czwartek, 28 grudnia 2017

Franceschi Carenero ciemna 60%


Ostatnią tabliczką z serii Fina od wenezuelskiej marki Franceschi, jaka została nam do wypróbowania - była opakowana w zieleń Carenero. Tak jak pozostałe reprezentantki kolekcji Fina (Río Caribe i Sur del Lago) Carenero wykonana została z wenezuelskich ziaren Trinitario, których zawiera 60%. Tym razem, kakao zostało wyhodowane w regionie Barlovento, leżącym w stanie Miranda. Miranda położona jest w centralnej części wybrzeża Wenezueli. Kakao z Barlovento znam już z Pralus Venezuela Trinitario 75% oraz unikatowej Willie's Cocoa El Blanco Venezuelan 00. Wszystkie tabliczki Franceschi zakupiłam w sklepie Sekretów Czekolady.


Spośród dwóch cienkich 30-gramowych tabliczek jedna trafiła w ręce mojego Męża, a druga w moje. Carenero pachniała słodyczą bananów przełamaną ziołowo-przyprawowym akcentem, kojarzącym się z lukrecją - a ściślej - już nawet z samymi lukrecjowymi cukierkami.

W ustach Carenero rozpuszczała się gęsto i soczyście, ale była przy tym specyficznie chrupiąca. Jej struktura była bardziej przyziemna, niźli błoga, niemniej jednak przyjemna. Miejscami konsystencja czekolady przypominała niedokładnie rozmieszaną masę, bowiem odnaleźć można było drobne grudki i piaszczystości. Od początku wiedziałam, że będzie to prosta, nieskomplikowana degustacja. Carenero mocno kojarzyła się z domową, dobrą polewą czekoladową na... marchewkowym cieście.


Czekoladowa polewa - tak samo chrupka, jak i soczysta - otaczała słodko-przyprawowe wnętrze. W pierwszej kolejności - słodkie - niczym młode marchewki i dojrzałe banany. Niedawno jadłam ponad miarę słodką Original Beans Beni Wild Harvest, ale to w Franceschi Carenero słodycz mocniej przypadła mi do gustu - była bardziej soczysta i żywiołowa. W tle wyraźnie odznaczał się akcent lukrecji, być może także innych przypraw, ale to lukrecja najdosadniej przychodziła mi na myśl. W połączeniu z rześką słodyczą - dokładniej były to nawet cukierki lukrecjowe. Słodycz czekolady przypominała bowiem landrynki, ale uderzające w stronę pomarańczy i ziół właśnie, nie zaś w stronę typowych owocowych cukierków. W kwestii lukrecji, warto zaznaczyć, iż wyraźnie czułam ją w Pralus Venezuela Trinitario 75%, wykonanej także z ziaren z Barlovento.


 Mało skomplikowana, trochę jak robiona w domowych pieleszach (przez nierównomierną, nie do końca gładką konsystencję), z jednoznacznymi nutami - Carenero nie jest bardzo wyróżniającą się czekoladą, ale jadło się ją przyjemnie. Generalnie cała kolekcja Fine to czekolady nie wymagające wielkiej refleksji, nieodznaczające się wybujałością smaków i wyjątkową szlachetnością. Były smaczne, lecz nie zawładnęły moim sercem. Ciekawa jestem, jaka okaże się seria Premium, wykonana z ziaren Criollo...

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 60%.
Masa netto: 60 g (2x 30 g).

8 komentarzy:

  1. Ja kupiłem na razie tylko jedną, ale zacząłem od Choroni, która była całkiem niezła. Bardzo jestem ciekaw jak ocenisz serię Premium.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja zaczęłam od sur del lago i byłam pozytywnie zaskoczona, ale carnero mi nie podeszła, nie wiem czy zakupię inne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co Cię pozytywnie zaskoczyło, a co Ci nie podeszło? ;)

      Usuń
    2. Sur del Lago, pomimo identycznej zawartości kakao, wydawała się pełniejsza i bardziej intensywna. Razem z nutami soczystych owoców w karmelu i śmietanki, stanowiło to satysfakcjonujące doświadczenie. Caranero odebrałam jako bezowo słodką i jednowymiarową. Gdzieśtam w tyle tliły się przyprawy korzenne, ale były za słabe, żeby mieć istotny wpływ na smak tabliczki.

      Usuń
    3. Rzeczywiście Sur del Lago była najintensywniejsza i najbogatsza z serii Fina. Dla mnie w Carenero to nawet nie były typowe korzenie, ale właśnie lukrecjowe cukierki. W istocie dość jednowymiarowa.

      Usuń
  3. Mi bardziej niż cukierkowo, kojarzyła się lukrowo. Lukrecji za nic nie czułam, a rześkość. Z kolei przez lukrowe skojarzenia myślałam coś o jakiś słodszych przyprawach.
    Zamiast ciasta marchwiowo-bananowego czułam... "egzotyczne gruszki" - wydaje mi się, że to ta sama nuta, ale zupełnie jej nazwać nie umiałam i błądziłam sama nie wiem wokół czego.
    W sumie smakowała mi, ale to dlatego że podchodziła mi pod madagaskarskie nuty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno to były przede wszystkim słodkie klimaty, ale o Magadaskarze bym nie pomyślała.

      Usuń