niedziela, 15 listopada 2015

Grand Candy ciemna 60%

 

Z Pilska zeszliśmy z powrotem na Górę Pięciu Kopców, a stamtąd czarnym szlakiem udaliśmy się ponownie w kierunku Hali Miziowej, mijając je jednak górą. Skierowaliśmy swe kroki na szlak niebieski, prowadzący szczytami w stronę znanej nam już dobrze Hali Rysianka. Jesienią zeszłego roku, gdy eksplorowaliśmy Beskidy kwaterując się w Węgierskiej Górce, odwiedziliśmy Rysiankę idąc z Węgierskiej Górki przez Halę Boraczą, Redykalny Wierch i Lipowski Wierch, a wracając poprzez Romankę i Abrahamów.

 

Tym razem, idąc na Rysiankę od strony Pilska, zdobyliśmy Tanecznik, Munczolik, Palenicę i Trzy Kopce. Niestety, w tym paśmie żaden ze szczytów nie był oznaczony choćby małą tabliczką przy szlaku. Razi mnie to tym bardziej, iż wiem, że w Beskidzie Małym niemal każdy szczycik jest oznaczony tabliczką z nazwą i wysokością. Zawsze jakoś tak raźniej się idzie, no i łatwiej wtedy o orientację w przestrzeni - szczególnie docenia się takie oznakowanie w zalesionym terenie.

Gdy wyszliśmy już na Halę Rysianka doznaliśmy szoku. Choć zeszłego roku pogoda wcale nie była zła, dopiero teraz przekonaliśmy się, czym jest dobra widoczność na Hali Rysianka. Gdy patrzę teraz na fotografie stamtąd pochodzące aż nie chce mi się wierzyć, że zostały one wykonane w środku jesieni.




 

Po chwili kontemplacji widoków na ławeczce przy schronisku, ruszamy dalej znaną trasą przez Przełęcz Pawlusią na Romankę. Podziwiamy Babią Górę i Pilsko co rusz z nieco innej perspektywy.

 



Schodząc z Romanki skierowaliśmy się w inną stronę, niż rok temu. Udaliśmy się do Sopotni Wielkiej - najpierw niebieskim szlakiem przez Majcherowkę i Kotarnicę, następnie schodząc na szlak czarny. Będąc już w wiosce, usiedliśmy na ławce w pobliżu wodospadu, celem dopicia reszty kawy z termosu. Z plecaka wyjęłam jedną z posiadanych przeze mnie czekolad Grand Candy.

O tej armeńskiej firmie pisałam już tutaj. Zdradziłam wtedy, że nasz przewodnik sprezentował mi parę tabliczek rodem z tej erywańskiej fabryki słodyczy. O ile z Grand's uporaliśmy się dość szybko, tak pozostałe dwie czekolady spod szyldu Grand Candy pozostawiłam sobie na kolejny wyjazd w góry. Wiedziałam, że to mogą być niezbyt miłe sensualne spotkania z czekoladowymi produktami, dlatego wolałam uporać się z nimi na szlaku, gdzie przynajmniej posłużą jako dopalacz energetyczny.



Dziś opisywana czekolada to tabliczka ciemna o bezpiecznej, 60% zawartości kakao - podbitej niestety udziałem kakao w proszku. Wypakowana z kartoniku i sreberka zaprezentowała nam swe duże płaskie kostki, ozdobione firmowym grawerem. W podejrzany sposób świeciła się i pachniała... No niestety, pachniała najtańszą bombonierką - w której to pośledniej jakości kakao w proszku desperacko próbuje tłumić zwyczajność cukru, a do tego doprawione jest wszędobylską etylowaniliną.

Czekolada okazała się być idealnym przykładem na to, czym jest tabliczka wykonana z kakao masowej produkcji, nie z odmian aromatycznych. O ile o Prawdziwej Czekoladzie można się rozpisywać w nieskończoność, co rusz odkrywać ją na nowo - tak o tej nie jestem w stanie napisać zbyt wiele, bo po prostu bym zmyślała. Nie mogę stwierdzić nic ponadto, że smakowała jak nieprzesłodzona polewa z tanich pralin, była lekko gumowata i trąciła plastikiem. W innych warunkach niż górski szlak nie sprawdziłaby się wcale, a w Beskidach przynajmniej okazała się być energetyczna zapchajdziurą. Stwierdzam, że wraz z Lindt Sommerlaune Limette-Buttermilch beskidzki piątek nie był udany pod względem czekolad.



