sobota, 28 marca 2015

Lindt Creation Caramel Vanille mleczna nadziewana kremem karmelowym, truflą waniliową i kawałkami migdałów


Dziś opisywana czekolada jest jednym z wielu przykładów, jak stracone niegdyś szanse potrafią do nas powrócić ze zdwojoną siłą. Lindt Creation Caramel Vanille była dostępna w Polsce w sezonie 2013 w w wersji 100-gramowej. Rzuciła mi się parę razy oczy w Almie, gdzie leżała na półce obok Sumptuous Orange i Luscious Caramel. Kolekcja ta była produktem francuskiej filii Lindta i niestety dobrym składem surowcowym nie grzeszyła. Pojawiły się m.in. tłuszcze roślinne. Tak się złożyło, że gdy w końcu doczekałam się promocji na te 100-gramowe Creation, Caramel Vanille nie było już na sklepowej półce. Obeszłam się smakiem. W Mikołajki 2014 ucieszyłam się, gdy zobaczyłam ten wariant smakowy w niemieckim markecie - w wersji 150-gramowej, produkcji szwajcarskiej, bez śladu margaryny. Czasem warto poczekać :).

 

Tabliczka pachnie w sposób dobrze nam znany - oto aksamitnie delikatna mleczna czekolada Lindta. Czekolada, co do której mam ewidentną słabość i mam nadzieję, że Lindt nigdy nie spieprzy tej istnej krainy łagodności. W kakaowo-mlecznej symfonii wyraźnymi akordami uderzają w nasze nozdrza: rozkoszne świeże masełko, słodki karmel i doprawiająca wszystko wanilia. Będzie słodko, oj będzie. To jest jednak obietnica takiej słodyczy, w której lubię się rozpływać. Ten zapach skusił mnie na ryzykowanie hiperglikemią ;).

Warstwa mlecznej czekolady jest mięciutka i delikatna. Rozpływa się w ustach bez najmniejszych problemów. To smak, do którego lubię powracać. Po prostu Lindt. Tyle razy opisywałam tego klasyka na blogu, że aż głupio mi nawracać o tym samym po raz wtóry :D. Przejdźmy więc do nadzienia.

 Generalnie nadzienie bardzo spójnie łączy się smakowo z czekoladą. Jest tak jak ona słodziutkie i nie ma tu żadnej gry kontrastów. Karmel jest mało zwarty, nieco lejący się - ale nie na tyle wodnisty, żeby wylewał się namolnie oblepiając palce. Nie ma w sobie nut paloności, nie ma tu też słoności - to po prostu słodki karmel. Zresztą, cukry w składzie tej czekolady są odmieniane przez wszystkie przypadki, więc trudno się takiemu efektowi dziwić ;). Nie ma przy tym żadnych obcych posmaków i jest świetny na zaspokojenie słodyczowego głoda.

Dolna biała warstwa nadzienia jest zbita i... oczywiście słodka :). Została nazwana waniliową truflą i cóż - jest przede wszystkim bardzo śmietankowa i maślana. Nie bez kozery tłuszcz mleczny zajmuje bardzo wysokie (trzecie) miejsce w składzie. Wanilia pojawia się, jest stonowana i delikatna. Mogę przypuszczać, że ta część nadzienia byłaby monotonna, gdyby nie zatopione w niej drobinki migdałów. Nie są wybitnie wyraziste w smaku, ale na całe szczęście nie są nadmiernie skarmelizowane czy przepalone. Po prostu sobie chrupią, dopełniając błogiej słodyczy tej kompozycji.

Olga, ciesz się, bo w końcu mam coś dla Ciebie ;). Lindt Creation Caramel Vanille ociera się o słodki ulepek. Z naciskiem na słodki, bo do zamulającego ulepka na szczęście mu jeszcze daleko. Dobre surowcowe składniki, mimo wszystko wyważone proporcje - oto klucz do zasłodzenia, zasłodzenia z klasą ;). Smakowało mi. To nie był wybitny produkt, ale smaczna nadziewana czekolada. Słooodka ;).

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, syrop glukozowy, miazga kakaowa, laktoza, śmietanka w proszku, migdały 2%, odtłuszczone mleko w proszku, mleko skondensowane, lecytyna sojowa, glukoza, ekstrakt słodu jęczmiennego, sól, aromaty, ekstrakt wanilii burbońskiej.
Masa netto: 150 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 554 kcal.
BTW: 6,1/35/53


35 komentarzy:

  1. charlottemadness28 marca 2015 05:54

    "Zasłodzenie z klasą" to jest trafne określenie :)) Próbując różne mleczne propozycje Lindt'a nie przypominam sobie,żebym zasłodziła się na amen tak jak przy Milce,Wedlu etc... Na prawdę Lindt to robi z klasą ;) Chętnie bym jej skosztowała. ;) Pewnie w sklepie przykuła moją uwagę ;) Dopiero teraz będę miała okazję spróbować http://www.lindtusa.com/shop/molten-lava-cake-creation-bar-394655-p .
    Po dobrych opiniach myślę,że się nie zawiodę i teraz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na Chocolate Cake :). Mleczne Lindty, choć potrafią też być bardzo w sobie, mają taki wciągający, błogi pierwiastek.

