Trzy rodzaje czekolad Moevenpick pojawiły się w Lidlu z okazji Tygodnia DeLuxe, co wywołało moje zdziwienie. Dotąd markę Moevenpick kojarzyłam jedynie z lodami, jogurtami i kawą (swoją drogą, lody Moevenpick należą do moich ulubionych). Wizyta na stronie Moevenpick Foods Switzerland uświadomiła mnie, że kulinarna oferta tej firmy jest zdecydowanie bogatsza. Szkoda, że w Lidlu pojawiły się jedynie trzy czekolady Moevenpick - z chęcią spróbowałabym tych niedostępnych w Polsce: mlecznej z orzechami włoskimi i syropem klonowym, oraz białej z cytryną. Może kiedyś będzie mi dane...
Jak na prawdziwą poznaniankę przystało, zakup tabliczek Moevenpick odkładałam do czasu, aż w Lidlu ogłoszono na nie przecenę :P. I tak, w Magicznej Szufladzie miejsce znalazły tylko dwie z trzech tabliczek oferowanych przez dyskont (72% Cacao i Chocolate Chips). Zrezygnowałam z zakupu Delicious Hazelnut, jako że spośród całego tria zawierał w sobie najmniej masy kakaowej.
Najpierw zdecydowaliśmy się spróbować 72% Cacao. Moevenpick opakował swe czekolady w kartonik oraz złotko, a więc zastosował bodaj najlepsze rozwiązanie z możliwych. Z tyłu opakowania umieszczono opis w języku angielskim, który głosi, iż produkt przeznaczony jest dla prawdziwych koneserów, potrafiących rozpoznać subtelności wykonanej z pasją szwajcarskiej czekolady. Taaa, oczywiście, znów producent migdali się do nas i próbuje sprawić, abyśmy poczuli się wyjątkowi. Ale to przecież nie opakowanie stanowi o wyjątkowości, lecz wnętrze...
Złotko otula podzieloną na 14 prostokątnych kostek dość cienką (lecz grubszą od Heidi) tabliczkę. Kostki wyglądają dokładnie tak, jak przedstawia zdjęcie na kartoniku. Tabliczka przyjemnie pachnie kakao muśniętym odrobiną wanilii. Jak na 72% masy kakaowej jest to zapach subtelny, nieświdrujący w nosie. Przy dzieleniu na kostki nie słyszymy charakterystycznego dla gorzkich czekolad mocnego chrzęstu.
W smaku czekolada jest zaskakująco delikatna. Rozpływa się w ustach. Nie przytłacza zarówno ostrą goryczą, jak i nadmierną słodkością. Nie uderza feerią nut smakowych, jest zbalansowana w swej prostocie i bardzo smaczna. Wysoka zawartość masy kakaowej sprawia, iż smakołyk jest bardzo kaloryczny (mamy więcej tłuszczu w porównaniu do cukru), ale mimo wszystko zdrowszy. Nie można zarzucić temu produktowi, że trąci tłustością - paradoksalnie, raczej sprawia wrażenie lekkiego. A przy tym, skład surowcowy jest naprawdę nienaganny - użyto tylko czterech półproduktów, bez dodatku jakiegokolwiek emulgatora. Jest to wyczuwalne, gdyż tabliczka pozbawiona jest specyficznej lekkiej gumowatości, jaką zauważyć można np. w gorzkiej czekoladzie Wedla.
Solidna dawka teobrominy została nam zaaplikowana w niezwykle subtelny sposób. Bez przesady, że zrobiono to z jakimś wysublimowanym kunsztem - było po prostu smacznie. Po skonsumowaniu czekolady, pełni energii, udaliśmy się po jeszcze więcej endorfin - 2,5-godzinny nordic walking w zaskakująco słonecznej lutowej aurze. Wszystko idzie po naszej myśli, IDEALNIE... :)
Jak na prawdziwą poznaniankę przystało, zakup tabliczek Moevenpick odkładałam do czasu, aż w Lidlu ogłoszono na nie przecenę :P. I tak, w Magicznej Szufladzie miejsce znalazły tylko dwie z trzech tabliczek oferowanych przez dyskont (72% Cacao i Chocolate Chips). Zrezygnowałam z zakupu Delicious Hazelnut, jako że spośród całego tria zawierał w sobie najmniej masy kakaowej.
Najpierw zdecydowaliśmy się spróbować 72% Cacao. Moevenpick opakował swe czekolady w kartonik oraz złotko, a więc zastosował bodaj najlepsze rozwiązanie z możliwych. Z tyłu opakowania umieszczono opis w języku angielskim, który głosi, iż produkt przeznaczony jest dla prawdziwych koneserów, potrafiących rozpoznać subtelności wykonanej z pasją szwajcarskiej czekolady. Taaa, oczywiście, znów producent migdali się do nas i próbuje sprawić, abyśmy poczuli się wyjątkowi. Ale to przecież nie opakowanie stanowi o wyjątkowości, lecz wnętrze...
