Dzisiaj przed Wami nadziewany Zotter, który posiada jedno z najładniejszych w moim odczuciu opakowań. Po pierwsze Bread and Roses wyróżnia odmienna czcionką, jaką napisana została nazwa czekolady. Grafika jest równie subtelna, co sugestywna. Dwie postaci - zapewne mężczyzna i kobieta - splecione w miłosnym uścisku tak spójnym, iż zlewają się w harmonijną jedność. Bardzo, ale to bardzo chwyciła mnie za serce ta prosta koncepcja. Degustację zakupionej przez biokredens.pl Bread and Roses zaplanowałam na dzień urodzin mojego Ukochanego Męża.
W nadzieniu tej czekolady łączą się dwie siły - różany marcepan oraz ganasz wykonany na bazie wódki z ciemnego chleba. Wszystko to otoczone zostało bardzo cienką warstwą czekolady porzeczkowej i główną kuwerturą z czekolady mlecznej o 40% zawartości kakao. Trunek zawarty w kompozycji pochodzi z austriackiej Destillerie Farthofer, tak jak gin zawarty w Gin & Lemon. Co ciekawe, Josef Farthofer używa do stworzonenia swojego Black Bread Spirit tylko organicznego, wykonywanego w domu ciemnego pieczywa.
W nadzieniu tej czekolady łączą się dwie siły - różany marcepan oraz ganasz wykonany na bazie wódki z ciemnego chleba. Wszystko to otoczone zostało bardzo cienką warstwą czekolady porzeczkowej i główną kuwerturą z czekolady mlecznej o 40% zawartości kakao. Trunek zawarty w kompozycji pochodzi z austriackiej Destillerie Farthofer, tak jak gin zawarty w Gin & Lemon. Co ciekawe, Josef Farthofer używa do stworzonenia swojego Black Bread Spirit tylko organicznego, wykonywanego w domu ciemnego pieczywa.
Dla mnie - fanki marcepanu i alkoholowo-kakaowych nadzień - przekrój tabliczki wyglądał bardzo zachęcająco. Marcepan zdawał się być idealnie miąższysty, zaś ganasz gładziutki. Trudno mi było jedynie dostrzec porzeczkową czekoladę... Było jej naprawdę malutko, pod całkiem solidną mleczną czekoladą niespecjalnie było ją widać. W obliczu różanego marcepanu i wódczanego ganaszu w zasadzie mocno mi to nie przeszkadzało... Choć czasem dodatkowa warstwa czekolady odmiennej niż główna kuwertura czyniła w nowych Handscooped dużą różnicę (np. Chocolate Banana), to najczęściej było to niepotrzebne posunięcie. W Bread and Roses - w zasadzie tylko symboliczne. Nie było sensu się wysilać, aby wyczuć owe porzeczki.
Bread and Roses pachniała smakowicie - ziołowo-różanie, z wyraźnym akcentem dobrego alkoholu oraz soczystej mlecznej czekolady. Wgryzienie się we wszystkie warstwy bombarduje na tyle intensywnymi smakami, iż odczuwam potrzebę eksploracji każdego elementu z osobna. Dopiero wtedy ujawnia się wyjątkowa moc różanego marcepanu. Dopadły mnie wspomnienia sprzed ponad trzech lat, kiedy to próbowałam mojego pierwszego Zottera - Mandel Rose. Powiem szczerze, że różany marcepan w Bread and Roses bardziej mi smakował, choć wspomnienie o Mandel Rose jest już dość odległe. Teraz marcepan był bardzo soczysty, cudnie migdałowy, a różany olejek uwodzicielsko intensywny. Róże były oczywiste, ale na tyle naturalne i nieprzesadzone, iż nie przytłaczały pysznego marcepanu. Idealne wyważenie smaków.
Znajdujący się poniżej ciemny czekoladowy ganasz solidnie skropiony wódką z ciemnego chleba był aksamitny, rozpuszczał się w ustach prędzej niż marcepan i kuwertura. Alkohol siłą rzeczy był wyczuwalny, ale typowo alkoholowa nuta smacznie mieszała się z kakao i akcentami ziołowo-przyprawowymi, oraz specyficzną palonością. Moim marzeniem jest możliwość degustacji alkoholowych Zotterów z kieliszkiem zastosowanych w nich trunków, aby precyzyjniej wyłuszczyć wpływ specyfiki danego alkoholu na całą kompozycję.
Oba nadzienia tworzyły razem fuzję intensywnych smaków, zakrawających o wytrawność, bardzo dystyngowanych. Paradoksalnie, łagodna mleczna czekolada o 40% zawartości kakao pasowała tu doskonale. Dopełniała ideału swoją soczystością, topiła serce delikatną słodyczą. Ciemna kuwertura uczyniłaby Bread and Roses zbyt poważną. Tymczasem pomimo pozornie ciężkich róż i alkoholu całość je się przyjemnie i lekko, niepostrzeżenie znikają kęs za kęsem. To bardzo udana kompozycja, a zaprezentowany na opakowaniu miłosny uścisk jest doskonałą alegorią zgrania wiodących komponentów w tej czekoladzie. Tylko po co komu porzeczki?
Skład: surowy cukier trzcinowy, marcepan (migdały, cukier, syrop cukru inwertowanego), tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, syrop cukru inwertowanego, wódka z ciemnego chleba, mleko, woda różana, suszone porzeczki, odtłuszczone mleko w proszku, lecytyna sojowa, sól, wanilia, olejek różany.
Masa kakaowa min. 40%.
Masa netto: 70 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 498 kcal.
BTW: 6,1/31/43
Nie dla mnie... Alkohol mnie odstrasza, smak różany też, a do owocowych labooko mam wstręt prez proszkowatość (w sumie dobrze, że mało ją czuć ;))
OdpowiedzUsuńOstatnimi czasy owocowe Labooko zupełnie nie były dla mnie proszkowe. Parę lat temu odczuwałam je jako mdłe, ale widać Zotter coś zmienił.
UsuńTo była zaskakująco kompozycja, ale wyszło naprawdę nieźle, dużo lepiej niż oczekiwałem.
OdpowiedzUsuńMnie też miło zaskoczyła :). A jak było u Ciebie z warstwą porzeczkową?
UsuńW zasadzie była niewyczuwalna, ale i tak to kompozycja warta spróbowania, smakowała mi, mimo, że za różą nie przepadam.
UsuńDla mnie taka róża była mega przystępna <3
UsuńCudowna róża!
OdpowiedzUsuńA u mnie tylko taki ciut-ciut akcent te porzeczki wnosiły, więc nie mam nic przeciwko temu, że były.
I dlatego choć tak barrrdzo mi smakowała, żałuję, że porzeczek u mnie było tak mało.
Usuń