Energicznym krokiem obraliśmy szlak żółty, który zaprowadził nas do Łabysówki i Przełęczy Przysłop. Zmierzch zbliżał się wielkimi krokami, a my stojąc na rozstaju dróg zastanawialiśmy się, czy zamiast schodzić bezpośrednio do Korbielowa nie zahaczyć jeszcze w bok o Halę Malorka. Koniec końców zrezygnowaliśmy z tego planu, czego teraz oczywiście żałuję, bo prawdopodobnie zdążylibyśmy dojść na Malorkę akurat na sam zachód słońca. Wolę o tym za dużo nie myśleć, bo takie "jednak tam nie poszliśmy i nie mamy zielonego pojęcia, jak tam jest" spędzają mi zawsze sen z powiek. Był ktoś na Malorce? Warto?

Zeszliśmy do Korbielowa tuż pod Karczmę Pod Borami i tam zatrzymaliśmy się na kolację. W sporym lokalu byliśmy tylko my i jedna para. Przeszczęśliwi, przy obfitym posiłku, snuliśmy plany odnośnie kolejnego dnia górskiej wędrówki...




Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, cukier, wanilina, lecytyna.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 522 kcal.
BTW: 7,5/35,1/45,8

30 komentarzy:

  1. charlottemadness15 listopada 2015 05:45

    Szkoda,że czekolady z ''piątkowej wędrówki" okazały się tylko zapychaczem żołądka.Byłoby idealnie, gdy i czekolady pod jakimś względem się udały,że mogłyby dać odrobinę radości z degustacji(o ile można ją tak nazwać) a nie tylko "gryz tektury".
    Zdjęcia świetne! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście kolejnego dnia czekolady zabrane na szlak wypadły już lepiej :)

      Usuń
  2. Niesamowite widoki, podziwiam pasję Pani i Pani męża. Nie zwykłam komentować, ale odwiedzam bloga od "nie pamiętam kiedy".
    Zazdroszczę tylu pięknych wspomnień, pokonanych szlaków - sama góry uwielbiam, ale przy Pani czuję się jak amatorka, ha ��
    Zawsze zastanawiam się, czy może Pani określić liczbę czekola, jaka zzostała już spróbowana? I ile czeka w kolejce?
    I jeszcze jedno pytanie - ile tabliczek zabierają Państwo w góry?

    Przepraszam za natłok pytań, ale chciałabym troszeczkę się dowiedzieć ��
    Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo miło jest się dowiedzieć o takiej wiernej czytelniczce! :)

      Nie ma co gór zazdrościć - trzeba spełniać swoje marzenia! I wcale nie są one w pełni zależne od finansów - góry można odkrywać na wiele sposobów. W obliczu gór nawet prawdziwy zawodowiec może czuć się amatorem...

      Ilość wypróbowanych czekolad to liczba wpisów na tym blogu (642) + czekolady, które zjadłam, a ich recenzje czekają na publikację (zazwyczaj kilka - kilkanaście sztuk). Jak zapewne zauważyłaś, nie od początku istnienia bloga zajmowałam się skrzętnym spisywaniem wrażeń, jakie dostarczają mi czekolady.

      W kolejce do wypróbowania na tą chwilę czekają w Magicznej Szufladzie 23 czekolady.

      Ponieważ w górach spędzamy na szlaku całe dnie, jadąc w polskie pasma zabieramy zazwyczaj po 2 tabliczki na dzień (każdą dzielę się na pół z Mężem). Na dłuższe wyjazdy za granicę zazwyczaj zabieramy mniej czekolad, bo czasem dokupimy coś na miejscu, a poza tym skupiamy się wtedy bardziej na odkrywaniu lokalnych potraw.

      Również pozdrawiam!

      Usuń
    2. Niesamowita liczba!
      Przepraszam za takie wypytywanie, ale ciekawi mnie jeszcze jedna jedna sprawa ��
      Czy to Pani zaraziła męża do takiej degustacji czekolady, czy przeciwnie, mąż Panią?
      Chciałabym podarować Państwu jakąśwwspaniałą czekoladę,ale obawiam się, że wszystko było już próbowane ��

      Usuń
    3. Zaczęliśmy razem, ale to od samego początku ja jestem głównym prowodyrem. To ja wybieram czekolady i w sumie też więcej o nich wiem. W zasadzie to On przeszedł większą czekoladową metamorfozę niż ja - kiedyś nie wyobrażał sobie jeść ciemnych czekolad, a dziś częstokroć wyczuwa w nich więcej niuansów, niż ja.

