środa, 17 grudnia 2014

Berger mleczna nadziewana truskawkowym tiramisu


We wrześniu opisywałam na blogu pierwszą z dwóch czekolad Berger, jakie zakupiłam w innsbruckim sklepie R.Rajsigl. Dziś przyszedł czas na kolejną, niestety ostatnią moją tabliczkę z tej rodzinnej tyrolskiej firmy. Żałuję, że nie zaopatrzyłam się w więcej smakołyków spod szyldu Berger. Powodów jest więcej niż jeden, ale wystarczy chociażby ten, jak przepiękne opakowane są produkty tej marki. Chyba każdy miłośnik czekolady chciałby mieć takie cudeńka w swojej kolekcji. Nacieszcie oko fotografiami z opakowań czekolad Berger, które wraz z opisem kuszących wariantów smakowych umieścił na swym blogu Mateusz Wesołowski. (klik i klik).

 Skład czekolady Erdbeer-Tiramisu jest bardzo naturalny i rzeczywiście łatwo można by było stworzyć z na jego bazie prawdziwy deser tiramisu (oczywiście po dodaniu biszkoptów, ale mamy tu nawet jajka!). Ale to nie ma być przecież zwykłe tiramisu. To truskawkowa wariacja na jego temat, ubrana w otoczkę - która w tym wypadku staje się ważniejsza niż wnętrze.


Tabliczka niestety nieco zmęczyła się życiem polegającym na czekaniu na degustację w zatłoczonej Magicznej Szufladzie. Pomimo tego, i tak prezentuje się wyśmienicie - dlatego postanowiłam pokazać Wam wygląd czekolady w całości. Spójrzcie na te zdobione, duże kostki. A teraz wyobraźcie sobie unoszący się nad nimi wspaniały aromat, który jest kolejnym czynnikiem utwierdzającym nas w tym, że mamy do czynienia z produktem dopieszczonym i o wysokiej jakości. Ten zapach to zapowiedź bardzo dobrej i delikatnej mlecznej czekolady, w której kakao słusznie nie zostało zepchnięte gdzieś na daleki plan. Po doświadczeniu z mlecznym Bergerem z nadzieniem wiśniowo-kolendrowym wiem już, że mleczne czekolady z tej firmy pachną w specyficzny dla siebie sposób. Ta przyjemna woń została w tym przypadku podkreślona naturalną truskawką i odrobiną alkoholu.

Oj tak, Berger ma bardzo dobrą mleczną czekoladę! Głęboka mleczność (czy raczej śmietankowość) jest mocno wyczuwalna, ale 35-procentowa zawartość kakao robi swoje. Wszystko jest na swoim miejscu i właśnie takie mleczne czekolady lubię. Myślę, że posmakowałaby znaczniej większości z Was. Ma w sobie pewną aksamitną wyjątkowość, dzięki której wcale nie było mi szkoda, iż warstwa nadzienia jest bardzo cienka.


Wszyscy dobrze znamy wściekle czerwone zabarwienie wielu truskawkowych nadzień. W tym przypadku ganasz został tylko odrobinę muśnięty karminami, przez co wygląda bardzo naturalnie. Poza tym, rzeczywiście jego warstwa jest niewielka - ale wystarczająca, by poczuć najistotniejsze nuty smakowe, jakie miał nieść ze sobą. Wróć. Właściwie, to najsłabiej czułam tu kawę. W nadzieniu pierwsze skrzypce gra łagodna truskawka - charakterystyczna, lecz nienachalna. W tle majaczą alkoholowe nuty, subtelne - absolutnie nie jest to żaden ostry spirytus. Zresztą, można łatwo zweryfikować to sprawdzając skład. Do nadzienia dodano wino i rum (w sumie to powinien być likier amaretto...), które nieco podkręcają temperaturę i nadają lekkiego pazura tej mleczno-kakaowo-truskawkowej krainie łagodności. Kawa jest tu rzeczywiście na zasadzie domysłu - bardziej jak kawa z mlekiem (lub mleko z kawą ;)), niż espresso.

Generalnie nadzienie nie zostało po równi rozdysponowane we wszystkich kostkach i jest tylko małym akcentem smakowym w ogromie doznań, jakie funduje nam mleczna czekolada. Zupełnie mi to nie przeszkadzało, w końcu była taka pyszna i delikatna! W przeciwieństwie do ręcznie czerpanych tabliczek Zottera, tutaj dominuje wyśmienita czekolada - a nadzienie ma być tylko drobnym akcentem. Smacznym akcentem, który utwierdza nas w przekonaniu, że dobra czekolada pasuje niemal do wszystkiego. Huh, będę tęsknić za Bergerem... Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś podczas podróży napotkam na te wyjątkowe czekolady. A wtedy znów na pewno zagoszczą w mojej Magicznej Szufladzie.

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, śmietana, wino marsala, żółtko jaja, kawa, mleko skondensowane, rum, truskawki, syrop glukozowy, aromaty, karmin, lecytyna sojowa, wanilia.
Masa kakaowa min. 35%.
Masa netto: 100 g.

