wtorek, 19 września 2017

Tibitó Tumaco 70% ciemna


Zgodnie z zapowiedzią, powracamy do kolumbijskiego regionu Tumaco! Tym razem, kakao rosnące w tym regionie zaprezentuje nam marka Tibitó. Zakupiłam sporo ich tabliczek podczas pobytu w Kolumbii, a dziś opisywana jest pierwszą, po którą sięgnęłam w domu. Tibitó jest młodą marką, powstałą w 2015 roku. Siedziba firmy mieści się w Bogocie. To tam sprowadzane są ziarna z różnych regionów Kolumbii, by zostać poddanymi prażeniu o profilu różnym w zależności od rejonu pochodzenia. Tam mają miejsce także pozostałe procesy, dzięki którym otrzymujemy bogactwo kolumbijskich tabliczek. Jeśli chodzi o Tumaco, (który to region znacie już dzięki Perla Negra 74% oraz Tumaco 82% od Cacao Hunters) - w ofercie Tibitó znajdują się dwie czekolady w tego regionu: ciemna 70% i mleczna 42%. Udało mi się kupić obie, a najpierw chcę Was zapoznać z wersją ciemną.


Czekolady Tibitó występują w dwóch rozmiarach: 80 i 40 g. Niektóre z rodzajów udało mi się zakupić w mniejszej, inne w większej wersji. Tabliczki z Tibitó miałam 40-gramowe. Nieduża tafla czekolady podzielona na klasyczne, nieduże kostki wyglądała bardzo niepozornie. Jej ciemne, poważne oblicze łamało się z chrzęstem, ukazując dość proszkowe wnętrze. Pachniała niczym dorodne płatki kwiatów zanurzone w cukrze pudrze, osnute dodatkowo dymem z paleniska.


Od początku zdałam sobie sprawę, że doznania płynące z Tibitó będą inne niż u Cacao Hunters - przede wszystkim przez wzgląd na strukturę. Tibitó nie była tak aksamitna jak Cacao Hunters, a bardziej sucha i proszkowo-pudrowa. Mimo tego, rozpuszczała się szybko i sprawnie. Tumaco 70% sprawiła wrażenie, jakoby ziarna użyte do jej przygotowania były dość mocno prażone. Dominującymi nutami okazały się bowiem mocno wypieczone kakaowe ciasto, czy wręcz przypalony spód od tego ciasta.

 Nie można jednak stwierdzić, że było to ciasto nieudane. Po chwili do głosu doszła gruba maślana kruszonka oraz całe mnóstwo cudnie kwaskowatych, choć już w pełni dojrzałych czerwonych porzeczek. Spod przypalonej goryczki coraz wyraźniej wyłaniała się słodycz, toteż porzeczkę zidentyfikowaliśmy jako solidnie posłodzoną. Kwaskowatość porzeczek z czasem zupełnie unika, oddając pałeczkę duetowi goryczy i słodyczy. O typowej kolumbijskiej kwaśności nie mogliśmy już nawet myśleć. Cukier puder i nieco ziemista goryczka przypalonego ciasta towarzyszyły nam do końca.


Goryczka jest wyważona, a suchość wypieku miesza się z wilgocią i soczystością owoców. W finiszu pojawia się powiew chłodu, przez co Tumaco 70% stała się dla mnie kakaowym ciastem popijanym schłodzoną herbatką miętową. Momentami słodycz stawała się aż dziwnie mocna. Parę razy zaleciało mi też piołunowym posmakiem surowego ziarna kakao.

W Tumaco 70% szczególnie uderzyła mnie zaskakująco mocna prażoność, momentami szaleńczo porywcza słodycz, no i miętowy powiew chłodu. Nie była to jednak tabliczka wyjątkowo wykwintna czy zachwycająca. Tabliczki z Tumaco od Cacao Hunters były dla mnie zdecydowanie bardziej charakterystyczne. Zobaczymy, czym uraczą mnie pozostałe czekolady od Tibitó...



Skład: masa kakaowa, cukier, lecytyna słonecznikowa.
Masa kakaowa min. 70%.
Masa netto: 40 g.

4 komentarze:

  1. Opakowanie rzeczywiście wyglada dość nowocześnie. Sama czekolada brzmi ciekawie. Dobrze, że ta silna prażoność jest jednak łagodzona słodyczą, gdyby nie to, to bym chyba jej się trochę obawiał. Niestety, jest mała szansa, że będę miał okazję spróbować czegoś tak egzotycznego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie Tibitó mają takie same opakowania, różnią się tylko naklejką z boku. Teraz jestem już po kilku degustacjach czekolad tej marki i dopinguję, aby udało Ci się kiedyś je dorwać. Są naprawdę warte uwagi. Zupełnie inne od Cacao Hunters, nie mniej jednak Kolumbia ma prawdziwe czekoladowe perełki!

      Usuń
  2. Jakbym tylko wyniuchała cukier puder, byłabym sceptyczna. Maślana kruszonka, posłodzone czerwone porzeczki... to jakoś też do mnie nie przemawia. Pewnie przy tym wszystkim nie zwróciłabym uwagi na "miętowy powiew", więc ogólnie stwierdzam, że o dziwo wreszcie jakaś kolumbijska czekolada, której aż tak Ci nie zazdroszczę. :P

    OdpowiedzUsuń