Złotko otula podzieloną na 14 prostokątnych kostek dość cienką (lecz grubszą od Heidi) tabliczkę. Kostki wyglądają dokładnie tak, jak przedstawia zdjęcie na kartoniku. Tabliczka przyjemnie pachnie kakao muśniętym odrobiną wanilii. Jak na 72% masy kakaowej jest to zapach subtelny, nieświdrujący w nosie. Przy dzieleniu na kostki nie słyszymy charakterystycznego dla gorzkich czekolad mocnego chrzęstu.
W smaku czekolada jest zaskakująco delikatna. Rozpływa się w ustach. Nie przytłacza zarówno ostrą goryczą, jak i nadmierną słodkością. Nie uderza feerią nut smakowych, jest zbalansowana w swej prostocie i bardzo smaczna. Wysoka zawartość masy kakaowej sprawia, iż smakołyk jest bardzo kaloryczny (mamy więcej tłuszczu w porównaniu do cukru), ale mimo wszystko zdrowszy. Nie można zarzucić temu produktowi, że trąci tłustością - paradoksalnie, raczej sprawia wrażenie lekkiego. A przy tym, skład surowcowy jest naprawdę nienaganny - użyto tylko czterech półproduktów, bez dodatku jakiegokolwiek emulgatora. Jest to wyczuwalne, gdyż tabliczka pozbawiona jest specyficznej lekkiej gumowatości, jaką zauważyć można np. w gorzkiej czekoladzie Wedla.
Solidna dawka teobrominy została nam zaaplikowana w niezwykle subtelny sposób. Bez przesady, że zrobiono to z jakimś wysublimowanym kunsztem - było po prostu smacznie. Po skonsumowaniu czekolady, pełni energii, udaliśmy się po jeszcze więcej endorfin - 2,5-godzinny nordic walking w zaskakująco słonecznej lutowej aurze. Wszystko idzie po naszej myśli, IDEALNIE... :)
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, laska wanilii.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 607 kcal
Wartość energetyczna w 100 g: 607 kcal
BTW: 7/48/32
To jest cały skład? Nie pominęłaś czegoś? Jest zaskakująco krótki.
OdpowiedzUsuńWlazłam na podaną stronę i teraz ślinię się do czekolady z syropem klonowym.
Niczego nie pominęłam. To gorzka czekolada - nic jej więcej nie potrzeba, by była smaczna :D
UsuńUspokoiłem się czytając, że biała z cytryną była niedostępna ;)
OdpowiedzUsuńDługo się zastanawiałem czy nie wybrać podobnej drogi i nie opisywać wyłącznie fajnych gorzkich czekolad. Bo ten rodzaj, mimo niechęci w dzieciństwie, ostatnio mi bardzo zasmakował. Tylko, że znawcą/ koneserem ich nie jestem. Dopiero wkraczałbym na drogę (kolejnej) rozpusty ;)
Czekolady M. znałem jedynie z obserwacji ich strony (mają jedne lody, dostępne u nas szczęśliwie, których z pewnością spróbuję... wpasowując w swoją charakterystykę bloga) i od razu mi się spodobały. Jakoś tak kuszą graficznie. A gdy teraz jeszcze przeczytałem skład testowanej przez Ciebie... heh. Tyle jest dobroci na tym świecie :D
Ja mam nadzieję wkroczyć kiedyś na drogę opisywania czekolad naprawdę klasowej jakości, ze znanym pochodzeniem ziaren kakao itd. W takich czekoladach, nawet tych bez dodatków, niuanse smakowe pojawiają się niczym w przypadku degustacji dobrych alkoholi. Jak się dorobię, zacznę zamawiać czekolady przez neta i wtedy będę mogła się bawić w takowe kiperstwo :D . Jeszcze długa droga ćwiczenia kubków smakowych przede mną... Zielona jestem.
UsuńPróbowałam kilka smaków lodów Moevenpick i jak dotąd żaden mnie nie zawiódł. Są świetne!
NIe ma w niej żadnych emulgatorów??? :OOOO Cud jakiś, biegnę do Lidla. A mi mama ostatnio sprezentowała czekolady oto tej firmy: http://www.willieschocolateshop.com/
OdpowiedzUsuńOstrzegam strona powoduje czekoladorgazm
Zapewne nie w każdym Lidlu dostaniesz tą czekoladę... Tydzień DeLuxe był przed Bożym Narodzeniem - w "moim" Lidlu po prostu był bardzo mały popyt na te tabliczki. Czasem zdarza mi się trafić na czekoladę bez emulgatora, ale rzeczywiście jest to rzadkość na półkach popularnych sklepów.
UsuńOj :< Ale spróbować zawsze można. Nie ma jeszcze żadnych lecytyn w Lindt 70% i 85 %, a także w jakiejś "eko" czekoladzie w almie.
UsuńPewnie w jakichś Lidlach się jeszcze ostały :D Jakby przejrzeć mojego bloga, to trochę by się tych czekolad bez emulgatorów znalazło... Zawsze to świadczy in plus o producencie. A stronka którą podlinkowałaś... rzeczywiście cacuszka :)
UsuńBrzmi tak prosto i tak przepysznie... Marzy mi się świat, w którym w marketach byłyby tylko czekolady z takim składem.
OdpowiedzUsuńEj, ale takie 100% miazgi kakaowej to co? :D
Usuń