      Swoją drogą, intryguje mnie Twoje tak wczesne publikowanie komentarzy :>.

      Usuń
    2. charlottemadness28 marca 2015 20:17

      wynika to z rytmu dnia pracy ;) Nie przeszkadza mi pobudka o 5;30 :) Micha gorącej owsianki + na deser pasek dobrej czekolady całkiem zachęca do wstawania :) Zazwyczaj jedząc śniadanie przeglądam blogi i ot tak szybko pojawiają się komentarze :)
      Z drugiej strony Twoje publikacje też są wczesne :>

      Usuń
    3. Coś o Ty wiem! Perspektywa gorącej owsianki jest dla mnie najlepszą mobilizacją by wstać. To mój rytuał, aby dobrze zacząć dzień.

      Moje publikacje są wczesne, bo ustawiam je automatycznie ;). Aczkolwiek zazwyczaj wstaję w tygodniu o 6stej lub nieco wcześniej. Teraz wiem, że godzina 5:30 na publikację moich notek jest trafiona - przynajmniej masz co na świeżo czytać do śniadania :D.

      Usuń
    4. charlottemadness28 marca 2015 22:02

      M.in Twój blog i Czoko niczym poranna gazeta :D

      Usuń
    5. Miło jest mieć tą świadomość :)

      Usuń
  2. Lubię czasem takie słodkie i stonowane czekolady. Niestety, ostatnio natknęłam się na dwie tak bardzo słodkie... że po prostu przez jakiś czas nie będę pewnie mogła nawet myśleć o mlecznych. (Recenzje będą na dniach, bo na razie jak pomyślę o tym całym cukrze, to nie mogę się zabrać za jakiś porządny opis)

    Jak ja żałuję, że nie mam dostępu do tabliczek Lindt'a z Niemiec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to i nawet lepiej, bo po recenzjach słodkich czekolad u Ciebie, z olbrzymią przyjemnością poczytam o ciemnych :>.

      Dostęp jest zawsze w dobie internetu ;).

      Usuń
  3. Czyli da się bez margaryny. Takiej nawet a Almie nie widziałam. Ale kupiłam ostatnio LIndt Creation Hazelnut de luxe w dwupaku za 9zł. I teraz narobiłaś mi smaku, żeby dzisiaj jej spróbować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście da się bez margaryny! :D

      W takim razie czekam na recenzję Lindta ;).

      Usuń
  4. Czekolada pt. "zwariowany wariat!". Nie jestem przekonana co do tej kompozycji, mimo że kocham wszystko co słodkie - najbardziej słodkie :) Nie wiem czy ilość cukru (i to nie w cukrze) nie jest na zbyt "high levelu" jak dla mnie. Ale... Nie przekonam się póki nie spróbuję :) Ciekawie się u Ciebie czyta o czekoladach innych niż deserowe, nawet wpisy wydają się być bardziej "lekkie" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Lindta to nie będzie high-level, tym bardziej, jeśli dajesz radę Milce ;).

      Usuń
  5. Wpis jak na zawołanie. Jeszcze przy poprzedniej recenzji mówiłem o prawdopodobnym niedocenieniu smaków... a tu, proszę :D

    Nie wiem na ile to zasługa świata, ale nawet kolor samej tabliczki wydaje się słodki. Tzn. bardziej mleczny, śmietankowy... jakby lepszy gatunkowo niż w kilku innych, przecież równie mlecznych, wyrobach. Co firma to inne "tajemnice kuchni". Im się, w zasadzie zawsze, udaje tę słodkość utrzymać.

    Spytałbym jeszcze o konsystencję samego "białego", czy jest podobna np. do jogurtowych Milki, ale wiem, że odpowiedzi nie uzyskam :D

    Uwielbiam wszystko co ciastowe i ciastkowe w słodyczach. Oczywiście najbardziej herbaciane, kruche dodatki (Ritter ma teraz nową? tabliczkę - ciastko z kremem... kupię choćby "na zapas", by potem nie żałować ;) ) ale połączenia trufli i wanilii nie może (pomijając ekstrema) wyjść źle.

    PS. Świetnie, że zwróciłaś uwagę na pochodzenie i różnorodność składową Lindta. Przyznam, że mógłbym go załadować do koszyka, oceniając jedynie rysunek. Zresztą, chyba nie tylko ja...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolor czekolady rzeczywiście był jaśniutki. Takie są mleczne czekolady Lindta - w specyficzny sposób słodziutkie. W przerozkoszny sposób :).

