Pierwszy post w lipcu dedykuję na rozluźnienie atmosfery wszystkim tym, którzy są spragnieni recenzji prostych mlecznych czekolad na moim blogu. Kolejne wpisy w tym miesiącu będą w dużej mierze zdominowane przez ciemne tabliczki single-origin, więc napawajcie się tą chwilą! ;) Inna kwestia - niestety będę musiała powrócić do publikowania postów co trzy dni...
Do degustacji czekolad Maurinus podeszłam trochę na odwrót, niż logika by wskazywała. Mając do dyspozycji wersję czystą oraz z dodatkami, lepiej byłoby sięgnąć najpierw po tą pierwszą. Ja jednak układałam nasze czekoladowe menu w górach według zupełnie innych zasad, toteż czysta mleczna Maurinus została skonsumowana dzień po koleżance z dodatkiem orzechów laskowych.
W poprzednim wpisie obiecałam dalszą relację z wyprawy z soboty 6 czerwca, tak więc należy się z tego wywiązać (co zresztą sprawi mi nieukrywaną radość). Napawając się boskimi widokami z Hali Krupowej, podążaliśmy dalej czerwonym szlakiem, wchodząc w coraz to bardziej zarośniętą strefę (ale nadal słabo chroniącą przed palącym słońcem - czapka z daszkiem i krem z filtrem 50 to obowiązkowy zestaw na taką wędrówkę!).
Mijaliśmy szczyty Urwanicy, Naroża i Soski, aż w końcu doszliśmy do Przełęczy Malinowe. Zasiedliśmy w pobliżu znajdującego się tam obelisku ku pamięci partyzantów II Wojny Światowej i rozmyślaliśmy nad dalszym przebiegiem wyprawy. Czy kontynuować wędrówkę czerwonym szlakiem? Nim doszlibyśmy do Bystrej, a stamtąd można by było próbować złapać stopa, który dowiózł by nas do Przełęczy Zubrzyckiej. Stamtąd moglibyśmy podejść niebieskim szlakiem na Policę, zdobywając po drodze Czyrniec.
Zdecydowaliśmy się jednak po prostu polegać na naszych nogach, bez zdawania się na łaskę innych. Skierowaliśmy swoje kroki na szlak niebieski, dzięki któremu prędko znaleźliśmy się na Polanie Malinowe. Na niej znajduje się mauzoleum partyzantów oraz kapliczka Matki Boskiej AK-owskiej. Dalej niebieski szlak wiódł płytkim wąwozikiem, od czasu do czasu ukazując piękne widoki - ale generalnie był mocno zalesiony. Niespodzianką było spotkanie samotnej góralskiej chatki w środku lasu, gdzie mieszkała staruszka z psem. To mało uczęszczany szlak, więc starsza pani zapewne rzadko widzi innych ludzi. U samego zejścia do Sidziny rozpościerały się przed nami rozległe piękne widoki w stronę Gorców.
Mijając w Sidzinie Skansen oraz Dom Wczasów Dziecięcych, obraliśmy szlak zielony. Prowadził on przez Kordelkę z powrotem pod schronisko PTTK Na Hali Krupowej. Podczas tego fragmentu wędrówki mój Ukochany złapał mały kryzys, ale butelka coli i lody zakupione później przeze mnie w schronisku naładowały go energią (a co się nastałam spocona w kolejce w dusznym schronisku, to moje...). Dobrze, że szlak przez Kordelkę był zacieniony, bo upał stał się naprawdę nieznośny.
Obraliśmy szlak powrotny, ponownie przez Złotą Grapę i Policę. Z Cylu Hali Śmietanowej nie schodziliśmy jednak na Mosorny Groń, lecz szliśmy dalej czerwonym szlakiem - przez Główniak i Syhlec do Przełęczy Krowiarki. Stamtąd planowaliśmy zejść do auta do Zawoi Podryzowane, co zajęłoby nam jeszcze z półtorej godziny. Na Przełęczy Krowiarki najpierw zasiedliśmy więc do czekolady, a następnie zadzwoniłam do naszej gospodyni z ostrzeżeniem, że wrócimy późno na obiadokolację. Słysząc, ile przeszliśmy i ile mamy jeszcze do kwatery wysłała po nas męża autem - nie mieliśmy nic do gadania ;). A w Zawoi Składach czekał już na nas ciepły obiad, który zjedliśmy ze smakiem pomimo tego, że chwilę wcześniej wciągnęliśmy tabliczkę czekolady na pół ;).
