewodnik kompletował ekwipunek na następną wyprawę, tym razem czterodniową. Naszym celem były Góry Gegamskie. Gdy po powrocie z miasta pakowaliśmy się pod namioty załadowałam do plecaka dwie z trzech nowych Studentskich oraz względnie nowy wariant smakowy Toblerone. Na moim blogu już nieraz mogliście się przekonać, jak bardzo cenię sobie Studentskie na górskim szlaku (spuszczając na fatalny skład zasłonę milczenia). Jak się później okazało, pierwszy dzień wędrówki w Górach Gegamskich (czwartek) okazał się być morderczy dla Studentskich. Taki upał zniosłaby mało która czekolada. Nie było mowy, by w ogóle tykać czekolady na trasie - byliśmy w stanie przyjmować jedynie wodę i soczyste owoce. Gdy już po południu rozbijaliśmy obóz, mój Ukochany szepnął: "nie chcesz wiedzieć, co się stało z czekoladami". Noce były jednak chłodniejsze - wiedziałam, że tabliczki stężeją i następnego dnia nie powinno być już tak źle. Nie wyobrażałam sobie, żebym miała uznać Studentskie za niezjadliwe - nawet poddane takim perturbacjom.

Po pierwszą Studentską sięgnęliśmy więc w piątek. W tej notce opiszę jednak wyprawę czwartkową. Nim to nastąpi, czas pochylić się nad czekoladą. Deserowa Studentska z czerwoną porzeczką to jedna z trzech letnich limitowanych nowości od czeskiego Oriona (znajdującego się pod skrzydłami Nestle). Wszystkie zakupiliśmy poprzez Allegro.

Szałowa zawartość 39% kakao plus tłuszcze roślinne i miliard polepszaczy w żelkach oraz w owocowych cząstkach powinny tą czekoladę totalnie deklasować. Jednakże dla mnie Studentska w górach to Studentska w górach i wszystko jej wybaczam. Abstrahując, nie przedstawię Wam dzisiaj pełnego składu tej czekolady. Spisałam go z opakowania jeszcze przed wyjazdem na urlop, ale parę dni temu przedwcześnie opublikowałam wersję roboczą opisu tej tabliczki. Zorientowałam się będąc w trasie i w pośpiechu skasowałam notkę. W domu okazało się, że opakowanie Studentskiej jest na tyle zniszczone po wyprawie, że nie jestem w stanie odczytać pełnego składu (który jest jak zwykle kilometrowy). Niech Wam wystarczy fakt, iż czerwone porzeczki stanowią 30% owocowych cząstek. Wiadomo było, że Orion nie zaserwuje nam w środku całych suszonych porzeczek...


 

Po rozpakowaniu z papierka i sreberka nasza porzeczkowa Studentska wyglądała strrrasznie. Brrr... Jak dobrze, że na  powyższym zdjęciu udało mi się uniknąć szczegółowego pokazania Wam tej masakry. Częścią tabliczki poczęstowaliśmy towarzyszy wędrówki, reszta powędrowała do naszych paszcz. Jako, że jedliśmy tą Studentską przed i po zdobyciu jednej z gór, mój Ukochany stwierdził, że NIC nie pamięta z tej czekolady. Jej smak uciekł gdzieś pomiędzy ogromem wrażeń i czekolada stała się tylko paliwem. Staram się wytężyć umysł i postarać się COŚ o niej napisać...

W kategorii deserowych czekolad Studentska to oczywiście rzecz wyjątkowo słodka i błaha, ale w połączeniu z mnogością dodatków tworzy produkt bardzo przystępny do spożycia. Galaretki i orzechy arachidowe były dokładnie takie same jak w poprzednich próbowanych wersjach, będąc sztandarowym symbolem marki Studentska. Uwielbiam je w tych tabliczkach. Owocowe cząstki nie spisały się rewelacyjnie. Na szczęście ich kolor nie został nadmiernie podrasowany, a konsystencja przypominała po prostu nieco twardsze galaretki. Posmak czerwonych porzeczek wynurzał się gdzieś spod słodyczy, ale bez wiedzy o wariancie smakowym tabliczki chyba ciężko mi by je było zidentyfikować i nazwać. Raczej obstawiałabym po prostu miks czerwonych owoców, być może owoce leśne. W oddali przebrzmiewał lekko winny akcent charakterystyczny dla dojrzałych czerwonych porzeczek - i to by było na tyle.