      Rzeczywiście nie uzyskasz odpowiedzi co do tego porównania :D. Smak nadziewanej Milki dawno odrzuciłam w niepamięć.

      Cookies & Cream od Rittera nie jest nową propozycją - pojawia się na wiosnę już trzeci rok z rzędu. Moim zdaniem smak słaby.

      Na skład zawsze zwracam uwagę. A rysunek rzeczywiście kuszący i przyjemny :).

      Usuń
  6. Kojarzę tę czekoladę, tylko nie wiem skąd. Na pewno ją gdzieś widziałam.
    Tym razem jednak nie czuje się skuszona przez Lindta, nadal przeżywam zasłodzenie przez Milkę i nie mam ochoty na słodkie ulepki. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałaś prawo widzieć, w końcu była w Polsce przez jakiś czas dostępna w nieco odmiennej formie. Przeglądanie zagranicznych ofert Lindta też pozostawia wiele w śladów w pamięci ;).

      W takim razie zapraszam do świata ciemnych czekolad :D. Może skusisz się na jakiegoś delikatniejszego Morina? :>

      Usuń
  7. Gdyby nie te trufle, to połączenie karmelu i migdału byłoby idealne ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez przesady, to tylko się nazywa waniliowa trufla ;). To była po prostu neutralna, słodko-mleczna masa z nutą wanilii.

      Usuń
  8. Mam się cieszyć?! No niby tak... ALE jak zobaczyłam tytuł i zaczęłam czytać, że powtórka, że wreszcie dorwałaś.......... w zeszłym roku, na dodatek w niemieckim markecie. Szlag! Wyobraź sobie, że naprawdę uznałam, że po nią jutro pojadę, Łeee ;( Ta droga krzyżowa przyszła mi z pomocą, zadośćuczyniła. Karma, moja droga :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem na tyle nie na bieżąco z asortymentem naszych marketów, że nie dam sobie ręki uciąć, czy czasem nie jest gdzieś dostępna. Poza tym przecież zawsze pozostaje internet :>.

      Zbyt surowa ta karma biorąc pod uwagę moje koszmary w nocy, że ktoś ukradł mojego Kucyka (czyli autko). To było straszne.

      Usuń
    2. Wiem, czytałam na FB.
      Mi się za to śnił seks z Evanem Petersem <3

      Usuń
    3. Fu, to dla mnie też bylby koszmar :D

      Usuń
    4. Uraziłaś moje serduszko oraz preferencje seksualne :( :P

      Usuń
  9. To chyba nie dla mnie, marnie ostatnio znoszę słodycz ekstremalną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jednak zniosłabyś gładko taką "słodycz z klasą" :).

      Usuń
  10. Nie jestem pewna, ale na 90% jadłam jakiś czas temu właśnie tą wersję, zakupioną w Berlinie, więc pewnie skład miała ten sam :) Bardzo mi smakowała, ale teraz chyba potrafiłabym dostrzec w niej więcej smaków :P

    Mi właśnie dziś zagraża hiperglikemia, bo zaraz planuję pożreć czekoladowego Mikołaja Kinder, gdyż już na niego przyszedł czas, tym bardziej, że w jego miejsce przybyły mi 2 złote zajączki Lindt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj nie ma mowy o jakiejś super hiper mnogości smaków - wszystko to co czujemy wynika ze składu. Cukier, masło, mleko, kakao, wanilia, migdały, karmel. I tyle :).

      Rzeczywiście już najwyższy czas pozjadać Mikołaje :D. U mnie na szczęście nic takiego nie zalega - czekoladowego Mikołaja nie jadłam od lat. Ale na zajączka z Lindta bym się skusiła (nie tylko dlatego, że już wiosna ;)).

      Usuń
  11. Z Lindt zawsze najbardziej będziemy cenić serię gorzkich czekolad z dodatkami :) Takie przesłodkie tabliczki pewnie nigdy nie trafią w nasze ręce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie na pewno ucieszy Was fakt, że w Magicznej Szufladzie czekają 3 deserowe Excellence :)

      Usuń
    2. Skonsumujemy je podczas najblizszych wyjazdow w góry (Wielkanoc i Majówka), więc jeszcze chwilę musicie poczekać aż pojawią się na blogu :)

      Usuń
  12. Oj nie, taki "słodki ulepek" to chyba nie dla mnie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak to było odrobinkę coś więcej, niż słodki ulepek ;)

      Usuń
  13. Widziałam ją w Almie właśnie i dumałam - brać czy nie? Nie wzięłam. Z jednej strony szkoda, bo nigdzie jej teraz nie widuję, ale z drugiej dobrze, bo ulepkowa słodycz to nie dla mnie ;) Choć jak znajdę w promocji...kto wie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O właśnie, daj znać, czy jest jeszcze gdzieś w Polsce dostępna :)

      Usuń