Wybaczcie brak sensownego zdjęcia czekolady, ale nie miałam specjalnie ochoty urządzać tabliczce sesji zdjęciowej w momencie, gdy w bardzo prymitywny sposób byłam żądna cukru ;). Hah, to była dokładnie ta sama ławeczka, przy której dzień wcześniej otworzyliśmy Tai Tau 72%. Jak widzicie, Maurinus dzielnie zniosła upał w moim plecaku i nadgniotła się tylko w jednym miejscu, nie przeistaczając w płynną maź.
Nie wspominałam o tym wcześniej, ale dwie opisywane przeze mnie tabliczki Maurinus można nabyć w marketach Aldi. Sama tego nie wiedziałam, bowiem w Aldi byłam chyba raz w życiu. Ich producentem jest niemiecka fabryka czekolady Waldbaur.
Nie wiem, czy Was zawiodę, czy też nie - ale po tak długim wstępie opis samej czekolady będzie naprawdę znikomy. Raz, że zjedliśmy ją z prędkością światła, a dwa, że naprawdę nie ma się tu nad czym rozwodzić. Czekolada była prosta do bólu. Mocno słodka i mocno mleczna. Kakao na szczęście choć troszkę było czuć. Gładko rozpuszczała się w ustach, przyjemnie zasładzając. Mleczna czekolada o dobry poziom lepsza od zwykłej Milki, aczkolwiek nadal utrzymana w podobnej konwencji. W tych warunkach degustacji bardzo mi to pasowało. Poza tym, nie było tu ani śladu jakichś starych posmaków - czuć, że produkt został wykonany nie z byle jakich składników.
Dużo pozytywów pomimo przeciętności - gdy przyszłaby mi ochota na siermiężnie zwyczajną mleczną czekoladę, z chęcią wybrałabym właśnie tą. Mleczna Maurinus to przyjemny zastrzyk słodyczy, bez konieczności rozwodzenia się nad smakowymi niuansami. Czysta beztroska. Ah, beztroska... Coś, co mimowolnie będzie mi przypominało o górach, gdzie liczy się tylko wędrówka.
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, słodka serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, naturalne aromaty.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 538 kcal.
BTW: 6,3/31,4/55,7
Masz rację,czekolada w sam raz na uzupełnienie cukru.Ma u mnie duży +,że jest choć trochę lepsza od Milki
OdpowiedzUsuńPrzyszły Zottery :D
Otworzyłam jedną już z tym,że dwie wypadają do sierpnia, a jedna do września ;<
Na pierwszy ogień sojowa z jagodami goi w sezamowym nugacie :) Zachwycam się ta czekoladą w każdym kęsie! Sam zapach zwala z nóg! W smaku dominuje nugat sezamowy, lecz soja też daje o sobie znać. Zatopione jagody goi po przekrojeniu są niewidoczne lecz później ukazują się całe i jędrne :)) Mleczna czeko jest idealna. Nie za słodka, przyjemnie kakaowa.Brak mi słów! Już 1 tabliczka zachwyca, a gdzie reszta ! :))
W porównaniu do Milki - w Maurinus jest więcej przyjemnej mleczności, bez tak chamskiego ataku cukru. Milka mi się kojarzy z wyjadaniem stęchłego cukru z cukierniczki, tutaj tak nie było.
UsuńEj! Oszukujesz! :D Nie wymieniłaś tej czekolady na liście zamówionych ;). Też mam ten wariant i otworzę go w ten weekend. Szykuję się na super doznania, tak jak u Ciebie :D.
A, i nie martw się - Twoje czekolady nie są stare. Zotter Handscooped mają zawsze krótki termin ważności.
Nie oszukuję :) Początkowo zamówiłam 11. Potem okazało się,ze posiadają 6 z 11 wybranych(i tyle na początek na próbę zamówiłam) Początkowo informowali mnie,ze jej nie uzyskam jednak jak widać się odmieniło :) Ona jest za strawberry, pineaple + sweet pepper :< a tak bardzo ją chciałam. Może następnym razem się uda :)
UsuńA ja też mam Strawberry Pineapple Sweet Pepper :>
UsuńCzyli zwykła solidna mleczna czekolada. Czasami i coś takiego trzeba zjeść. Trochę Ci zazdroszczę tych wypadów w góry, chociaż ja osobiście obrałabym odwrotny kierunek, bo jestem zakochana w Bałtyku i Gdyni. Brak mi siły i casu, żeby choć raz na 2-3 tygodnie się gdzieś wybrać.