Smakowało mi, owszem - tak jak zawsze. Nowe Studentskie kupuję nie z chęci zaznania wyjątkowych smaków, ale z sympatii. Dziś opisywana wersja smakowa była naprawdę mało charakterystyczna w porównaniu do innych. Jeszcze przed opisem pozostałej dwójki czeskich nowości mogę przyznać, że porzeczkowa jest najmniej godna uwagi. Proszę przejdźmy więc w końcu do tego, co najbardziej wartościowe w dzisiejszym wpisie...



Powyższe zdjęcie przedstawia naszą wesołą kawalkadę kierującą się z wioski Sevaberd wprost w stronę serca Gór Gegamskich. Do Sevaberd dojechaliśmy z Erywania w czwartkowe przedpołudnie gdzie poznaliśmy naszych "horsemanów": Geghama i jego przyjaciela Rustana. Gegham jest starszy, ma przepalone od słońca oczy. Gdy uśmiecha się, spośród rzędu naturalnych zębów raz po raz przebłyskują złote. Rustam zaś to  śliczny, no no po prostu śliczny młody mężczyzna. Trafniejszego epitetu nie mogłam znaleźć.

Bazą wypadową była najbardziej wysunięta w stronę gór działka, na której znajdował się dom Geghama. W całej wsi wiało biedą, ale i tak zostaliśmy ugoszczeni wyjątkowo ciepło. Żona Geghama poczęstowała nas wyjątkowo smaczną kawą oraz tradycyjnym ciastem gata. Gata wygląda jak okrągły pszenny chleb (zresztą takiego kształtu chleb zazwyczaj jada się w Armenii), a wewnątrz wypełniony jest zbitym nadzieniem na bazie cukru i jajek. Potem śmialiśmy się, że gata to ciasto z koglem moglem. Bardzo polubiłam ten prosty smak.

Przy płocie czekały już osiodłane konie: siwa klacz i gniady ogier. Drobne, szlachetne wierzchowce. Załadowaliśmy na ich grzbiety nasz prowiant i plecaki. Naszej wyprawie miał towarzyszyć trzeci konik, a mianowicie źrebaczek siwej. Widząc, jak słońce coraz to wyżej unosi się na niebie wysmarowaliśmy się kremem z filtrem 50+ i ruszyliśmy w stronę roztaczającego się przed nami bezkresu. Bezkresu dzikich Gór Gegamskich.


Niesamowity żar lał się z nieba, a my dzielnie kroczyliśmy coraz to wyżej i wyżej przez prawdziwe pustkowia. Raz po raz napotkaliśmy gdzieś pasterzy ze swoimi stadami, dla których turyści w tym miejscu to niespodzianka. Zbliżali się do nas, zagadywali. Ubrani od stóp do głów, szczelnie chronili się przed słońcem. Po tym, jak spiekłam sobie łydki zupełnie się im nie dziwiłam.

Z każdym kilometrem otwierały sie przed nami coraz to nowe przestrzenie. Przechodziliśmy na drugą stronę kolejnych wzgórz, a tam czekały następne górskie surowe krajobrazy, które zdawały się nie mieć końca. Tego dnia nie widzieliśmy jeszcze najwyższego szczytu Gór Gegamskich - Azhdahak 3597 m n.p.m., choć mijane góry i tak wydawały się być coraz to wyższe. Parę razy pytaliśmy, czy to już Azhdahak, a okazywało się, że przechodzimy właśnie obok gór bez nazwy. W Polsce nie do pomyślenia!

  
Gdy zbliżaliśmy się do miejsca rozbicia naszego obozu, góry zaczęły przypominać wielkie brzoskwinie. Mój mózg oszalał już od słońca i niekończących się krajobrazów, aż odnosiłam wrażenie, że po przejściu na drugą stronę kolejnego wzgórza zobaczymy wielki ocean.

