Źródło: http://przegladhandlowy.pl/4375/nowosc-szkolny-wedel-czekolada-z-pysznymi-dodatkami-na-nowy-rok-szkolny/
Mała, 38-gramowa tabliczka Szkolny wyfrunęła spod Wedlowskich skrzydeł przed rozpoczęciem roku szkolnego 2013/2014. Pierwsze skojarzenie jakie nasuwa się na widok tego typu produktu? Studentska! Przecież to w niepowtarzalnej Studentskiej, pochodzącej zza naszej południowej granicy, roi się od orzechów arachidowych i innych smakowitych dodatków. Nie wierzę, że Wedel nie wzorował się na dziecku czeskiego Oriona. Dobrymi pomysłami, na które wpadli producenci Szkolnego są gramatura idealna "do kieszonki" i całkiem udana szata graficzna opakowania (od razu wiadomo, do kogo kierowany jest wyrób). Ale, zaraz zaraz? Co ów produkt robi na moim blogu? Przecież tego typu czekolad miałam wystrzegać się jak ognia...
Jak się już zapewne domyślacie, Szkolnego kupiłam w wyniku przeceny. Termin przydatności do spożycia nieubłaganie się zbliżał, toteż Carrefour rzucił karton pełen tabliczek: 99 groszy za sztukę. A że wieczorem czekało mnie posiedzenie nad magisterką pomyślałam, że małe cukrowe doładowanie nie zaszkodzi - choćby i nawet miało być obleśnie, to 38 gramów jakoś przełknę. Darmo ocet słodki. Bo nawet nie łudziłam się, że Wedel da radę dorównać Studenstkiej (zresztą biała limitka z bakaliami już dowiodła tego, że nie sięga Orionowi do pięt).
Maleńka tabliczka podzielona jest na klasyczne kostki, jak w większości Wedlowskich czekolad. Od razu widzimy zatopione w niej dodatki, ale nie jest ona nimi upstrzona niczym Studenstka. Najlepszym dowodem na to jest fakt, iż Szkolnego bez problemów można połamać na równe kostki.
Gdy przyłożymy nos do powierzchni produktu, trudno odnaleźć w nim jakiekolwiek kakaowe aromaty. Delikatna mleczność też gdzieś przepadła. Ot, cukrowa brązowa masa. Na pierwszy plan wysuwa się sztuczny aromat pomarańczy, dobrze mi znany z Wedlowskiej mlecznej z cząstkami pomarańczowymi. Zresztą, owocowe cząstki umieszczone w Szkolnym niczym nie różnią się od tych zawartych w powyższej czekoladzie (owocowe to trochę za dużo powiedziane, spójrzcie na skład...). Nosem wyczuć można jeszcze aromat fistaszków, ale stanowi on jedynie tło.
Mleczna czekolada jest kiepska. Bardzo słodka i naprawdę nijaka. Trudno doszukiwać się tu jakichkolwiek górnolotnych doznań. Orzechów nie jest wiele, co stanowi duży minus - w końcu orzechy zawsze ratują sytuację! Niby są to połówki orzeszków, ale jakieś takie niedorobione... Przy tak małej gramaturze produktu, Wedel mógł się postarać i naprawdę solidnie zapodać orzechami. Niestety, okazał się być niezwykłym skąpcem.
O cząstkach pomarańczowych nie ma co się rozpisywać - odsyłam do linka powyżej. Wedel mógł udoskonalić ten dodatek, bo czuć od niego chemią z kilometra. Pomarańcza jest sztuczna niczym w płynie do naczyń. Na dodatek, niektóre cząstki były przesadnie potraktowane kurkuminą - ich barwa była na tyle intensywna, że mogłabym je posądzić o świecenie w ciemności...
Nad chrupkami też nie ma sensu się rozwodzić. Jedyne, co nadają czekoladzie, to chrupkość (doprawdy, trudno było się tego spodziewać ;)). Nawet ciężko mówić tu o jakichkolwiek wrażeniach smakowych. Wtapiają się w wszechobecną słodycz i totalnie giną.