OdpowiedzUsuńOj, ja też nie mam czasu co dwa/trzy tygodnie się gdzieś wybrać... Korzystam z każdego długiego weekendu po prostu. Inna sprawa, że czerwiec mi bardzo w wyjazdy obrodził, bo oprócz wyprawy w okolice Babiej Góry z Ukochanym byłam jeszcze dwa razy w górach... służbowo. I jak tu nie kochać swojej pracy :).
UsuńPo takim opisie wędrówki, prosty opis czekolady wcale nie razi. Powiem więcej: wiem, jak zjedzenie jej musiało się odbyć (po części z doświadczenia, a po części właśnie dzięki takiemu opisowi). Czasami, w przypadkach takich jak ten, człowiek po prostu potrzebuje czegoś niezłożonego.
OdpowiedzUsuńNawet mój Mężczyzna stwierdził, iż dobrze, że zostawiłam na koniec akurat taką czekoladę, bo nie miał już siły na kontemplowanie smaków ;).
UsuńDobra czekolada na uzupełnienie energii :) Połaziłam bym trochę po górach, ale z moimi skokami cukru i niespodziewanymi atakami hipoglikemii byłoby to ryzykowne.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście mogłoby być ciężko z takimi dolegliwościami... Współczuję :(
UsuńJuż Ci chyba pisałam, że uwielbiam czytac opisy Twoich wędrówek; ) Sama bardzo lubię długie górskie wyprawy, a poza tym to ciekawie piszesz; )
OdpowiedzUsuńA czekoladę pewnie bym zjadła, gdyby mi ktoś dał, ale sama z siebie raczej nie kupię... Jakoś czuję większą więź emocjonalną z Milką (to jeden ze smaków mojego dzieciństwa ;p) i choć teraz wydaje mi się za słodka i bez większej głębi, to czasami najdzie mnie na łaciatą czy białą :)
A dziękuję, dziękuję! :)
UsuńPowiem, że większość moich smaków dzieciństwa mnie jakoś specjalnie dziś nie rusza...
Już Ci chyba pisałam, że uwielbiam czytac opisy Twoich wędrówek; ) Sama bardzo lubię długie górskie wyprawy, a poza tym to ciekawie piszesz; )
OdpowiedzUsuńA czekoladę pewnie bym zjadła, gdyby mi ktoś dał, ale sama z siebie raczej nie kupię... Jakoś czuję większą więź emocjonalną z Milką (to jeden ze smaków mojego dzieciństwa ;p) i choć teraz wydaje mi się za słodka i bez większej głębi, to czasami najdzie mnie na łaciatą czy białą :)
Oj, dla mnie te proste, zwykłe, mleczne tablice.. Robią na mnie największe wrażenie! :) Lubię takie czekolady. I szczerze, mając do wyboru taką szarą mysz i wyrafinowanego Zottera.. Wybrałabym właśnie tę tablicę! :)
OdpowiedzUsuńBluźnisz kobieto, bluźnisz :D. Nie wiesz, co mówisz ;) :D
UsuńCzuję, że jestem w grupie osób, którym zadedykowałaś wpis. Cmok ;*
OdpowiedzUsuńCo do czekolady, mleczna... jaka by nie była, ma u mnie kciuk w górę. Wolałabym co prawda wersję z orzeszkami (nawet pokruszonymi!), bo tam jest na czym zawiesić ząb, jednakże mając tylko tę i wszystkie Karmello czy Lindty z twardymi dodatkami, wybieram tę!
Co do gór, znów mi się przez chwilę wydawało, że je lubię, że jestem tam z Wami... Ale nie, jednak nie. Nadal nie lubię gór ;)
Jesteś, jesteś :D. I tak było tu więcej o górach, niż o czekoladzie :P.
UsuńTeż wolałam wersję orzeszkową. Zresztą w górach wszystko z orzechami wygrywa.
Dobry boże, przeniosłam trasę na mapę turystyczną i wyszło, że przeszliście prawie 40 km XD Ile wam zajęła cała wędrówka? Gdy czytam tą relację, to aż mam ochotę spakować plecak! Urzekła mnie ta chatka w głębi górskiego lasu, gdzie mieszka babuszka z pieskiem, właśnie tak wyobrażam sobie życie idealne :D
OdpowiedzUsuńMi ostatnio cały czas w głowie Gorce siedzą, ale obiecałam sobie, że poczekam z tym do jesieni, odkąd trafiłam w internetach na to zdjęcie: https://lh3.googleusercontent.com/--uNbnk76SOI/VE1ruV_o9AI/AAAAAAAAQ70/f86QHuGWoPw/w1043-h283-no/DSC_3046-PANO.jpg
Tak, to było prawie 40 km :). Zresztą trasa dookoła Babiej Góry i na Mędralową z poprzedniego dnia też miała niemal 40 km. Wędrówka zajęła nam ponad 12 godzin wraz z postojami.