Dotarliśmy jednak nad jezioro Akna. Gdy chłopacy poszli poić konie, od razu ułożyli u brzegu jeziora kilka butelek celem ich schłodzenia. Po rozbiciu namiotów mogliśmy wspólnie raczyć się chłodną Kilikią oraz fenomenalnym domowym winem z dzikiej róży, które smakowało niczym najwykwintniejszy lambik.

Potem udaliśmy się na spacer dookoła jeziora Akna, które jest położone w naprawdę niezwykle urokliwym miejscu. Zresztą, możecie się o tym przekonać patrząc na zdjęcia. Na dodatek było tam tak spokojnie... Po powrocie pod namioty zjedliśmy wspólnie kolację, a w obroty poszła chłodzona w jeziorze wódka. A po niej znów Ormianie mówili po polsku, a Polacy po ormańsku... Noc nad jeziorem Akna była cicha i bezpieczna, a w ciepłym śpiworze z gęsiego puchu spało się jak w najlepszym łóżku.







Masa kakaowa min. 39%.
Masa netto: 180 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 527 kcal.
BTW: 7,5/31,5/52,4

42 komentarze:

  1. charlottemadness5 września 2015 05:44

    Najlepsze w Studenckich są zawsze orzechy i rodzynki, które nie tracą swojej ''jędrności" i za to je lubię. Raczej nie skłoniłabym się do zakupu tej czeko (potrafię zaakceptować skład itp.) ale nie zmienia to faktu,że chętnie bym się poczęstowała. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. charlottemadness5 września 2015 19:13

      Ps.: Późnym po południem naszła mnie myśl, by zjeść jakiegoś Zottera. Trafiło na Chilli Bird’s Eye. Raz,że data tej tabliczki była najkrótsza, dwa,że miałam właśnie ochotę na coś ostrego i wytrawnego.Wiedziałam,że Zotter mnie nie zawiedzie, ale brak mi słów do określenia jakie to było po prostu CUDO przez duże C. Tabliczka z chilli Manufaktury to tylko "pieszczenie podniebienia", gdzie u Zottera ale to na prawdę można zionąć ogniem.! Jest ostro na prawdę.Chilli jest tak ostre,że doprowadza aż do "świeżości w nosie"( nie wiem jak to ująć :P) pomijając fakt ,że piecze w gardle jak cholera. Ta tabliczka sprawia,że pomimo ostrości chce się więcej i weęcej.Zjadłam pół.Resztę rozkoszy ''zachomikowałam'' na później. W nadzieniu widać cząstki zmielonego chilli, gdy się dobrze przypatrzy , gdyż nadzienie jest ciemne.Otwierając opakowanie czuć piękny zapach gorzkiej czekolady przeplatający sie z ostrością chilli.Była to najlepsza chyba z nadziewanych Zotterów jaką jadłam , z resztą jeszcze przede mną dłuuuga droga w degustacji innych tabliczek.
      Nie wiem czy ją posiadasz w swej magicznej szufladzie, ale jeśli nie to gorąco zachęcam do tego, by znalazła miejsce na kolejnej liście zamówieniowej ;), a wiem,że tak jak ja Jesteś fanką chilli ;)

      Usuń
    2. Fakt, rodzynki w Studentskich zawsze wychodziły dobrze. Cząstki owocowe o długaśnym składzie to już nie to samo. Udana jeszcze była wersja śliwka-wanilia, gdzie rzeczywiście umieszczono kawałki suszonych śliwek. Co natura to natura!

      Chili Bird's Eye jeszcze nie mam, ale jest na liście czekolad, które muszę mieć... Dopiero co złożyłam zamówienie na Zottery, ale znajdują się na niej same nowości - na wersję z chili jeszcze przyjdzie czas. Jestem podekscytowana faktem, że ta tabliczka wyszła aż tak zajebiście :D. Dzięki za opis!

      Usuń
    3. charlottemadness5 września 2015 21:23

      Gdy zobaczyłam w tygodniu te nowości to aż mi się oczy zaświeciły :P Pełno tego i jakie ciekawe warianty :> Chyba jeszcze zamówię coś w niedalekim czasie .
      Wracając do Chili Bird's Eye wiedziałam,ze się nie zawiodę, a że aż tak.?! To na prawdę było mega, a nie jak już pisałam "pieszczenie podniebienia" ;)

      Usuń
    4. W końcu Zotter spełnił moje marzenie tworząc lukrecjową tabliczkę! Już nie mogę się doczekać mojej przesyłki zwłaszcza, że zapas Zotterów ma sie już powoli wyczerpuje.

