Dziś opisywana czekolada jest jednym z wielu przykładów, jak stracone niegdyś szanse potrafią do nas powrócić ze zdwojoną siłą. Lindt Creation Caramel Vanille była dostępna w Polsce w sezonie 2013 w w wersji 100-gramowej. Rzuciła mi się parę razy oczy w Almie, gdzie leżała na półce obok Sumptuous Orange i Luscious Caramel. Kolekcja ta była produktem francuskiej filii Lindta i niestety dobrym składem surowcowym nie grzeszyła. Pojawiły się m.in. tłuszcze roślinne. Tak się złożyło, że gdy w końcu doczekałam się promocji na te 100-gramowe Creation, Caramel Vanille nie było już na sklepowej półce. Obeszłam się smakiem. W Mikołajki 2014 ucieszyłam się, gdy zobaczyłam ten wariant smakowy w niemieckim markecie - w wersji 150-gramowej, produkcji szwajcarskiej, bez śladu margaryny. Czasem warto poczekać :).
Tabliczka pachnie w sposób dobrze nam znany - oto aksamitnie delikatna mleczna czekolada Lindta. Czekolada, co do której mam ewidentną słabość i mam nadzieję, że Lindt nigdy nie spieprzy tej istnej krainy łagodności. W kakaowo-mlecznej symfonii wyraźnymi akordami uderzają w nasze nozdrza: rozkoszne świeże masełko, słodki karmel i doprawiająca wszystko wanilia. Będzie słodko, oj będzie. To jest jednak obietnica takiej słodyczy, w której lubię się rozpływać. Ten zapach skusił mnie na ryzykowanie hiperglikemią ;).
Warstwa mlecznej czekolady jest mięciutka i delikatna. Rozpływa się w ustach bez najmniejszych problemów. To smak, do którego lubię powracać. Po prostu Lindt. Tyle razy opisywałam tego klasyka na blogu, że aż głupio mi nawracać o tym samym po raz wtóry :D. Przejdźmy więc do nadzienia.
Generalnie nadzienie bardzo spójnie łączy się smakowo z czekoladą. Jest tak jak ona słodziutkie i nie ma tu żadnej gry kontrastów. Karmel jest mało zwarty, nieco lejący się - ale nie na tyle wodnisty, żeby wylewał się namolnie oblepiając palce. Nie ma w sobie nut paloności, nie ma tu też słoności - to po prostu słodki karmel. Zresztą, cukry w składzie tej czekolady są odmieniane przez wszystkie przypadki, więc trudno się takiemu efektowi dziwić ;). Nie ma przy tym żadnych obcych posmaków i jest świetny na zaspokojenie słodyczowego głoda.
Dolna biała warstwa nadzienia jest zbita i... oczywiście słodka :). Została nazwana waniliową truflą i cóż - jest przede wszystkim bardzo śmietankowa i maślana. Nie bez kozery tłuszcz mleczny zajmuje bardzo wysokie (trzecie) miejsce w składzie. Wanilia pojawia się, jest stonowana i delikatna. Mogę przypuszczać, że ta część nadzienia byłaby monotonna, gdyby nie zatopione w niej drobinki migdałów. Nie są wybitnie wyraziste w smaku, ale na całe szczęście nie są nadmiernie skarmelizowane czy przepalone. Po prostu sobie chrupią, dopełniając błogiej słodyczy tej kompozycji.
Olga, ciesz się, bo w końcu mam coś dla Ciebie ;). Lindt Creation Caramel Vanille ociera się o słodki ulepek. Z naciskiem na słodki, bo do zamulającego ulepka na szczęście mu jeszcze daleko. Dobre surowcowe składniki, mimo wszystko wyważone proporcje - oto klucz do zasłodzenia, zasłodzenia z klasą ;). Smakowało mi. To nie był wybitny produkt, ale smaczna nadziewana czekolada. Słooodka ;).
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, syrop glukozowy, miazga kakaowa, laktoza, śmietanka w proszku, migdały 2%, odtłuszczone mleko w proszku, mleko skondensowane, lecytyna sojowa, glukoza, ekstrakt słodu jęczmiennego, sól, aromaty, ekstrakt wanilii burbońskiej.