UsuńJa codziennie choć raz doznaję tak przeogromnej tęsknoty za górami, że też mogłabym spakować plecak, wsiąść do auta i pojechać w jasną cholerę. Zwłaszcza, że mój kierownik mi przed chwilą przesłał fotkę z urlopu w Tatrach :P.
Góry jesienią są w ogóle cudowne. Ja jesienią byłam w Masywie Śnieżnika, w Górach Sowich i w Rudawach Janowickich. Wszystkie piękne w takiej aurze. A Gorce chodzą mi po głowie już od wielu lat...
Kocham takie długie wędrówki ;) Ale 80 km pod rząd dałoby moim kolanom w kość :(
UsuńMam tak samo, myśli mi krążą wokół gór, wzdycham do zdjęć z gór, molestuję znajomych kiedy gdzieś pojedziemy i planuję, bo samo planowanie, siedzenie nad mapą też jest super.Jakbym mogla, to bym co weekend jeździła, albo najlepiej w ogóle z gór nie wracała XD
Jesienią zawsze jadę w Beskidy, gdzie oczywiście jest cud miód, ale chciałabym wreszcie Czerwonych Wierchów, które wtedy są naprawdę czerwone, Malej Fatry, czy właśnie Gorców, które też w sumie mi spokoju lata nie dają i już zdążyłam je sobie przedstawić w głowie jako ziemię obiecaną XD Dla mnie te tereny, o których piszesz są zupełnie nieznane, a szkoda.
Po schodach było ciężko chodzić przez parę dni po powrocie do domu, ale generalnie nie było źle. Zakwasów zero.
UsuńTeż kocham planowanie tras z mapą! Jedna z najbardziej ekscytujących części przed wyprawami. Jakież zacięte dyskusje się wtedy tworzą między mną a moim Mężczyzną! Wypad listopadowy na dwa dni już mamy zaplanowany, na przyszłą Majówkę również. Wielkanoc stoi pod znakiem zapytania, bo wypada bardzo wcześnie i trzeba wybrać jakiś bezpieczny rejon, żeby nas totalnie nie zasypało śniegiem w jakichś wyższych partiach.
Mała Fatra to już w ogóle póki co jest dla mnie coś niedoścignionego, taka ziemia obiecana jak u Ciebie Gorce (choć prawdziwą ziemią obiecaną jest dla mnie wyspa Reunion, ale to inna bajka ;)). Sudety mam schodzone od Izerów aż po Opawskie, mają górki swój urok (zresztą, jak każde!). Masz do nich dalej, ale naprawdę polecam. Niestety szlaki są gorzej pooznaczane niż w Beskidach, szczególnie w tych mniej uczęszczanych pasmach. I Rudawy Janowickie też są pięknie rude jesienią :D.
W sumie ja nawet lubię ten ból wszystkiego po takich eskapadach, to jakieś tak perwersyjnie przyjemne i satysfakcjonujące xD Tylko, że czasem mam problem z kolanem, np. jak w zeszłym roku 1 dnia pobytu w Tatrach zrobiłam prawie 40 km, to przez następne dni musiałam wlec nogę za sobą ;P
UsuńCzemu właśnie Reunion? Mi się marzą szkockie Highlands, a zwłaszcza Glencoe i Alaska. Zawsze sobie myślę, że jak tam pojadę, to będę już człowiekiem spełnionym. Chociaż pewnie wtedy w głowie zaświtałby mi nowy pomysł na wycieczke i nie dawał spać po nocach, ech :P
A to gdzie się wybieracie? :> Mój najnowszy szatański plan to przejście przez Gorce do Pienin, jakieś 70 km, teraz muszę tylko zacząć truć o tym dupę kompanom, aż uwierzą, że to od zawsze było ich największe marzenie i pojadą ze mną XD
Tez tak kiedyś miałam z Małą Fatrą, byłam tam już 2 razy i wiem, że wrócę jeszcze przynajmniej 20, zdecydowanie moje ulubione góry ;) Naprawdę polecam, i do tego te słowackie senne wioski, wyglądające jakby czas zatrzymał się w nich jakoś 20 lat temu. No i góry jak okiem sięgnąć, kiedy zdobywasz np. Wielki Krywań, to może się wydawać, że świat jest złożony tylko i wyłącznie z gór <3
Sudety też kiedyś odwiedzę, bo zawsze mnie ciągnie w te strony, ale jakoś ostatecznie zawsze przegrywają z tym, do czego mam bliżej ^^
Pamiętam, jak kiedyś po całodziennej wyprawie w Górach Sowich bolała mnie... twarz. Ewidentnie napuchła mi od wysiłku. Dziwne uczucie :D. Uwielbiam czuć się styrana wędrówką, to dla mnie oczyszczające doznanie.
