Czas na recenzje kolejnych dwóch czekolad Cacao Y Mas Cacao, wyprodukowanych z kolumbijskich ziaren, które zakupiłam w małej czekoladziarni w centrum Bogoty. Wraz z 20-gramowymi ciemnymi maleństwami rozpoczęłam 2017 rok. W góry przepraszam za mało ostre zdjęcia, ja również w Nowy Rok byłam niezbyt wyraźna. Po mlecznych i białych wynalazkach sięgnęliśmy po klasykę: czyste czekolady o 70- i 80-procentowej zawartości kakao. Mam wprawdzie nieco zastrzeżeń co do ich składu (kakao w proszku i emulgator), nie mniej jednak miałam nadzieję, że wykonanie ich w chałupniczych warunkach pozwoli mi delektować się kolumbijską czekoladą.
Zaczęliśmy od niższego pułapu kakao - od siedemdziesiątki. O dziwo, kolor tej tabliczki zdawał się być ciemniejszy, niż przy 85% koleżance. Pachniała niczym zwykła ciemna czekolada, z pierwszego lepszego marketu - to nie wróżyło dobrze. Na szczęście smak okazał się lepszy od samego zapachu.
Czekolada okazała się być bardzo słodka i to w dziwny sposób - kojarzący się bezpośrednio z cukrem pudrem. Była to niby prosta słodycz, wręcz cukrowość, ale było w niej coś intrygującego. W konsystencji okazała się bardzo lepka i gliniasta, odrobinę proszkowa - lecz pomimo tego pozostawała łagodna.
W tle słodyczy pojawiła się lekka nuta palonych ziaren kawy, niosąc ze sobą specyficzną kwaśność i goryczkę, bardzo delikatne. Jeśli mówić o owocowych akcentach w tej czekoladzie, wskazałabym na przyschniętą pomarańczę i miks suszonych owoców. Zanotowaliśmy również akcent mleczny, dodatkowo łagodzący całą czekoladę. To była spokojna, dość zwyczajna tabliczka.
Czekolada okazała się być bardzo słodka i to w dziwny sposób - kojarzący się bezpośrednio z cukrem pudrem. Była to niby prosta słodycz, wręcz cukrowość, ale było w niej coś intrygującego. W konsystencji okazała się bardzo lepka i gliniasta, odrobinę proszkowa - lecz pomimo tego pozostawała łagodna.
W tle słodyczy pojawiła się lekka nuta palonych ziaren kawy, niosąc ze sobą specyficzną kwaśność i goryczkę, bardzo delikatne. Jeśli mówić o owocowych akcentach w tej czekoladzie, wskazałabym na przyschniętą pomarańczę i miks suszonych owoców. Zanotowaliśmy również akcent mleczny, dodatkowo łagodzący całą czekoladę. To była spokojna, dość zwyczajna tabliczka.
Następnie przeszliśmy do wersji z 85% zawartością kakao, spodziewając się po prostu podkręconej wersji poprzedniczki. Nieźle się zdziwiłam, gdy okazało się, że druga czekolada pachnie zupełnie inaczej! Charakteryzowała się intensywnym kwiatowo-ziołowym zapachem.
W smaku zaskoczyła nas inwazją nektarowej słodyczy, która prędko przeistoczyła się w mocną kwaśność, kojarzącą się z wybitnie roślinnie, na przykład z przegryzaniem płatków kwiatów. Na myśl przyszła mi też różana esencja. Kolejnym zaskoczeniem była niebywała oleistość tej czekolady. Z wielką łatwością topiła się w dłoniach, zaś w buzi rozpuszczała się ekspresowo, pozostawiając po sobie oleisty film (nie, to zupełnie inne wrażenie niż przy tabliczkach Bonnat). Nie mogłam pozbyć się przeświadczenia, że mam do czynienia z jakimś magicznym kwiatowo-kakaowym olejkiem. Wydawałoby się, że przy tak wysokiej kwaśności czekolada okaże się szorstka, tym czasem było zupełnie inaczej.
Zdawało mi się, że w 85-tce zawarte były maleńkie kawałki ziaren kakao - jedyny stały ląd w tej oleistej krainie. Wrażenie to było potęgowane przez kwaśność, która zdawała się pochodzić z samych ziaren. Myślałam o ogrodzie pełnym ziół, o surowości zanurzonych w glebie korzeni, o porozrzucanych skorupach orzechów. Czułam woń, jaka roztacza się podczas przedzierania się przez liście w gęsto porośniętym krzewami zagajniku.
W smaku zaskoczyła nas inwazją nektarowej słodyczy, która prędko przeistoczyła się w mocną kwaśność, kojarzącą się z wybitnie roślinnie, na przykład z przegryzaniem płatków kwiatów. Na myśl przyszła mi też różana esencja. Kolejnym zaskoczeniem była niebywała oleistość tej czekolady. Z wielką łatwością topiła się w dłoniach, zaś w buzi rozpuszczała się ekspresowo, pozostawiając po sobie oleisty film (nie, to zupełnie inne wrażenie niż przy tabliczkach Bonnat). Nie mogłam pozbyć się przeświadczenia, że mam do czynienia z jakimś magicznym kwiatowo-kakaowym olejkiem. Wydawałoby się, że przy tak wysokiej kwaśności czekolada okaże się szorstka, tym czasem było zupełnie inaczej.
Zdawało mi się, że w 85-tce zawarte były maleńkie kawałki ziaren kakao - jedyny stały ląd w tej oleistej krainie. Wrażenie to było potęgowane przez kwaśność, która zdawała się pochodzić z samych ziaren. Myślałam o ogrodzie pełnym ziół, o surowości zanurzonych w glebie korzeni, o porozrzucanych skorupach orzechów. Czułam woń, jaka roztacza się podczas przedzierania się przez liście w gęsto porośniętym krzewami zagajniku.
Kolumbio,
tak piękna i różnorodna! Choć już Cię opuściłam, nadal będziesz mnie
zaskakiwać... Gdybym mogła, zatrzymałabym się teraz w lokalu Cacao Y Mas
Cacao na filiżankę prawdziwej pitnej czekolady...
Skład: masa kakaowa, cukier trzcinowy, kakao w proszku, tłuszcz kakaowy, emulgator.
Masa netto: 20 g.
Ile bym dała,by tych cudeniek skosztować!
OdpowiedzUsuńPolecam wyjazd do Kolumbii :>
UsuńOj,gdyby tylko były na to fundusze ;P
UsuńPolować na tani bilet i uciekać, tam można tanio żyć ;)
UsuńTa 85 niezwykła, chętnie bym spróbiwał, żeby wyrobić sobie zdanie, ale niestety do Kolumbii raczej się nie wybieram :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co oni przy niej nakombinowali, ale była niezwykle oryginalna. Kolumbia przepiękna! :D
Usuń