Warstwa mlecznej czekolady jest mięciutka i delikatna. Rozpływa się w ustach bez najmniejszych problemów. To smak, do którego lubię powracać. Po prostu Lindt. Tyle razy opisywałam tego klasyka na blogu, że aż głupio mi nawracać o tym samym po raz wtóry :D. Przejdźmy więc do nadzienia.
Generalnie nadzienie bardzo spójnie łączy się smakowo z czekoladą. Jest tak jak ona słodziutkie i nie ma tu żadnej gry kontrastów. Karmel jest mało zwarty, nieco lejący się - ale nie na tyle wodnisty, żeby wylewał się namolnie oblepiając palce. Nie ma w sobie nut paloności, nie ma tu też słoności - to po prostu słodki karmel. Zresztą, cukry w składzie tej czekolady są odmieniane przez wszystkie przypadki, więc trudno się takiemu efektowi dziwić ;). Nie ma przy tym żadnych obcych posmaków i jest świetny na zaspokojenie słodyczowego głoda.
Dolna biała warstwa nadzienia jest zbita i... oczywiście słodka :). Została nazwana waniliową truflą i cóż - jest przede wszystkim bardzo śmietankowa i maślana. Nie bez kozery tłuszcz mleczny zajmuje bardzo wysokie (trzecie) miejsce w składzie. Wanilia pojawia się, jest stonowana i delikatna. Mogę przypuszczać, że ta część nadzienia byłaby monotonna, gdyby nie zatopione w niej drobinki migdałów. Nie są wybitnie wyraziste w smaku, ale na całe szczęście nie są nadmiernie skarmelizowane czy przepalone. Po prostu sobie chrupią, dopełniając błogiej słodyczy tej kompozycji.
Olga, ciesz się, bo w końcu mam coś dla Ciebie ;). Lindt Creation Caramel Vanille ociera się o słodki ulepek. Z naciskiem na słodki, bo do zamulającego ulepka na szczęście mu jeszcze daleko. Dobre surowcowe składniki, mimo wszystko wyważone proporcje - oto klucz do zasłodzenia, zasłodzenia z klasą ;). Smakowało mi. To nie był wybitny produkt, ale smaczna nadziewana czekolada. Słooodka ;).
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, syrop glukozowy, miazga kakaowa, laktoza, śmietanka w proszku, migdały 2%, odtłuszczone mleko w proszku, mleko skondensowane, lecytyna sojowa, glukoza, ekstrakt słodu jęczmiennego, sól, aromaty, ekstrakt wanilii burbońskiej.
Masa netto: 150 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 554 kcal.
BTW: 6,1/35/53
"Zasłodzenie z klasą" to jest trafne określenie :)) Próbując różne mleczne propozycje Lindt'a nie przypominam sobie,żebym zasłodziła się na amen tak jak przy Milce,Wedlu etc... Na prawdę Lindt to robi z klasą ;) Chętnie bym jej skosztowała. ;) Pewnie w sklepie przykuła moją uwagę ;) Dopiero teraz będę miała okazję spróbować http://www.lindtusa.com/shop/molten-lava-cake-creation-bar-394655-p .
OdpowiedzUsuńPo dobrych opiniach myślę,że się nie zawiodę i teraz ;)
Też mam nadzieję, że nie zawiedziesz się na Chocolate Cake :). Mleczne Lindty, choć potrafią też być bardzo w sobie, mają taki wciągający, błogi pierwiastek.
UsuńSwoją drogą, intryguje mnie Twoje tak wczesne publikowanie komentarzy :>.
wynika to z rytmu dnia pracy ;) Nie przeszkadza mi pobudka o 5;30 :) Micha gorącej owsianki + na deser pasek dobrej czekolady całkiem zachęca do wstawania :) Zazwyczaj jedząc śniadanie przeglądam blogi i ot tak szybko pojawiają się komentarze :)
UsuńZ drugiej strony Twoje publikacje też są wczesne :>
Coś o Ty wiem! Perspektywa gorącej owsianki jest dla mnie najlepszą mobilizacją by wstać. To mój rytuał, aby dobrze zacząć dzień.
UsuńMoje publikacje są wczesne, bo ustawiam je automatycznie ;). Aczkolwiek zazwyczaj wstaję w tygodniu o 6stej lub nieco wcześniej. Teraz wiem, że godzina 5:30 na publikację moich notek jest trafiona - przynajmniej masz co na świeżo czytać do śniadania :D.