      Nie trzeba mi niczego darować, aczkolwiek dziękuję za chęci :). Jeszcze wieeele czekolad mamy niewypróbowanych.

      Usuń
  3. To chyba najkrótsza Twoja recenzja, ale w 100% na pewno trafna ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba twoja najkrótsza recenzja czekolady od kiedy zaczełaś się bardziej rozpisywać a ich temat. Ale co racja to racja, nie ma co zmyślać czegoś czego nie ma. Lepiej opisać góry i wędrówkę niż na siłę pisać o przeciętno-słabej czekoladzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepszy przykład na to, czym się rożni pospolita ciemna czekolada od Prawdziwej Czekolady z aromatycznego kakao :). Góry są zdecydowanie bardziej warte uwagi. Gdybym jadła tą Grand Candy nie w górach, pewnie zmęczyłabym jeden pasek i do widzenia. Wtedy to już w ogóle wpis składałby się z jednego akapitu.

      Usuń
  5. Krótko, zwięźle i na temat :P Naprawdę musiała być kiepska, że tylko tyle zdołałaś z niej wykrzesać :P Widoki jakie nam zaprezentowałaś są o wiele bardziej interesujące, choć nam się te kosteczki czekolady nawet podobają :D

    P.S. Zapraszamy do udziału w naszym konkursie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była po prostu niesamowicie przeciętna. Wygląd kostek czekolady całkiem sympatyczny, to fakt :). Ale Beskidy zawsze najbardziej interesujące :D.

      Usuń
  6. Co post, to piękniejsze zdjęcia. Dzisiejsze są tak cudne, że aż Ci tych gór zazdroszczę. A nie lubię gór ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to najwyższy czas na polubienie gór? :D

      Usuń
    2. Wolę kompromis w postaci tego, że lubię na nie patrzeć :D

      Usuń
    3. No i to jest też ważne! Bo urody chyba nikt górom nie odmówi.

      Usuń
  7. Rewelacyjne zdjęcia i opis. Szkoda, że czekolada to takie niemiłe zakończenie tego wpisu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej nie była dla mnie żadnym zawodem, bo od początku nie spodziewałam się czegoś smacznego.

      Usuń
  8. piekne widoki! :)
    i pomyslec, ze nie moge jesc czekolady...

    OdpowiedzUsuń
  9. Tym razem widoki mnie nie urzekają. Ponieważ nie lubię gór, muszą one być naprawdę odpicowane, żeby wzbudzić we mnie zachwyt. Wysokie albo skaliste - o tak, to kocham. Ale takie zwykłe, które pomyliłabym z wiejskim polem, to nie moja bajka. I czekoladę też zjadłabym dziś bardzo słodką i miękką, coś z karmelem i orzechami. Czy taka recenzja w najbliższym czasie się zapowiada? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kopa dostaniesz za to wiejskie pole :D. Ok, mam nadzieję, że za parę miesięcy pokażę Ci satysfakcjonujące góry ;). Trzymaj kciuki, żeby plan wypalił!

      Pod koniec miesiąca pojawi się tu zotterowska Coffee Toffee, o której wspominałam u Ciebie. Kawowa czekolada otaczająca karmelowy krem oraz migdałowy nugat - niebo w gębie!

      Usuń
    2. Aaaaa, to ja już chcę koniec miesiąca <3 brzmi jak coś w stu, a nawet stu pięćdziesięciu procentach dla mnie. I za góry oczywiście też trzy mam kciuki. Nie tylko po to, żeby oglądać zdjęcia, ale żebyś Ty miała fajne przeżycia :)

      Usuń
    3. Muszę się dziś zabrać za jej opis. Jeśli będzie jeszcze dostępna przy kolejnym moim zamawianiu Zotterów, na pewno wezmę ją dla Ciebie.

      Możesz mi się dorzucić do wyprawy, haha :D

      Usuń
  10. Widoki przepiękne, jak zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Bezpieczna zawartość kakao, to co lubię najbardziej. :D Ja przepraszam za trochę infantylne stwierdzenie ale... ona tak ładnie wygląda, że bym naprawdę chętnie zapoznała się z tymi kosteczkami. Prostota czasem wygrywa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prostota smaku też potrafi wygrywać, ale tutaj to niestety było poniżej przeciętnej... ;)

      Usuń
  12. Nieudana czekolada na taką fajną wyprawę:(

    OdpowiedzUsuń