      Nowości jest na tyle dużo, że wstrzymam się z domawianiem Bird's Eye, ale ma pewno będę o niej pamiętać.

      Usuń
  2. O, jednak jest wpis do czekolady! :D Deserowa Studentska? To jakaś nowość dla mnie, może by i dla mnie trochę bardziej od mlecznej posmakowała. Porzeczki i orzechy w czekoladzie wydają się być dobrym duetem, ale zjadłabym je w wykonaniu innej firmy.

    Te miejsca wyglądają trochę jak... otoczenie pustelnika, synonim samotności... Niby na szlakach czasami jest bardzo mało ludzi, ale te pustkowia sprawiają wrażenie takich... pustych. Kocham właśnie taką atmosferę... Jak ja Ci tej wyprawy zazdroszczę! No, tylko bez spieczonych łydek bym się obeszła. :P

    Całę szczęście, że nie wrzuciłaś do tego jakiejś pysznej czekolady, bo bym chyba umarła z zazdrości. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że musiał być wpis! :D Trochę deserowych Studentskich już było, na moim blogu też się pojawiły. I tak poziom słodyczy nie odbiega od wersji mlecznych. Pewnie, że inna firma lepiej wzięła by na warsztat porzeczki i orzechy... Studenstka jednak robi wszystko na podobną modłę.

      Pustkowia były dla nas cudowne, kochamy takie klimaty, nie cierpimy tłumów w górach. Dlatego też szukamy takich miejsc...

      Pyszna czekolada? Nie przeżyłabym, gdyby mi się tam roztopiła tak jak Studentskie...

      Usuń
  3. Deserowe Studentskie to mit mitów, nie ma chyba bardziej słodkich czekolad ;) Dodatek czerwonych owoców brzmi fajnie, z reszta dla mnie - co by tam do niej nie wrzucili będzie smacznie !
    No i faktycznie, trochę Was tam potopiło. Ale i opaliło, jak sądzę :)

    Co do części wycieczkowej, kolejny raz napiszę że zazdroszczę, wiem że odpiszesz że tej zazdrości nie chcesz. Ale wiesz, to zazdrość ta z tych "Jak cudownie, chciałoby się pojechać", a nie "Dlaczego Ona a nie ja?!" + masa wulgaryzmów :) Piękne miejsce! To zdjęcie jeziorkowe.. Jak z bajki, jak fotomontaż, serio :) Pięknie.. I pięknie.. Miło w takie chłodne poranki czytać o takich słonecznych gorących wyprawach w sumie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak są deserowe, bo mleka w proszku brak ;). A że słodkie - to fakt. Specyficzny urok Studentskiej.

      Opaliło, aczkolwiek w kolejnych dniach brałam przykład z pasterzy i zakrywałam co się dało.

      Jezioro totalnie mnie zauroczyło. Idealne miejsce.

      Usuń
  4. Po pierwsze czekolada. Po Studenstiej również nie oczekiwałabym niebiańskich przeżyć.Ona ma po prostu smakować i dawać energię. Szkoda tylko, zę nie ma lekkiego porzeczkowego kawsku.
    Twoje wyprawy są boskie. Te widoki, ta pustka i cała otoczka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O dziwo wersja jagodowa wyszła bardziej owocowa nawet pomimo mniejszej zawartości wiodącego owocu w cząstkach.

      Do Armenii nie trzeba mieć wizy, zapraszam :D

      Usuń
  5. dziękuję za te zdjęcia, wiesz jak mi sprawić z przyjemność. Obstawiałam, że wstawisz z ukochanym :) CZekolada od koleżanki Studenska czeka na zjedzenie od pół roku i ciągle znajduję wymówkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę przyjemności Ci sprawię w takim razie, trochę relacji jest przed nami :D.

      Sięgnij w końcu po Studentską, jestem ciekawa jak Ci przypadnie do gustu. Raczej nie ma ludzi obojętnych wobec tych czekolad - albo się kocha, albo nienawidzi.