25 komentarzy:

  1. Oj nie, truskawkowego nadzienia nie lubię. W ogóle za czekoladami z owocowym nadzieniem nie przepadam. Truskawki są najlepsze w postaci świeżej, a w czekoladzie po co komu owoce, skoro są orzechy? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Orzechy w czekoladzie to prawdziwy raj, ale owocami również nie pogardzę - zwłaszcza, gdy sama czekolada jest tak pyszna, jak Berger. Naprawdę, ta cienka warstwa nadzienia mogłaby być nawet z jakiegoś ścierwa, a sam mleczny Berger robi ogromną robotę. Robi mi dobrze na maksa.

      Usuń
    2. Jestem tego zdania, co Czoko, truskawkowym nadzieniom mówię NIE, niezależnie od tego, jak dobrą czekoladą są otoczone.

      Usuń
  2. Mam tak samo jak Izabela, tylko, ze zamiast wszystkich owoców głównie moja niechęć skupia się (jak już wiadomo)na truskawkach. Pewnie bez tego elementu czekolada mogłaby mi smakować, ale produktom z tym owocem mówię stanowcze NIE.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez tego elementu czekolada NA BANK by Ci smakowała. Pyszności, pyszności!

      Usuń
  3. Erdbeer-Tiramisu nie może oznaczać truskawkowego Tiramisu (jabłkowe mięso?). Myślnik jest połączeniem, więc czekolada ma smak tiramisu-truskawkowy (tiramisu i truskawkowy).
    Opakowanie rzeczywiście ładne (ale nie ładniejsze od Lindtów Milchshake). Nasuwa mi się jedno pytanie: co robisz z opakowaniami po zjedzonych czekoladach?
    Tabliczka prezentuje się wspaniale, a ze względu na kompozycję smakową i ja bym ją zakupiła :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, może i jest to poprawne językowo, ale jak dla mnie nadzienie miało smak truskawkowego tiramisu ;). Smak tiramisu i truskawkowy byłby wtedy, gdyby nadzienie miało dwie warstwy :D.

      Opakowania magazynuję ;). Póki co w niezbyt godziwych warunkach (w szafce na strychu...), ale nic im się tam złego nie dzieje. Mam nadzieję, że kiedyś znajdę czas, aby powrzucać je w jakieś klasery.

      Czekolada naprawdę warta grzechu.

      Usuń
  4. Skoro alkohol i kawa ma tu swój udział, to na pewno z własnej woli byśmy tej czekolady nie kupiły, ale kosteczkę od kogoś chętnie by się spróbowało :D
    Ostatnio brat poczęstował nas czekoladą Luxima (chyba) z Biedronki o smaku rumowym z rodzynkami i alkohol był tam tak wyraźny, że nawet po jednej kostce jej nie dojadłyśmy :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, alkohol i kawa. Mogą odstraszyć, ale czekolada jest obłędna. Przyćmiewa pozostałe dodatki, naprawdę. Nadzienie jest maleńkim akcentem.

      Nie jadłam tej czekolady z Biedronki, ale domyślam się, jak mogło to smakować. Ritter Sport ma podobną czekoladę Rum Trauben Nuss - mi akurat smakowała :).

      Usuń
    2. Ritter Sport Rum Trauben Nuss to przy biedronkowej czekoladka dla dzieci :D RS nam smakowała, choć naszym ideałem nie jest.

      Usuń
    3. Dla mnie też nie była idealna, ale na tle chociażby nieszczęsnego Kaffe + Nuss wypadła całkiem spoko. Kurczę, to zaciekawiłyście mnie teraz tą czekoladą z Biedry.

      Usuń
  5. Brzmi ciekawie! Przyznać muszę, że jeszcze nigdy nie spotkałam się z tą marką ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkałaś się. Na moim blogu. Komentowałaś nawet :P.

      Usuń
    2. Chodzi mi, że w sensie w sklepie :P

      Usuń
    3. Ja w Polsce również na nią nie trafiłam w sklepach stacjonarnych. Możemy wszyscy nad tym ubolewać, bo dwie zdegustowane przeze mnie ich czekolady utwierdzają mnie w przekonaniu, że to naprawdę solidna marka.

      Usuń
  6. Boję się wchodzić na Twojego bloga. Tyle tu nieziemskich czekolad, a ja na swoim Milki opisuję ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, na moim też są Milki ;). A każdy może wprowadzić w swoje życie trochę nieba, właśnie poprzez nieziemskie czekolady ;)

      Usuń
  7. To chyba jedyna nadziana truskawkami czekolada, którą mogłabym zaakceptować ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Heh, mojej mamie by zasmakowało :-).

    OdpowiedzUsuń
  9. Doszedłem do wniosku, że będę tu wchodził dopiero po obiedzie jak będę już najedzony. Ten system działa ; )

    OdpowiedzUsuń