Podziwiając widoki z Lubonia Wielkiego otworzyliśmy czekoladę, na którą miałam niesamowitą chrapkę. Koleżanka Weroniki przywiozła ją prosto z Meksyku. Taka tabliczka w moich rękach momentalnie przywołała milion wspomnień. Na dodatek nie była to pierwsza lepsza czekolada, ale produkt w pełni rzemieślniczy, wypuszczony spod skrzydeł marki Cacao Nativa. Siedziba firmy mieści się w meksykańskim Chiapas.
Do produkcji naszej tabliczki użyto oczywiście meksykańskiego kakao. Znajdziemy go w czekoladzie 70%, a dodatkowo wzbogacona została w liczne kakaowe nibsy. Weronika szczególnie mocno cieszyła się na te chrupacze, gdyż próbowane wspólnie tabliczki Maria Tepoztlan przywiezione przez nas z Meksyku bardzo przypadły jej do gustu.
Tabliczka niestety połamała się podczas trekkingu, co jednak bez żadnych tajemnic odsłoniło przed nami jej niezwykłe wnętrze. Głęboko brązowa czekolada, niczym najszlachetniejsze drewno, podzielona została na klasyczne kostki. W jej wnętrzu iskrzyła się mnogość kakaowych cząstek różnej wielkości, z czego większość była dość spora. Nibsy urokliwie mrugały do nas feerią barw: brązu, czerwieni, fioletu, beżu. Przekrój tabliczki prezentował się przepięknie.
Czekolada pachniała bardzo delikatnie, lecz specyficznie. Woń kojarzyła mi się przede wszystkim z lekko posłodzonym ziołowym naparem, sporządzonym z mnogości własnoręcznie zbieranych, suszonych na słońcu ziół. Pewnego razu piłam u klientki świeży napar z pokrzywy, skrzypu i kopru - i to było mniej więcej coś takiego, tyle, że z nutą miodu i z dodatkiem jeszcze innych ziół (szałwia? dziurawiec?). Intrygujące, niebanalne aromaty.
Obawiałam się, że tabliczka dostanie trochę w kość przez relatywnie niskie temperatury podczas trekkingu, ale nie było tak źle - rozpuszczała się w ustach powoli, lecz bezproblemowo. Bez przeszkód mogliśmy delektować się jej bukietem. Tutaj dosłownie - bukietem ziół. Najpierw przez gładką czekoladową masę próbowały przebijać się piołunowe nuty, jednakże szybko złagodzone zostały miodową słodyczą, przechodząc w wyczuwalny w sferze zapachu lekki ziołowy napar. Pokrzywa, skrzyp, koper, mięta, melisa, szałwia, dziurawiec... Może trochę lipy i czarnego bzu... Coś niesamowitego. Ziołowa kompilacja pieściła zmysły, pozostając nadal po prostu dobrą czekoladą ze wszystkimi jej cechami. Specyfika meksykańskiego kakao użytego przez Cacao Nativa niesłychanie mnie urzekła.
Gdy dodamy do tego jeszcze kakaowe nibsy - zostałam całkowicie kupiona. Kawałki kakao nie zostały przeprażone, idealnie uwalniają swój bukiet spajający się z samą czekoladą. Nibsy podkręcają nuty odnalezione w czekoladzie, stają się dopełnieniem, a przy okazji - chrupiącym urozmaiceniem. Cudownie było rozpuszczać w ustach ziołowo-miodową czekoladę, by na koniec zostawić sobie do chrupania przepyszne nibsy, lekko goryczkowe, nadal pięknie bogate w smak. Połączenie przewrotnego zdecydowania i łagodności tej kompozycji przywiodła na myśl wysokiej jakości ziołową nalewkę. Goryczka płynąca z nibsów niosła alkoholowe złudzenie, co podsycało to skojarzenie.
Degustacja meksykańskiej czekolady w urokliwych okolicznościach polskiej przyrody była prawdziwą rozkoszą. Rozbudziła mnóstwo wspomnień związanych z naszą podróżą do Meksyku, ale także pozwoliła cieszyć się chwilą, w naszych pięknych górach. Aż chciało się krzyczeć: chwilo trwaj! Ciekawy efekt po degustacji przyniosła odrobina nalewki jeżynowej domowej roboty, jaką zabrała ze sobą Weronika. Złudzenie ziołowej nalewki wymieszało się z realną owocową nalewką, tworząc bardzo nietypowe zestawienie.
Degustacja meksykańskiej czekolady w urokliwych okolicznościach polskiej przyrody była prawdziwą rozkoszą. Rozbudziła mnóstwo wspomnień związanych z naszą podróżą do Meksyku, ale także pozwoliła cieszyć się chwilą, w naszych pięknych górach. Aż chciało się krzyczeć: chwilo trwaj! Ciekawy efekt po degustacji przyniosła odrobina nalewki jeżynowej domowej roboty, jaką zabrała ze sobą Weronika. Złudzenie ziołowej nalewki wymieszało się z realną owocową nalewką, tworząc bardzo nietypowe zestawienie.
A nasz powrót z Lubonia Wielkiego do Niedźwiedzia był niesamowicie malowniczy - w promieniach popołudniowego, wiosennego słońca...
Luboń Wielki za nami...
A przed nami... Gorce, widoczne ze zbocza Potaczkowej - już wkrótce miały być nasze!
Skład: kakao, nibsy kakaowe, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 80 g.
Też taka chcę! Meksykańskie czekolady to u nas rzadkość, jedyna jaka do tej pory miałem okazje spróbować to Mokaya od Cluizela, ale tylko neapolitanka, bardzo mnie zaintrygowała. Chętnie bym popróbował, jak smakuje meksykańskie kakao w w czekoladzie jakiegoś dobrego producenta. Może gdyby Zotter coś wypuścił, to byłaby szansa na łatwiejszt dostęp.
OdpowiedzUsuńOooo tak! Bardzo bym chciała meksykańskiego Zottera!!!
UsuńBrzmi jako świetna kompozycja. Nigdzie takiej w Polsce nie dostanę, hmm? Pamiętam jak opisywałaś tamt z Meksyku kiedyś. Ta jednak bardziej do mnie przemawia. Prawdopodobnie zasługa cgrupaczy i wachlarzu ziół. Teraz przydałaby mi się czekolada (przynajmniej) deserowa z melisą.
OdpowiedzUsuńNa 99,9% Cacao Nativa nie jest dostępne w Polsce. Ta czekolada jak najbardziej może, a nawet musi kusić - jest wyjątkowa!
UsuńMelisę najlepiej wypić ;)
Nie przepadam za dodatkiem nibsów, ale... takie wyraziste zioła i nuta alkoholu (noo, od nibsów, ale alkoholu!). Chcę ją! W ogóle chcę odkryć meksykańskie kakao, bo Cluizel stamtąd miał cudowne nuty przypraw (to jedna z moich ulubionych czekolad) i tak coś teraz myślę, że Meksyk musi być niezwykle ziołowo-przyprawiony. :D Nie może być inaczej!
OdpowiedzUsuńWłaśnie taki jest! Szkoda, że nie udało mi się w Meksyku zdobyć więcej tamtejszych czekolad, prawdziwych pyszności pokroju tej tabliczki. Z Kolumbii przywiozłam więcej wariacji, nawet teraz jestem po kolumbijskiej degustacji i... szaleństwo, no szaleństwo.
Usuń