      Usuń
    2. łiiiiiiiiiiiii! ( piszczy jak jakiś rozpieszony bachor xDD)

      Ostatnio jest pełno ich w Tesco u mnie i w lewiatanie nawet :D Ale ja mam swoją i czekam cierpliwie na jej porę :)

      Usuń
    3. Jak ja się cieszę, że te opisy nie irytują :D

      A jakie wersje smakowe są dostępne w naszych sklepach?

      Usuń
    4. nie zwróciłam uwagi, ale jak będę w tym tygodniu w sklepie to Ci pstryknę fotę :)

      Usuń
  6. Muszę zacząć kupować Studentskie, póki jestem studentem, bo to ostatni rok bycia nim :P Ale od dzisiejszego orionowego bohatera znacznie bardziej zjadłabym "ciacho z koglem moglem", jak to w ogóle brzmi <3 Czytając Twoje opowieści ze szlaku, mam ochotę mieć ochotę na podróż. Jestem jednak domatorką i szlajanie się po świecie pozostawiam innym. Myśląc o sobie w Armenii, żyjącą w takich warunkach jak Wasze, wyobraża mi się koszmar.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy wracaliśmy parę lat temu grupą z Czarnogóry jedna z babeczek na stacji w Słowacji obkupiła się w wiele Studentskich dla swojej córki studiującej medycynę. Podczas sesji to dla niej najlepsze paliwo ponoć :D.

      Ja lubię zawsze wracać do domu, kocham dom. Jednak nic nie daje takich doświadczeń i wspomnień jak podróż, dlatego czasem lubię dom opuścić. Pod namiotami spaliśmy tylko trzy noce, resztę spędziliśmy normalnie w mieszkaniu w Erywaniu.

      Usuń
  7. Miałyśmy okazję kupić Studentską w Intermarche ale obok nich leżała duża tabliczka z Orion z nadzieniem twarogowym z borówkami, a skoro byłyśmy z tatą, który kocha wszystko co jagodowe to nie było opcji żeby wybrać co innego :P Cóż, następnym razem... ;)

    Ale byśmy z chęcią spróbowały tego ciasta, brzmi zachęcająco a co dopiero jakbyśmy miały go zjeść w takich okolicznościach :D
    Kiedyś jak byłyśmy w Chorwacji to spaliłyśmy sobie uda i pośladki... nigdy więcej :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jadłam ją trzy lata temu (o matko, to już tak dawno!!?) -> http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2012/10/orion-mleczna-z-nadzieniem-jagodowo.html . Wtedy mi smakowała... Później jednak jadłam innego nadziewanego dużego Oriona (http://theobrominum-overdose.blogspot.com/2014/06/orion-mleczna-z-nadzieniem-orzechowym.html) i był dla mnie straszny, dlatego przypuszczam, że obecnie byłaby dla mnie trudniejsza do zaakceptowania.

      Ciasto mega proste i tanie w wykonaniu. Szkoda, że nie wzięłam przepisu. Tu jest garść informacji na temat tego ciasta: https://en.wikipedia.org/wiki/Gata_%28food%29 . Dam sobie głowę uciąć, że Gegham i Rustam mówili też o jajach w nadzieniu, stąd skojarzenie z koglem-moglem. Pewnie co rejon, to nieco inna forma.

      W zasadzie to pośladki bym sobie trochę spalić mogła :P. Ale teraz już szansy nie będzie.

      Usuń
    2. A jeszcze była do wyboru pistacjowa i też nas ciekawi bardzo :D Na 100% miałabyś teraz o borówkowej inne zdanie, szczególnie po takich pysznościach jakie miałaś okazje już jeść :)

      A dzięki poczytamy sobie trochę o tym, może kiedyś coś podobnego jak to ciasto uda nam się zrobić :)

      Usuń
    3. Mnie ta pistacjowa też bardzo kusiła kiedyś w czeskim sklepie, ale Ukochany mi ją odradził. Pewnie to dobrze, może nie dałabym rady jej zjeść :P

      Usuń
  8. Ja jakoś nie mogę się ''zakolegować'' z tymi ''żelkami'' i rodzynkami...te czekolady to nie jest moja bajka :D
    Ach, widoki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że mogą nie przypaść do gustu. Ja je uwielbiam! :D Ale widoki kocham bardziej :>

