czwartek, 17 kwietnia 2014

Lindt Williams mleczna nadziewana gruszkową brandy



Po niedawno degustowanej mlecznej czekoladzie Lindta nadziewanej likierem wiśniowym, przyszedł czas na spróbowanie kolejnego specjału z alkoholowej kolekcji tej firmy. Nigdy nie miałam okazji pić słynnej brandy z gruszką Williams, ale nie wiedzieć czemu, to połączenie smakowe wydawało mi się być bardzo atrakcyjne i już od dawna przymierzałam się do zakupu tej tabliczki. Jak się okazało, kobieca intuicja mnie nie zawiodła ;).

Tabliczka wygląda identycznie, jak uprzednio opisywane wyroby z tej samej serii. W zapachu znów dominuje wyborna mleczna czekolada. Jeden niuch i już wiadomo, że to Lindt, ah! :) Tym razem alkohol przebija się w aromacie nieco subtelniej, przywodząc na myśl dobre praliny li tylko skropione jakimś ciekawym trunkiem. Absolutnie nie jest to nachalna woń spirytusu, jak to w niektórych słodyczach z alkoholem bywa.

Podczas wgryzania się w kostkę musimy uważać na wylewające się płynne nadzienie. Najlepiej być przygotowanym na tą niespodziankę i od razu zasysać brandy do ust. Niezbyt przyjazna konsystencja nadzienia jest jednak jedyną bolączką jeśli chodzi o ten produkt. Konwencja wykonania alkoholowej kolekcji Lindta jest taka a nie inna, i już - jestem w stanie to przecierpieć, bo koniec końców otrzymujemy smaczny i ciekawy wyrób.

Mleczna czekolada jest oczywiście znów świetna - wszyscy miłośnicy Lindta wiedzą o czym piszę. We wnętrzu kostki w otoczce z żelowanego cukru znajduję się naprawdę smaczny napój. Alkohol daje o sobie znać w bardzo wyważony sposób, pozwalając wykazać się przyjemnym owocowym niuansom. Również nie jest to żaden sztuczny posmak chemicznej gruszki, lecz subtelny świeży akcent. Trunek cechuje się miłą naturalną słodyczą, harmonijnie zgrywającą się z czekoladą. Bezapelacyjnie muszę przyznać, że ta tabliczka zasmakowała mi bardziej, niż Lindt Kirsch. Chyba ze względu na to, że Lindt Williams okazała się być subtelniejsza w smaku, ale jednocześnie bardziej charakterystyczna - przez co zapamiętam ją na dłużej i pozostanie pozytywnym wspomnieniem. Bez fajerwerków, ale całkiem fajnie.

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, Williams Brandy 8%, miazga kakaowa, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, guma arabska, ekstrakt słodowy jęczmienny, lecytyna sojowa, aromat.
Masa kakaowa min. 30%.
Masa netto: 100 g.

13 komentarzy:

  1. Gdybym miała kupować czekoladę Lindt to na pewno nie z alkoholem, nie cierpię takich słodyczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lindt ma wiele zdecydowanie lepszych czekolad niż ta :)

      Usuń
    2. Dokładnie! Na przykład ta deserowa z pistacjami albo ta creme brule :)
      Albo gorzka z kokosem! Mogę wymieniać godzinami ;)

      Usuń
    3. Aż ciężko mi się zdecydować na taką NAJ :). Wiele było takich, które totalnie mnie zmasakrowały...

      Usuń
  2. A ja właśnie po spróbowaniu tej czekolady zrozumiałam na czym polega czar Lindt,bo wcześniejsze próby jakoś nie do końca były udane (ale ja nie przepadam za gorzkimi czekoladami),miałam też Kirsch.Teraz czekam na jakąś promocję,bo chciałabym spróbować Irish Coffe i z likierem pomarańczowym ale 13 zł za tabliczkę trochę mnie stopuje przy półce...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że się nie ujawnisz drogi Anonimie ;). Cieszy mnie, że ktoś potrafił docenić tą czekoladę. Irish Coffee zdecydowanie polecam, mi bardziej przypadła do gustu niż Cognac i Kirsch. Wersji z likierem pomarańczowym jeszcze nie próbowałam. Ja swoje alkoholowe Lindty zakupiłam na promocji w Almie, za ok. 7 zł. Nie martw się, jeśli chodzi o mleczne czekolady w ofercie Lindta jest w czym wybierać :). I są cudowne...

      Usuń
  3. Chyba nie muszę pisać czemu ta czekolada dla mnie odpada ;d Ale niestety ostatnio zawiodłam się na jednej tabliczce Lindt i to jeszcze białej w dodatku :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za zaproszenie, skorzystam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam mieszanie uczucia co do połączenia czekolady i alkoholu. Skrajnie różne. Likieru wiśniowego nienawidzę. W tortach to już w ogóle. Dodatku ze śliwek także. Kiedyś odrzucały mnie nawet baryłki Wedla... które potem mi posmakowały. Chociaż może była to inna bombonierka. Cocktaile?

    Tutaj połączenie zdecydowanie nie jest dla mnie. Wolałbym aby wylewał się karmel. A najlepiej biała czekolada ;)

    PS. Miałem info o pojawieniu się wpisu z dwoma składnikami, które zdecydowanie trafiają w mój gust. Jest szansa jeszcze na ujrzenie przez tabliczkę światła dziennego? ;) Jeśli to nie tajemnica oczywiście...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ajajaj, mówisz o wiśniach w alkoholu w torcie szwarcwaldzkim? Ja uwielbiam, to mój ulubiony tort :).

      A co do czekolad - spokojnie, Magiczna Szuflada jest wypełniona po brzegi i będę degustować jej zawartość na bieżąco.

      Usuń
    2. Wiśnie z likierem i w torcie to już w ogóle przecięcie. Serio, może obok mnie stać największy tort czekoladowy i jeśli tylko jest udekorowany lub nadziany czymś w rodzaju lub samym likierem... nawet go nie tknę. Zdjęcie owoców też nic nie da ;)

      Paradoksalnie same wiśnie i czereśnie ubóstwiam.

      Pojawiło mi się info o czekoladzie Lindt, ale nie tej. Miał być... agrest z wanilią ;) Zielone cudo potrafię jeść na kilogramy. Dosłownie! Dlatego tak dopytuję o tę czekoladę :D

      Usuń
    3. Hahaha, ten agrest z wanilią mi się dodał przez pomyłkę :D. Dodawałam sobie fotki i składy nowo zakupionych czekolad w wersjach roboczych i przez przypadek kliknęłam "opublikuj" ;). Kiedyś ją opiszę :D

      Usuń