M.in Twój blog i Czoko niczym poranna gazeta :D
UsuńMiło jest mieć tą świadomość :)
UsuńLubię czasem takie słodkie i stonowane czekolady. Niestety, ostatnio natknęłam się na dwie tak bardzo słodkie... że po prostu przez jakiś czas nie będę pewnie mogła nawet myśleć o mlecznych. (Recenzje będą na dniach, bo na razie jak pomyślę o tym całym cukrze, to nie mogę się zabrać za jakiś porządny opis)
OdpowiedzUsuńJak ja żałuję, że nie mam dostępu do tabliczek Lindt'a z Niemiec...
Dla mnie to i nawet lepiej, bo po recenzjach słodkich czekolad u Ciebie, z olbrzymią przyjemnością poczytam o ciemnych :>.
UsuńDostęp jest zawsze w dobie internetu ;).
Czyli da się bez margaryny. Takiej nawet a Almie nie widziałam. Ale kupiłam ostatnio LIndt Creation Hazelnut de luxe w dwupaku za 9zł. I teraz narobiłaś mi smaku, żeby dzisiaj jej spróbować.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście da się bez margaryny! :D
UsuńW takim razie czekam na recenzję Lindta ;).
Czekolada pt. "zwariowany wariat!". Nie jestem przekonana co do tej kompozycji, mimo że kocham wszystko co słodkie - najbardziej słodkie :) Nie wiem czy ilość cukru (i to nie w cukrze) nie jest na zbyt "high levelu" jak dla mnie. Ale... Nie przekonam się póki nie spróbuję :) Ciekawie się u Ciebie czyta o czekoladach innych niż deserowe, nawet wpisy wydają się być bardziej "lekkie" :)
OdpowiedzUsuńU Lindta to nie będzie high-level, tym bardziej, jeśli dajesz radę Milce ;).
UsuńWpis jak na zawołanie. Jeszcze przy poprzedniej recenzji mówiłem o prawdopodobnym niedocenieniu smaków... a tu, proszę :D
OdpowiedzUsuńNie wiem na ile to zasługa świata, ale nawet kolor samej tabliczki wydaje się słodki. Tzn. bardziej mleczny, śmietankowy... jakby lepszy gatunkowo niż w kilku innych, przecież równie mlecznych, wyrobach. Co firma to inne "tajemnice kuchni". Im się, w zasadzie zawsze, udaje tę słodkość utrzymać.
Spytałbym jeszcze o konsystencję samego "białego", czy jest podobna np. do jogurtowych Milki, ale wiem, że odpowiedzi nie uzyskam :D
Uwielbiam wszystko co ciastowe i ciastkowe w słodyczach. Oczywiście najbardziej herbaciane, kruche dodatki (Ritter ma teraz nową? tabliczkę - ciastko z kremem... kupię choćby "na zapas", by potem nie żałować ;) ) ale połączenia trufli i wanilii nie może (pomijając ekstrema) wyjść źle.
PS. Świetnie, że zwróciłaś uwagę na pochodzenie i różnorodność składową Lindta. Przyznam, że mógłbym go załadować do koszyka, oceniając jedynie rysunek. Zresztą, chyba nie tylko ja...
Kolor czekolady rzeczywiście był jaśniutki. Takie są mleczne czekolady Lindta - w specyficzny sposób słodziutkie. W przerozkoszny sposób :).
UsuńRzeczywiście nie uzyskasz odpowiedzi co do tego porównania :D. Smak nadziewanej Milki dawno odrzuciłam w niepamięć.
Cookies & Cream od Rittera nie jest nową propozycją - pojawia się na wiosnę już trzeci rok z rzędu. Moim zdaniem smak słaby.
Na skład zawsze zwracam uwagę. A rysunek rzeczywiście kuszący i przyjemny :).
Kojarzę tę czekoladę, tylko nie wiem skąd. Na pewno ją gdzieś widziałam.