Najbardziej przeraża mnie fakt, jak prędko pochłonęłam opisywany dziś produkt. Rach ciach i pozamiatane. Rzadko zdarza mi się wciągać słodycze niczym odkurzacz, zdecydowanie wolę się nimi delektować. Tutaj jednak nie było się nad czym skupić. Przeciętność produktu włączyła we mnie tryb bezmyślnego pożeracza cukru. Żadnych uniesień, ot, chęć szybkiego podniesienia poziomu glukozy we krwi.
Podsumowując - mogło być fajnie, a wyszło jak zawsze. Pomysł na nadzianą małą tabliczkę, którą można nosić przy sobie jako koło ratunkowe jest jak najbardziej trafny. Gdyby tylko wykonanie było solidniejsze, to może sama kupowałabym regularnie taki smakołyk. Niestety, Wedel nie jest w stanie podołać zadaniu stworzenia funkcjonalnego produktu o świetnej jakości. Szkoda.
Skład: cukier, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, orzechy arachidowe 9%, cząstki pomarańczowe 5% (glicerol, syrop fruktozowo-glukozowy, zagęszczony przecier pomarańczowy 6%, błonnik z pszenicy, cukier, tłuszcz palmowy, skrobia ryżowa, pektyna, kwas cytrynowy, naturalny aromat pomarańczowy, kwas askorbinowy, kurkumina), chrupki 4% (mąka ryżowa, mąka pszenna, mąka kukurydziana, cukier, mąka owsiana, koncentrat słodu jęczmiennego, sól), serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu, aromaty.
Jak się już zapewne domyślacie, Szkolnego kupiłam w wyniku przeceny. Termin przydatności do spożycia nieubłaganie się zbliżał, toteż Carrefour rzucił karton pełen tabliczek: 99 groszy za sztukę. A że wieczorem czekało mnie posiedzenie nad magisterką pomyślałam, że małe cukrowe doładowanie nie zaszkodzi - choćby i nawet miało być obleśnie, to 38 gramów jakoś przełknę. Darmo ocet słodki. Bo nawet nie łudziłam się, że Wedel da radę dorównać Studenstkiej (zresztą biała limitka z bakaliami już dowiodła tego, że nie sięga Orionowi do pięt).
Maleńka tabliczka podzielona jest na klasyczne kostki, jak w większości Wedlowskich czekolad. Od razu widzimy zatopione w niej dodatki, ale nie jest ona nimi upstrzona niczym Studenstka. Najlepszym dowodem na to jest fakt, iż Szkolnego bez problemów można połamać na równe kostki.
Gdy przyłożymy nos do powierzchni produktu, trudno odnaleźć w nim jakiekolwiek kakaowe aromaty. Delikatna mleczność też gdzieś przepadła. Ot, cukrowa brązowa masa. Na pierwszy plan wysuwa się sztuczny aromat pomarańczy, dobrze mi znany z Wedlowskiej mlecznej z cząstkami pomarańczowymi. Zresztą, owocowe cząstki umieszczone w Szkolnym niczym nie różnią się od tych zawartych w powyższej czekoladzie (owocowe to trochę za dużo powiedziane, spójrzcie na skład...). Nosem wyczuć można jeszcze aromat fistaszków, ale stanowi on jedynie tło.
Mleczna czekolada jest kiepska. Bardzo słodka i naprawdę nijaka. Trudno doszukiwać się tu jakichkolwiek górnolotnych doznań. Orzechów nie jest wiele, co stanowi duży minus - w końcu orzechy zawsze ratują sytuację! Niby są to połówki orzeszków, ale jakieś takie niedorobione... Przy tak małej gramaturze produktu, Wedel mógł się postarać i naprawdę solidnie zapodać orzechami. Niestety, okazał się być niezwykłym skąpcem.
