Spacerując po Quito szukaliśmy czekoladowych miejsc. W kraju, gdzie kakao jest skarbem narodowym, na szczęście odnaleźliśmy ich wiele. Niesamowity była świadomość, iż znajdujemy się w państwie, w którym cały swój urlop moglibyśmy skupić jedynie na czekoladowych eskapadach po plantacjach i manufakturach. My jednak jak zawsze postawiliśmy na góry, korzystając ile można z kakaowych dobrodziejstw stolicy. Udaliśmy się między innymi do firmowej kawiarenki Kallari.
Kallari jest wyjątkową ekwadorską marką. Tworzą ją ludzie z plemienia Kichwa, zajmujący się uprawą kakao i kawy, a także wytwarzaniem wyjątkowych czekolad. Działają na terenie prowincji Napo w okolicach miasta Tena. Są to rejony położone na wschód od Quito, co podobnie jak w przypadku Wao, czyni czekolady Kallari nietypowymi - gdyż zrobionymi z ziaren z mniej popularnych plantacji od tych, które znajdują się w regionie wybrzeża (Los Rios, Manabi, Esmeraldas).
W ofercie Kallari znajdują się właściwie dwie serie czekolad. Pierwsza z nich to klasyczne ciemne tabliczki występujące po prostu pod nazwą Kallari. Druga zaś, to kolekcja Sacha - składająca się z czekolad wzbogaconych o ciekawe dodatki. Dziś właśnie mam dla Was recenzję reprezentantki serii Sacha. Gdy tylko na sklepowej półce odnalazłam tę czekoladę o 72% zawartości kakao, stworzoną z udziałem imbiru i chili - wiedziałam, że musi być moja. Z miejsca stała się moją faworytką - po prostu przez wzgląd na ulubione przyprawy.
Sacha to małe i zwarte 50-gramowe tafle podzielone na grube dość grube i niewielkie kostki, udekorowane logo Kallari na każdej z nich. Nasza czekolada była znacznie ciemna w swej barwie, ale przy tym kolor ten był wysycony soczystością. W przekroju widoczne były drobne ziarnistości, choć generalnie czekolada cechowała się klarownością i wysokim połyskiem. Pachniała dzikością surowego, nieokrzesanego kakao - wzbudzała skojarzenia z Wao, Masphi czy z meksykańską Marią Tepotzlan.
W ustach rozpuszczała się zaskakująco dobrze i miękko, pomimo dziczy smaku - tak niesamowicie kręcących mnie pierwotnych nut kakao z wschodnich i centralnych części Ekwadoru. To zestawienie było naprawdę wyjątkowe... I momentalnie sprawiło, iż pożałowałam niewykupienia wszystkich możliwych wariantów Sacha. Chili pojawiało się powoli. Z każdą chwilą stawało się coraz bardziej intensywne, lecz nie przekroczyło piekielnego pułapu. Na dodatek, otulone było pewną dziwną, nietypową nutą, która bardzo intrygowała. Nutą, przez które chili wydało się bardziej warzywne niż przyprawowe. Takie cudo wykonał imbir. Połączenie chili i imbiru w dzikiej czekoladzie skojarzyło się nam z... chrzanem. I o dziwo, było to kosmicznie smakowite.
Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, zmielone chili, zmielony imbir, wanilia płaskolistna, sól andyjska.
Masa kakaowa min. 72%.
Masa netto: 50 g.
Bardzo fajna, szkoda, że u nas niedostępna. Chociaż ja bym zaczął od takiej bez dodatków, że by zorientować się, jak smakuje czysta czekolada tego producenta. Przy tej zawartości kakao to miła odmiana po tych wszystkich białych :)
OdpowiedzUsuńTu akurat pojechałam według terminów ważności :)
Usuń