UsuńAby wyzbyć się ryzyka przeciążenia, pierwszy dzień zrobiliśmy sobie lżejszy, ok. 25 km.
Tak sobie z Ukochanym wymarzyliśmy Reunion. Idealna wyspa do trekkingu. Myślę, że w najbliższych latach spędzimy to marzenie i polecimy tam na któreś Boże Narodzenie + Nowy Rok. Szkocja też mi się marzy. Zresztą, wszystko mi się marzy!
W listopadzie z bazy w Korbielowie będziemy krążyć w okolicach Pilska. Na Majówkę eksploracja tej części Beskidu Żywieckiego, która została jeszcze przed nami nieodkryta (m.in. Wielka Racza).
Oh, kocham te krajobrazy, gdzie góry aż po horyzont z każdej strony...
Najciekawsze na końcu ;) Ale nie chodzi mi o samą ocenę czekolady, lecz o pewne zdanie... dosadnie Ciebie określające."Kakao na szczęście choć troszkę było czuć". Cholera - toś to kwintesencja wszystkich wpisów :)
OdpowiedzUsuńSerio nie wiem czy znam kogoś, kto wybierając mleczną czekoladę... zwracałby uwagę na to w jakim stopniu czuć kakao. To ma być słodkie, mleczne, słodkie, no i mleczne. Ach. I dobre by cukier był delikatny ;)
Co to gór, to jako jednak mieszczuch, trudno mi się w nich odnaleźć. Nigdy mnie nie pociągały. Kłamstwem byłoby jednak powiedzenie, że nie pomyślałem "o kur** ale to zaj*** widok" po wyjściu z autokaru na wycieczce szkolnej, gdzieś n południu kraju. Równie silnie - ale to już z przerażenia ;) - działały na mnie zawijasy we Włoszech i Grecji. Tylko, że człowiek wtedy był młody i za głupi by dostrzec piękno natury. Liczyło się "ile jeszcze do czasu wolnego".
Przecież to kakao jest najważniejsze w każdej czekoladzie, z definicji! Nawet w wersjach białych - to dobrej jakości tłuszcz kakaowy wykonuje większość roboty.
UsuńTeż jestem mieszczuchem - od urodzenia mieszkam w Poznaniu. Co nie zmienia faktu, że wieś doceniam od dziecka, wykształcenie mam rolnicze i w takiej branży pracuję. A góry też we krwi można powiedzieć. Od dzieciaka wszczepione przez rodziców, czym zaraziłam mojego Mężczyznę. I moje uzależnienie wciąż się nasila.
Ach w końcu doczekałam się dedykacji! Dziękuje! ( wyściskałabym Cię xDD) przyznaję to coś dla mnie ^^ Co do zdjęcia... o nie wracajcie moje Adidaski :D
OdpowiedzUsuńŚciskaj śmiało :D. Ale o co chodzi z tymi adidaskami? ;)
Usuńhahaha ( ściska xDD) Jestem fanką twoich adidasków ^^ a na tym zdjęciu uciekasz z nimi przede mną :D
UsuńHaha, ok, teraz rozumiem :D
UsuńE tam jak obiad był dobry to i nawet po całej tabliczce czekolady z chęcią by się go zjadło a szczególnie po takiej wędrówce :P
OdpowiedzUsuńDobra mleczna czekolada na cukrowy głód jest idealna :)
Dobry obiad po takiej wędrówce to idealne dopełnienie pięknego dnia :)
UsuńBeztroska mleczna czekolada- tego teraz mi trzeba :D
OdpowiedzUsuńBeztroska to w ogóle cudowne odczucie :)
UsuńDla mnie pewnie byłaby jednak aż ,,za prosta" chociaż z drugiej strony czy właśnie to nie świadczy dobrze o czekoladzie jeżeli jest zwykła, bez niesamowitych dodatków, a jednak bardzo smaczna? :-)
OdpowiedzUsuńCzy bardzo smaczna, hmmm... Po prostu bez większych zarzutów ;).
Usuń