O cząstkach pomarańczowych nie ma co się rozpisywać - odsyłam do linka powyżej. Wedel mógł udoskonalić ten dodatek, bo czuć od niego chemią z kilometra. Pomarańcza jest sztuczna niczym w płynie do naczyń. Na dodatek, niektóre cząstki były przesadnie potraktowane kurkuminą - ich barwa była na tyle intensywna, że mogłabym je posądzić o świecenie w ciemności...
Nad chrupkami też nie ma sensu się rozwodzić. Jedyne, co nadają czekoladzie, to chrupkość (doprawdy, trudno było się tego spodziewać ;)). Nawet ciężko mówić tu o jakichkolwiek wrażeniach smakowych. Wtapiają się w wszechobecną słodycz i totalnie giną.
Najbardziej przeraża mnie fakt, jak prędko pochłonęłam opisywany dziś produkt. Rach ciach i pozamiatane. Rzadko zdarza mi się wciągać słodycze niczym odkurzacz, zdecydowanie wolę się nimi delektować. Tutaj jednak nie było się nad czym skupić. Przeciętność produktu włączyła we mnie tryb bezmyślnego pożeracza cukru. Żadnych uniesień, ot, chęć szybkiego podniesienia poziomu glukozy we krwi.
Podsumowując - mogło być fajnie, a wyszło jak zawsze. Pomysł na nadzianą małą tabliczkę, którą można nosić przy sobie jako koło ratunkowe jest jak najbardziej trafny. Gdyby tylko wykonanie było solidniejsze, to może sama kupowałabym regularnie taki smakołyk. Niestety, Wedel nie jest w stanie podołać zadaniu stworzenia funkcjonalnego produktu o świetnej jakości. Szkoda.
Skład: cukier, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, orzechy arachidowe 9%, cząstki pomarańczowe 5% (glicerol, syrop fruktozowo-glukozowy, zagęszczony przecier pomarańczowy 6%, błonnik z pszenicy, cukier, tłuszcz palmowy, skrobia ryżowa, pektyna, kwas cytrynowy, naturalny aromat pomarańczowy, kwas askorbinowy, kurkumina), chrupki 4% (mąka ryżowa, mąka pszenna, mąka kukurydziana, cukier, mąka owsiana, koncentrat słodu jęczmiennego, sól), serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, polirycynooleinian poliglicerolu, aromaty.
Masa kakaowa min. 29%.
Masa netto: 38 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 520 kcal
BTW: 8,2/27,8/56,9
Po moich ostatnich doznaniach z czekoladą Wedla wróciłam do hejtowania tej marki, nie wiem czemu nie potrafią oni zajarzyć, że żadna innowacja nie wypali, jak sam smak czekolady będzie do bani. Ale przynajmniej dałaś rade zjeść tą czekoladę, w koszu nie wylądowała ;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie wyrzucam jedzenia ;) (no chyba, że zepsute :P)
UsuńCzekolady nigdy nie wyrzucę :) No raz nie zjadłem i oddałem innym byl to jakis dziwny angielski wynalazek Cadbury.
OdpowiedzUsuńCo do Wedla to czytajac twoje recencje zgadzam się calkowicie . Zresztą właściciele na dniach odwolali prezesa i na razie do znalezienai nowego obowiazki pełni Japończyk.
No wyrzucać czekoladę to już w ogóle grzech :D. Zawsze znajdzie się ktoś, komu zasmakuje tabliczka, która akurat nam nie przypadła do gustu.
UsuńHmm... Ciekawe jak dalej będą toczyć się losy Wedla i czy przetasowania w zarządzie wprowadzą jakieś zmiany w produktach...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDoskonale pamiętam tą małą tabliczkę czekolady i szkoda że jej już nie ma bo mi bardzo smakowała. Aktualnie zajmuje się robieniem deserów czekoladowych z https://wkuchnizwedlem.wedel.pl i muszę przyznać, że wychodzą mi całkiem niezłe. Oczywiście wszytko zawdzięczam dobrej czekoladzie.
OdpowiedzUsuń