Kolejna w węgierskich czekolad, zakupiona na szybko na stacji benzynowej. Nie lubię ekspresowych słodyczowych zakupów, kocham medytować przy półce i mieć pewność świadomego wyboru. W tym wypadku, do kupna przekonał mnie fakt, iż czekolada jest ciemna i posiada ciekawy dodatek, a mianowicie czarną herbatę. W sklepie nie miałam czasu na wczytywanie się w skład i inne szczegóły.
Po rozpakowaniu z kartonika i złotka okazało się, że niestety czekolada nieco zmasakrowała się podczas podróży. Upał wdał się we znaki i po przechowaniu w lodówce tabliczka zastygła w dość dziwny sposób - każda kostka miała wgłębienie, jakby ktoś wydusił z niego nadzienie. Samego nadzienia jednak ani śladu na złotku... Ciężko mi oceniać tą czekoladę ze względu na to, iż nie mam pojęcia jak powinna wyglądać jej właściwa forma.
Nadzienia właściwie brak, nie mam pojęcia, co się z nim stało. Może stanowi zwartą część z samą ciemną czekoladą? Ale w takim razie - skąd te wgłębienia? To pozostanie zagadką, więc skupię się na smaku tego, co przetrwało podróż... Dość poprawna deserowa czekolada z dziwnymi smakowymi nutami... Jakaś mieszanka alkoholu i akcentów bergamotowych, charakterystycznych dla herbaty earl grey. Jeśli chodzi o skład, przeszkadza duży udział syropu glukozowego (jak
się domyślam, stanowił bazę tego, co powinno być nadzieniem), oraz
sorbinian potasu jako konserwant (widać nie zakonserwował mojej
czekolady w wystarczający sposób ;)). Całość zjadliwa ale jakaś... dziwna. Nietypowa. Gdybym miała możliwość, kupiłabym jeszcze raz tą tabliczkę by sprawdzić, jak zachowuje się w stanie nienadszarpniętym ;).
Skład: miazga kakaowa, cukier, syrop glukozowy, tłuszcz kakaowy, ekstrakt herbaty 6% (śmietanka, woda, czarna herbata), tłuszcz mleczny, sok cytrynowy (woda, puree cytrynowe), alkohol, sorbinian potasu, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy.
Masa kakaowa min. 53%.
Masa netto: 100 g.
Wartość energetyczna w 100 g: 465 kcal.
BTW: 5,8/28,6/42,1
Sam dodatek ciekawy ale nie wiem po co tam jest alkohol.
OdpowiedzUsuńSię zastanawiam nad wycieczką w kierunku Węgier właśnie i tak sobie przeglądam Twoje wpisy, czy nie ma niczego, na co powinnam tam zwrócić uwagę. Swoją drogą, chyba się uzależniłam od Twoich opisów czekolad, serio. Są tak obrazowe, że czuję się, jakbym sama je jadła.
OdpowiedzUsuńNo, to będę jeździć od stacji, do stacji, jeśli zdecyduję się na wyjazd.
Lepiej znaleźć jakiś porządny sklep z czekoladami, a nie węszyć po stacjach :D. Ja przez Węgry tylko przejeżdżałam, i to mikrobusem, więc alternatywy nie miałam.
UsuńCzy mam Ci zaproponować terapię? :D Strasznie mi schlebiasz! :)
Świetnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń