czwartek, 2 marca 2017

Idilio Origins 3ero Seleccion Cata Ocumare ciemna 72%


Po degustacji cudownej Idilio Origins 2ndo Seleccion Amiari Meridena z wielką ciekawością sięgnęłam po sygnowaną numerem 3 tabliczkę szwajcarskiej marki, kolejną zakupioną dzięki Sekretom Czekolady. Idilio Origins 3ero Seleccion Cata Ocumare tak jak poprzedniczka zawiera 72% wenezuelskiego kakao, czas konszowania również wyniósł długie 48 godzin. Tym razem jednak czekoladnicy zabierają nas do innego regionu Wenezueli, a mianowicie w okolice magicznego Ocumare de La Costa, leżącego na atlantyckim wybrzeżu. Tutaj, w Hacienda Cata, kilku gospodarzy wspólnymi siłami uprawia kakao Criollo Ocumare. Ich kakao rośnie w towarzystwie różnorodnych owoców tropikalnych, co ma niewątpliwie wpływ na jego bukiet. Dopiero po degustacji obejrzałam w internecie zdjęcia z Ocumare de La Costa i... szczęka mi opadła. W takie bowiem miejsca przeniosła mnie tabliczka Cata Ocumare podczas jej smakowania...


Czekolada ku mojemu zdziwieniu okazała się być niezwykle jasna, bardzo ciepła w swej barwie, niczym ziemia i ogień (a przez co nieco "madagaskarska". Na tyle jasna, że można by się pomylić i uznać ją za mleczną czekoladę. Podczas mojej pierwszej degustacji Idilio Origins byłam zachwycona zapachem tabliczki - również tutaj doznałam zachwytu. Aromat Cata Ocumare jest taki jak jej barwa - jasny i ciepły, pełen radości, sugerujący słodycz i gładkość. To aromat bardzo owocowy, wypełniony słońcem, delikatnymi kwiatami, kojarzący się z jakimś słodkim subtelnym naparem z ziół i owoców. Na Cocoa Runners przyrównano tę nutę do herbaty z rumianku i jestem gotowa się z tym zgodzić, jednak na pewno ów napar wzbogaciłabym o owoce i może szczyptę cynamonu (gwoli uściśnienia - na Cocoa Runners opisywano tabliczkę 7imo, która od 3ero różni się jedynie dodatkiem kakaowych nibsów).


Idilio Origins po raz kolejny urzekło mnie aksamitem czekolady, połączonym z jej pełnym ciałem, kompleksowością i głębią. Cata Ocumare nie jest niezwykle dynamiczna, zmienna i zaskakująca - przenosi mnie w jedno miejsce - właśnie na ciepłe wybrzeże - gdzie celebruję chwilę składającą się ze spójnych elementów. W tej tabliczce w smakowity sposób mleczny aksamit i owocowo-kokosowa słodycz przeplatają się z agresywniejszymi nutami drewna, skóry, kawy, przypraw i tytoniu. Cata Ocumare jest niczym mocne perfumy naniesione na gładką i miękką skórę.


Toteż właśnie znajdujemy się na egzotycznej plaży. Powoli zbliża się zmierzch. Gdzieś przy wydmach pali się ognisko (zastanawiające, że właściwie dość często czekolady podczas degustacji zabierają mnie do ogniska na plaży). Przy ognisku kręci się grupa osób, w większości tubylców, wręcz autochtonów - młodych ludzi, którzy z jednej strony podążają za trendami cywilizacji, a z drugiej są w pełni świadomi i dumni ze swojej historii. Ja gdzieś wmieszana w ten barwny tłum nie mogę oderwać oczu od jednej dziewczyny, której rozgrzana popołudniowym słońcem skóra opalizuje w świetle tańczących ogników.


Dziewczyna właśnie z szerokim uśmiechem na twarzy skończyła jeść sałatkę przyrządzoną z różnorakich owoców z przewagą ananasa. Teraz sięgnęła po połówkę kokosa i przez słomkę popija odżywczą wodę z jego wnętrza. Tlące się drewno roznosi wokół upajający aromat w niezwykle sensualny sposób mieszający się ze świeżą morską bryzą oraz wonią kokosa i owoców. Ja jednak, totalnie wyostrzonymi zmysłami, i tak przede wszystkim czuję zapach jej skóry. Ona cała emanuje młodością i świeżością, a jednocześnie jest tak bardzo swobodna i pewna siebie, że w tej niebywałej słodyczy kryje się nuta niebezpieczeństwa.

Degustacja czekolady była rozkoszowaniem się skórą. Gładką tak, że sprawiającą wrażenie świeżo nabalsamowanej mieszanką mleka i kokosowego masła. Na tym przesłodkim aksamicie odznaczyły się wyraźnie nuty egzotycznych owoców, świadczące niezbicie o pochodzeniu dziewczyny, a także o jej wrodzonym radosnym usposobieniu. Na tym tle pojawia się jednak intrygująca, świeżo palona kawa pełna kwaskowatych nut. Kawa, jaka urosnąć może tylko pośród dziczy wzgórz. Pojawia się tytoń, który uwypukla naturalny, typowo skórzany zapach - sprawiając, że jeszcze bardziej świdruje on w nozdrzach. Czujemy przyprawy - pieprz, cynamon i łagodzącą wszystko intrygującą wanilię - pławiące się w niby delikatnym rumianku, a może białej herbacie? Albo naparze z liści koki? Odznaczone niczym piętno na skórze mocne aromaty świadczą o tym, że to nie jest tylko delikatna młoda dziewczyna. Jest w niej szaleństwo, pewność siebie, seksapil, egzotyka będąca dla niej czymś naturalnym, ale i też powodem do dumy. Tak, jakbym właśnie chłonęła jej feromony.


Cóż tu więcej opisać... Póki co, Idilio Origins zdaje się zamykać pełne zmysłowości momenty w swoich tabliczkach. Z wielką ciekawością sięgnę po kolejne szwajcarskie interpretacje wenezuelskich ziaren - swym szlachetnym smakiem tak niesamowicie pobudzające wyobraźnię...

Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 80 g.

4 komentarze:

  1. Każda recenzja potwierdza, że Idilio Origins to dobra marka. Jedyne, czego żałuję, to to, że nie postarali się o jakąś fajna formę, ich kostki są po prostu brzydkie. Wyglądają identycznie jak w tabliczkach "Chocolate and Love" (też szwajcarska), które nie są ładne, ale pozytywnie mnie zaskakoczyły smakiem, zapachem i jakością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widocznie to jakaś dziwna szwajcarska maniera ;)

      Usuń
    2. Może robią tabliczki w tej samej fabryce? Tak jest a Madecasse i Menakao, dwie różne firmy, ale korzystają z tej samej fabryki do produkcji swoich czekolad.

      Usuń