czwartek, 7 lipca 2016

Pralus Sao Tome & Principe Forastero 75% ciemna

 Źródło: gourmetboutique.com

Choć czekolad francuskiej marki Pralus nie pojawiło się dotąd wiele na moim blogu, to jestem zdeterminowana w postanowieniu, aby wypróbować cały ich asortyment. Po pierwsze dlatego, że w obu próbowanych dotąd tabliczkach urzekła mnie ich niebywała kremowość w połączeniu ze znaczącą prażonością. Po drugie - możliwość porównania wielu czekolad single-origin wykonanych przez jednego producenta jest dla mnie zawsze bardzo kusząca, bo pozwala nauczyć się wiele o kakao konkretnego pochodzenia. Po trzecie - na blogu Kimiko jest już gęściej jeśli chodzi o wyroby Francois Pralus, a jej recenzje narobiły mi jeszcze większego smaka.

Moim marzeniem jest przede wszystkim wypróbowanie pełnowymiarowych, stugramowych tabliczek Pralus, jednak występowanie poszczególnych single-origin także w mniejszych rozmiarach sprawia, że czasem w moje ręce bonusowo wpadnie pralusowe maleństwo (oczywiście dzięki Piotrowi z Sekretów Czekolady! Dzięki!). Tak było w przypadku trzech rodzajów neapolitanek (5 g), które otrzymałam podczas wizyty w Łodzi. Choć przy tak małej ilości czekolady zawsze mam wrażenie, iż coś mi w niej umknie, mają one niezaprzeczalną zaletę. Bez problemu można na nich urządzić degustację porównawczą z innymi czekoladami. Dziś przed Wami czekoladka z kakao Forastero wyhodowanego na wyspach Sao Tome & Principe - pozostałe dwa maleństwa pojawią się w kolejnych dniach.



W porównaniu do dwóch pozostałych neapolitanek, Sao Tome & Principe zdaje się być najciemniejsza, z licznymi podpalanymi akcentami, a do tego odrobinę błyszcząca (niemal w oleisty sposób). Taką samą oleistość dostrzegła Kimiko w swojej recenzji. Choć ona zwróciła uwagę na słodki, śliwkowo-rodzynkowy aromat, moje odczucia były nieco inne. Przede wszystkim zwróciłam uwagę na wilgoć drewna, mokrą korę, sklejkę. Odnalazłam tu mnóstwo drzewnych aromatów, bardzo mrocznych. Gdzieś w tle majaczyła szczypta pieprzu. Prócz drzewa i pewnej aromatycznej paloności, zapach zdawał się być zapowiedzią słodyczy, głębokiej i ciemnej. W istocie, gdybym miała szansę dłuższego obcowania z tą czekoladą, zapewne dalej doszukiwałabym się owocowych nut, szczególnie w kategorii owoców ciemnych i soczystych.


Łamiąca się z trzaskiem neapolitanka, uwodząca swym głębokim brązem - w buzi tworzy niesamowite błoto, słodkie i ciastowate. Rozpuszczając kęs w ustach najpierw pomyślałam o ciepłej masie do ciasta, a potem o rozgrzanym błocie w lesie. Pomimo swej błotnistości, czekolada i tak zdaje się być chrupka, a przez to zawadiacka. Jest bardzo aromatyczna. Spod gęstego i gładkiego błota przychodzi do nas miód doprawiony pieprzem. Obcujemy z mokrą palonością, niosącą ze sobą dozę kawowo-ziemistej goryczki.


To zdecydowanie są błotno-ziemiste klimaty, wręcz asfaltowe, a przy tym słodkie w sposób miodowo-syropowy, soczysty. Można doszukać się tutaj nut owoców o jakby podpalonych skórkach, jedzonych gdzieś na granicy przejrzałości - śliwek, wiśni, granatu, nieco przesuszonych z wierzchu daktyli. Na końcu pojawia się w ustach akcent pieprzno-cynamonowy, połączony z kremowym rozchodzeniem się na całym podniebieniu. Do głosu dochodzi również lekka kwaskowatość czegoś przypalonego (jak np. przyczerniały spód od ciasta). Mimo tego czekolada pozostawia wrażenie soczystości (oraz gorąca!), a przewijająca się nieustannie kremowość w unikalnym połączeniu z palonością zdaje się być dla mnie czymś typowym dla czekolad Pralusa.


Choć nie było w tej czekoladzie nic wielce szokującego ani niesamowicie wyszukanego, to jednak mam nadzieję, że za jakiś czas uzupełnię jej recenzję po wypróbowaniu tabliczki stugramowej. Co na pewno mogę przyznać - z innymi próbowanymi czekoladami z Sao Tome (Michel Cluizel Vila Gracinda oraz Morin Sao Tome Uba Budo) łączy ją wilgotna oleistość. Pozostałe nuty są już w przeważającej mierze odmienne.

Skład: ziarna kakao z Sao Tome, cukier, czysty tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 75 g.
Masa netto: 5 g.

12 komentarzy:

  1. charlottemadness7 lipca 2016 06:25

    Ciekawy wariant.Z pewnością warto spróbować 100g tabliczki.Penie by jeszcze jakieś nowe nuty by się wyodrębniły :>

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, miałam wrażenie, że coś mi ucieka przy nucie korzenno-kawowej. Pewnie właśnie te drzewne akcenty, ale cóż zrobić, skoro ma się takie maleństwo do rozpracowania? Najgorsze jest to, że początek wydawał mi się najbardziej dynamiczny, a końcówka i posmak - już nudne. I dlaczego, skoro to drugie trwało dłużej? :(
    Naszło mnie teraz na taką oleistą czekoladę, bo ostatnio same szorstkie albo suche mi się trafiają. :>
    Ja też niedługo przymierzam się do pełnowymiarowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To Forastero, nie bedzie jakieś super wyrafinowane czy bogate w odcienie smakowe, nawet w większej ilości. Niemniej Pralus robi dobre czekolady i tej też bym chetnie spróbował, oczywiście w "pełnej" wersji. Fajne jest to, że podaja współrzędne miejsca skad pochodzi kakao :)

      Usuń
    2. Nie spodziewam się dynamiki Domori, ale zaintrygowała mnie nuta, na której skupiła się Basia. ;)

      Usuń
    3. E, co z tego, że Forastero. Jakby kakao nie było godne uwagi, to by Pralus się za nie w ogóle nie zabierał ;)

      Usuń
    4. Tak, ja wychodzę z założenia, że każde kakao jest warte uwagi. :D
      No, chyba że odtłuszczone...

      Usuń
  3. Wygląda bardzo apetycznie :) Nie umiem tak analizować czekolad, ale wszystkie te nuty brzmią intrugująco, a zwłaszcza ta asfaltowość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam asfalt nie tylko w czekoladzie, ale i w piwie! :D

      Usuń
  4. Ja bym chętnie ją spróbowała bo wyłowiłaś z niej kilka smaków które mi odpowiadają:) Agnieszka

    OdpowiedzUsuń