      Usuń
  9. Zdjęcia fantastyczne i nie sposób się nie zachwycać takimi widokami. Nie po raz pierwszy zazdroszczę Ci Twoich wędrówek. :-)
    Co do czekolady - nigdy nie jadłam Studenstkiej. Trochę przytłacza mnie ilość dodatków, jaką jest naładowana. Nie przepadam za dużą ilością ,,chrupaczy" w czekoladach. Zwłaszcza jeżeli są to np. bakalie, z którymi się średnio lubię, oj bardzo średnio...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy słabej jakości czekoladzie takie dodatki ratują całość. Zwłaszcza, że są naprawdę dobrze zrobione. Jednakże jeśli nie lubisz bakalii, no to rzeczywiście może Ci to nie pasować.

      Będę długo wracać do tych widoków... Niesamowita przestrzeń.

      Usuń
  10. Ja nie przepadam za Studentstką, właśnie przez te żelkowate twory, ale moja siostra się nimi zachwyca i kupuje ilekroć ma ku temu okazję (ostatnio w Pradze zrobiła zapas :P, ale ona ogólnie to każdą czekoladę lubi i nie wybrzydza w tej dziedzinie, a ostatnio uznała nawet, że i ciemna jest całkiem zjadliwa :P)

    Opis Waszej wędrówki przypomina mi trochę opis karawany zmierzającej do bazy wypadowej w Himalajach czy Karakorum :P Bardzo mi się podobają tamtejsze krajobrazy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zapasów nie robię, ale nowe smaki z chęcią próbuję w górach. Galaretki bardzo mi pasują w Studentskich. Dla Ciebie mimo wszystko dobre info, że nie ma w nich żelatyny.

      Huh, no jednak nie te wysokości i krajobrazy :D

      Usuń
  11. Będąc w Czechach oczywiście skusiłam się kiedyś na gorzką Studentską, ale była dla mnie zdecydowanie zbyt słodka i długo się z nią męczyłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodyczy nie można im odmówić, ale między innymi dlatego tak lubię je w górach. Kop energetyczny podkrecany dodatkowo przez orzeszki, a dodatkowo odświeżenie z galaretek.

      Usuń
  12. uwielbiam studentska, a wyprawy zazdroszczę! super sprawa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ma swój urok, skubana, prawda? :) A co najbardziej w niej lubisz?

      Wyprawę będę wspominać do końca życia :)

      Usuń
    2. bakalie, których normalnie nie jem tylko w tej czekoladzie :P no i oczywiście sama czekolada.. jest gdzieś zwykła gorzka studentska? miałabym ochotę się porozkoszować czasami samym smakiem czekolady..

      Usuń
    3. Zależy, co masz na myśli pisząc o zwykłej gorzkiej Studentskiej ;).

      Usuń
  13. Nie jadłam, ale zazdroszczę wyprawy- ups.. chyba się powtarzam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie szkodzi - wszak wyprawa była naprawdę znakomita :)

      Usuń
  14. Zdjęcia wspaniałe i przeżycia dla Was niezapomniane a czekolada to tylko taki mini mini dodatek jak dla mnie to bardzo mini hihi bo ja Studenckiej nie lubię za słodko za sztucznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że słodko. Wiem, że sztucznie. Ale w Studentskiej jestem w stanie te wady zaakceptować. Jak jakaś firma wypuści tak samo mocno nadzianą czekoladę, która dobrze smakuje i ma poprawny smak - Studentska pójdzie w odstawkę.

      Usuń
    2. Ja nie jadłam studenckiej w czasach"młodości" by mieć sentyment jak wielu moich znajomych:) . Jadłam pierwszy raz ze 2.5 roku temu i mi nie posmakowała a kupiłam chyba z 5smaków. Może mi wtedy świrowały hormony,dziecko było jeszcze karmione piersią....

      Usuń
  15. Przepiękne zdjęcia. :) Za to wersja smakowa czekolady tym razem nie do końca trafia w mój gust.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie w Twój gust ze względu na porzeczki?

      Zdjęcie może nie najpiękniejsze - piękne to są same widoki, o :D.

      Usuń