poniedziałek, 11 lipca 2016

Pralus Venezuela Trinitario 75% ciemna

 Źródło: cocoaandco.com

 

Kolejną neapolitanką po którą sięgnęliśmy podczas degustacji trzech maleństw od Francois Pralus była czekoladka o 75% zawartości kakao Trinitario pochodzącego z Wenezueli. Dokładniej, mowa o regionie Barlovento, gdzie znajduje się sporo maleńkich wiosek i kakaowych kolektywów. W Magicznej Szufladzie posiadam inną wenezuelską czekoladę Pralusa, z rejonu przylegającego bezpośrednio do Caracas - na nią jeszcze przyjdzie czas. Ciekawostką jest fakt, iż z ziaren Trinitario z Barlovento wywodzi się tłuszcz kakaowy wykorzystany do stworzenia boskiej Willie's Cocoa El Blanco.

Z całej trójki Venezuela charakteryzowała się najbardziej kremową barwą. Przy tak łagodnym wyglądzie tym bardziej zaskoczył mnie jej zapach. Niby jest tu owocowo, z przyprawowym zacięciem (odnajdujemy maliny, rodzynki, karmelizowane banany posypane korzennymi przyprawami z akcentem lukrecji) lecz... wszystko to przeniknął pewien świerzbiący i szczypiący w nos aromat. Momentalnie skojarzył mi się z wonią świeżo pomalowanej powierzchni. Ewidentnie, było tutaj coś, co można by połączyć z lakierem i farbą.

 

Po umieszczeniu kęsa w ustach przekonujemy się, iż Venezuela podobnie jak Sao Tome & Principe ma w sobie wiele zalepiającej, dobrze rozpuszczającej się wilgoci. W przeciwieństwie do poprzedniczki, jest to jednak masa serwowana na zimno. Czekolada nie bucha gorącem, jest raczej chłodną i nieprzystępną kobietą - choć bez wątpienia, bardzo urodziwą.

Jakże dwoiste były doznania związane z tą czekoladą. Z jednej strony, zawarte w niej nuty smakowe zdają się być gorące. Odnajdziemy tu bukiet aromatycznych kwiatów, esencjonalne pomarańcze, palony maślany karmel wymieszany z cynamonem. Z drugiej strony - mamy wrażenie obcowania ze śliskim lodem i śniegiem, ze zmrożonym błotem. To powiew wilgotnego mrozu, który zdaje się być dziwaczną kontynuacją zapachu farby. Gdzieś pomiędzy tym pojawiają się również dorodne włoskie orzechy.



Pomimo tak nietypowego zestawienia smaków, Venezuela jawi się nam jako czekolada łagodniejsza niż Sao Tome (ta bardziej przypominała zdecydowanego mężczyznę). Przypuszczam, że jest to kwestia jej kwiatowości. Mimo wszystko, Venezuela mocno trzyma na dystans. Nie pozwala w pełni zapaść się w mocy aromatów, jakie ze sobą niesie. Nietypowa doza mieszaniny chłodu i pozornego ciepła niemal jednoznacznie kojarzy się z lukrecją, która to nawet została wspomniana przez producenta na opakowaniu (na lukrecję uwagę zwróciła również Kimiko w swojej recenzji). 

Sao Tome, jako czekolada głębsza, bogatsza i bardziej gorąca - mocniej przypadła mi do gustu. Venezuela zaproponowała tyle ciekawych nut, że i tak z chęcią sięgnę kiedyś po jej stugramową wersję, uzupełniającym tym samym dzisiejszą recenzję.

PS Pyszności do Francois Pralus możecie zakupić za pośrednictwem Sekretów Czekolady.
Skład: ziarna kakao z Wenezueli, cukier, czysty tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa non-GMO.
Masa kakaowa min. 75%.
Masa netto: 5 g.

14 komentarzy:

  1. charlottemadness11 lipca 2016 06:36

    Zaintrygował mnie zapach świeżo pomalowanej powierzchni,z resztą samo zestawienie smaków jest ciekawe,bo nietypowe.Z wielką chęcią sięgnęłabym po 100-gramową tabliczkę :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm, mi świeża farba jakoś źle się kojarzy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wyczułeś kiedyś coś takiego w czekoladzie? :>

      Usuń
    2. Farbę to nie, choć miałem inne dziwne skojarzenia (np. ten asfalt czy siano :)

      Usuń
    3. Asfalt i siano uwielbiam w czekoladach!

      Usuń
  3. Nie jesteśmy pewne czy takie aromaty do nas przemawiają ale mimo wszystko taką kosteczkę by się z chęcią spróbowało ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie bym skosztowała tą czekoladę:) . Pochwalę ci się,że wczoraj dostałam czekoladę od szwagra który był teraz w Nepalu:) . Czekolada jest z mleka wielbłądziego Al nassma słyszałaś coś o tej marce? . Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie słyszałam wcześniej o tej marce. Poszukałam trochę info w necie, no i cóż, zazdroszczę takiej zdobyczy! Którą konkretnie tabliczkę otrzymałaś?

      Usuń
    2. Klasyczną mleczną jak już będę w domu to ci wyslę zdjęcie:) . Dzis ją juz jadłam ignorant szwagier i jego mama nie widzieli w niej nic niezwykłego. dla mnie zaś była pyszna mleczna i tłuściutka:)

      Usuń
    3. A ma jakiś specyficzny posmak? Ja mam wielbłądzią z Domori, ale jeszcze nie próbowałam.

      Usuń
  5. Ten jej chłód u mnie jeszcze nierozerwalnie był z taką "rzadkością" w konsystencji.
    Widzę, że odebrałyśmy ją nieco inaczej (kwiatowe nuty jakoś mi umknęły, bardziej opisałabym to jako połączenie toffi i lukrecji z "czymś"), więc jeszcze bardziej chcę spróbować pełnowymiarowej. Chyba po prostu jestem za bardzo przyzwyczajona do jedzenia większej ilości czekolady na raz, więc w neapolitankach za dużo nut mi ucieka.

    OdpowiedzUsuń