OdpowiedzUsuńTym razem jednak nie czuje się skuszona przez Lindta, nadal przeżywam zasłodzenie przez Milkę i nie mam ochoty na słodkie ulepki. ;)
Miałaś prawo widzieć, w końcu była w Polsce przez jakiś czas dostępna w nieco odmiennej formie. Przeglądanie zagranicznych ofert Lindta też pozostawia wiele w śladów w pamięci ;).
UsuńW takim razie zapraszam do świata ciemnych czekolad :D. Może skusisz się na jakiegoś delikatniejszego Morina? :>
Gdyby nie te trufle, to połączenie karmelu i migdału byłoby idealne ^^
OdpowiedzUsuńBez przesady, to tylko się nazywa waniliowa trufla ;). To była po prostu neutralna, słodko-mleczna masa z nutą wanilii.
UsuńMam się cieszyć?! No niby tak... ALE jak zobaczyłam tytuł i zaczęłam czytać, że powtórka, że wreszcie dorwałaś.......... w zeszłym roku, na dodatek w niemieckim markecie. Szlag! Wyobraź sobie, że naprawdę uznałam, że po nią jutro pojadę, Łeee ;( Ta droga krzyżowa przyszła mi z pomocą, zadośćuczyniła. Karma, moja droga :P
OdpowiedzUsuńJestem na tyle nie na bieżąco z asortymentem naszych marketów, że nie dam sobie ręki uciąć, czy czasem nie jest gdzieś dostępna. Poza tym przecież zawsze pozostaje internet :>.
UsuńZbyt surowa ta karma biorąc pod uwagę moje koszmary w nocy, że ktoś ukradł mojego Kucyka (czyli autko). To było straszne.
Wiem, czytałam na FB.
UsuńMi się za to śnił seks z Evanem Petersem <3
Fu, to dla mnie też bylby koszmar :D
UsuńUraziłaś moje serduszko oraz preferencje seksualne :( :P
UsuńTo chyba nie dla mnie, marnie ostatnio znoszę słodycz ekstremalną.
OdpowiedzUsuńMoże jednak zniosłabyś gładko taką "słodycz z klasą" :).
UsuńNie jestem pewna, ale na 90% jadłam jakiś czas temu właśnie tą wersję, zakupioną w Berlinie, więc pewnie skład miała ten sam :) Bardzo mi smakowała, ale teraz chyba potrafiłabym dostrzec w niej więcej smaków :P
OdpowiedzUsuńMi właśnie dziś zagraża hiperglikemia, bo zaraz planuję pożreć czekoladowego Mikołaja Kinder, gdyż już na niego przyszedł czas, tym bardziej, że w jego miejsce przybyły mi 2 złote zajączki Lindt :)
Tutaj nie ma mowy o jakiejś super hiper mnogości smaków - wszystko to co czujemy wynika ze składu. Cukier, masło, mleko, kakao, wanilia, migdały, karmel. I tyle :).
UsuńRzeczywiście już najwyższy czas pozjadać Mikołaje :D. U mnie na szczęście nic takiego nie zalega - czekoladowego Mikołaja nie jadłam od lat. Ale na zajączka z Lindta bym się skusiła (nie tylko dlatego, że już wiosna ;)).
Z Lindt zawsze najbardziej będziemy cenić serię gorzkich czekolad z dodatkami :) Takie przesłodkie tabliczki pewnie nigdy nie trafią w nasze ręce ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie na pewno ucieszy Was fakt, że w Magicznej Szufladzie czekają 3 deserowe Excellence :)
UsuńTo dawaj :D Czekamy :)
UsuńSkonsumujemy je podczas najblizszych wyjazdow w góry (Wielkanoc i Majówka), więc jeszcze chwilę musicie poczekać aż pojawią się na blogu :)
UsuńOj nie, taki "słodki ulepek" to chyba nie dla mnie. :D
OdpowiedzUsuńA jednak to było odrobinkę coś więcej, niż słodki ulepek ;)
UsuńWidziałam ją w Almie właśnie i dumałam - brać czy nie? Nie wzięłam. Z jednej strony szkoda, bo nigdzie jej teraz nie widuję, ale z drugiej dobrze, bo ulepkowa słodycz to nie dla mnie ;) Choć jak znajdę w promocji...kto wie :D
OdpowiedzUsuńO właśnie, daj znać, czy jest jeszcze gdzieś w Polsce dostępna :)
Usuń